[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się ani słowem. Jakby w ten sposób chciał podkreślić swój niższy status, a jeszcze bardziej
pogardliwy stosunek Diderika Swerda do siebie.
Gospodarz zaczął nareszcie swoją opowieść:
- Miało się to jakoby wydarzyć w czasach, kiedy Dalarna nawracana była na wiarę
chrześcijańską. Waszmościowie powinni wiedzieć, że Dalarneńczycy nie chcieli przyjmować
nowej wiary dobrowolnie. I, rzecz jasna, pogańskie przesądy były najbardziej zakorzenione
właśnie w odległych osadach na pustkowiach.
- O, tak, nietrudno mi w to uwierzyć - rzekł pastor z nienawiścią .
Andre uśmiechnął się mimo woli.
Mamy więc nową legendę opowiadaną w ramach innej legendy. Niezle! Wydarzenia cofają
się jeszcze bardziej w czasie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że mi się to wszystko nie
pomiesza i zdołam prześledzić akcję we właściwym porządku.
Sprawa interesowała go jednak coraz bardziej. Ogromnie był też ciekaw, co się stało w
Vargaby.
34
- Przybyli tedy wysłańcy Pana do Vargaby, niosąc krzyż i psałterz, a tam panowało
pogaństwo bardziej zatwardziałe, niż sobie to można wyobrazić - opowiadał chłop.
Jego małżonka wróciła właśnie do izby i słyszała ostatnie słowa.
- Uff - skrzywiła się niechętnie. - A jednak chcesz o tym gadać, ojciec?
- Chcieliśmy się dowiedzieć wszystkiego - odparł pastor gniewnie. - Domyślam się, że
wydarzenia mogły mieć miejsce gdzieś na początku dwunastego stulecia. Wiadomo
bowiem, że odległe rejony Dalarna i Harjedalen długo stawiały opór chrześcijaństwu.
Przeklęci poganie!
- Nie nasza rzecz sądzić, jak tam było - rzekł gospodarz pojednawczo. - W każdym razie
utrzymała się tam władza feudalna. Jeden chłop był właścicielem niemal całej wsi, a
pozostali byli jego podwładnymi, traktował ich jak niewolników. Nazywał się podobno Vret
Joar Jonsson. Potężny to był mąż. Włosy i zarost otaczały niby chmura jego twarz jak
wyciętą w kamieniu. Vret Joar Jonsson miał jedną przypadłość, czy też można by
powiedzieć: namiętność. Kochał dziewice.
- O, a któż ich nie kocha? - zachichotał obleśnie Diderik.
- Możliwe, ale Vret Joar kochał je na swój sposób. Składał je w ofierze pogańskim bóstwom.
Freyowi, bogowi płodności. Albo Frei, bogini urodzaju.
- Co takiego? Jak to: składał w ofierze?
- Jak tu siedzę, to prawda. Co roku składał na ołtarzu krwawą ofiarę i co roku ginęła jedna
dziewica.
- Ależ to potworne! - wykrzyknął pastor.
- Oczywiście. Vret nie był w stanie sam zaznać rozkoszy z kobietą, dlatego ofiarami starał
się przekupić bogów, odzyskać męską siłę .
I to napisała kobieta w osiemnastym wieku, pomyślał Andre. Ta Gerd, matka Petry, musiała
być nie byle jaką osobowością. Zanim powrócił do czytania, musiał zapalić światło, bo
niepostrzeżenie pokój zaczął pogrążać się w mroku. Początkowo zresztą Andre sądził, że
pismo jest takie niewyrazne, w końcu jednak zauważył, że to dzień ma się ku końcowi.
No, gospodarzu, chyba przesadzacie - rzekł pastor - takie opowieści może były dobre w
pradawnych czasach, ale nie w naszej erze.
- Waszmościowie słyszeli naszą mowę i wiedzą, jak trudno ją zrozumieć. A przecież my
mieszkamy nad rzeką i wcale nie jesteśmy tu tak bardzo oddzieleni od świata. Czy nic
można sobie wyobrazić, jakimi zamkniętymi rejonami były samotne osady w lasach parę
wieków temu? Ludzkie zwyczaje i bojazń boża niełatwo torowały sobie drogę do leśnych i
35
górskich pustkowi Alvdalen. Mieszkańcy poszczególnych osad prawie się ze sobą nie
widywali. I ledwie się domyślali, że poza granicą lasów istnieje jakiś inny świat. Niewiele
wiedzieli o sąsiedniej wsi. Jeszcze teraz, w osiemnastym wieku, Vargaby i inne małe osady
z pustkowi są całkowicie odcięte od ludzkiej wspólnoty. Na takiej glebie mogą rozkwitać
najrozmaitsze mroczne rytuały.
Diderik sprawiał wrażenie zamyślonego.
- Owszem, to mi się wydaje zrozumiałe. Ale to była niewielka osada! Jakim sposobem Vret
Joar zdobywał tak wiele dziewic, żeby co roku składać ofiarę?
- O, nie było ich tak wiele. Cała ta sprawa z ofiarami trwała zaledwie jakieś cztery czy pięć
lat, aż doszło do ponurego końca.
- Tak? I co się stało?
- Nie potrzebuję chyba zapewniać, że Vret Joat był człowiekiem znienawidzonym.
Nienawidzili go wszyscy, ale jeszcze bardziej się go bali. Miał on syna, który urodził się w
czasach, gdy Joar był jeszcze w stanie wziąć kobietę w objęcia. Wychowywał go na swego
następcę we wszystkim, także w swym pogańskim procederze. Dopóki pozostanie w okolicy
choć jedna dziewica, bogowie mogą liczyć na ofiarę...
Wszakże złego człowieka wcześnie dosięgła kara! Los Vreta Joara Jonssona był nie do
pozazdroszczenia. Nocami nie zaznawał odpoczynku. Pomordowane dziewice noc w noc
nawiedzały we śnie swego prześladowcę.
- Wyrzuty nieczystego sumienia - potwierdził pastor.
- Ale nie na tym koniec! Ludzie powiadają, że one naprawdę przychodziły. %7łe dusze
niewinnych dziewic zadręczały go niemal na śmierć. Pozostały jednak duchami i naprawdę
uśmiercić go nie mogły. Dlatego pojawiały się przeważnie w snach, dręczyły go i
prześladowały bez umiaru. A zresztą Joar przysięgał na wszystko w świecie, że często nie
spał i widywał je na jawie.
- Moim zdaniem to okrutniejsza kara niż śmierć - westchnął Diderik. - Powiedz mi... W jaki
sposób dokonywano ofiary? Czy palono je na stosie?
- Nie, nie, ludzie mówili, że bóg Freyra swoją siedzibę w lesie, nad małym jeziorkiem.
Dziewice były wpychane do wody. Przez mężczyzn uzbrojonych w dzidy.
Pastor jęknął ze zgrozy.
- Czy nie prościej byłoby przebić dzidami Vreta Joara? - zastanawiał się Diderik.
- Nie mogli tego zrobić. Joar miał strażników. Kilku zaufanych ludzi, którzy chętnie służyli
bogatemu panu.
36
- Historia się powtarza - mruknął Diderik Swerd.
- Owszem, tak bywa! Zresztą to głównie strażnicy wpędzali do wody nieszczęsne
dziewczęta. Tylko że nie było ich zbyt wielu, zatem krewni i przyjaciele wybranej panny, być
może młodzi chłopcy, którzy marzyli właśnie o niej, zmuszani byli do udzielania pomocy.
Trzeba waszmościom wiedzieć, że wiara w starych bogów była głęboka, ludzie się ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]