[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak. Masz rację. Zaraz wrócę,
Jake rozejrzał się wśród tłumu. Eugene Perry stał na werandzie i
rozmawiał z sierżantem Osherem i jeszcze jednym kompanem od
kieliszka. Ben Dwyer gawędził z kimś, kogo Jake nie mógł dojrzeć,
bo zasłaniała go ściana. W restauracji został tylko Arly, ale na czas
akcji bar miał pozostać zamknięty.
- Powiedział pan, że zna te objawy, tak? - zagadnął Jake'a szeryf.
- Byłem kiedyś na misji wojskowej, gdzie kilka osób zjadło
sałatkę z grzybów. Kilka godzin pózniej dostali boleści. Dwóch ludzi
zmarło. Od tamtego czasu nie jem grzybów.
- Uważa pan, że to także zatrucie grzybami? I jak to właściwie
było?
Jake zawahał się.
- Możliwe. Ojciec Amy chciał wyjawić jej jakąś tajemnicę.
Susan strasznie się wtedy zdenerwowała. Błagała go, żeby nic nie
mówił.
- Domyśla się pan, o co chodziło?
- Nie. Powiedział tylko, że milczał przez wiele lat.
Ich rozmowę przerwała Amy, która podeszła do Jake'a z torebką
przewieszoną przez ramię.
- Jake, musimy już iść-powiedziała zdenerwowana.
- Zadzwonię do doktor Martin i powiem jej, żeby przyjechała do
szpitala - obiecał Hepplewhite.
144
ous
l
a
and
c
s
W oczach Amy błysnęły łzy.
- Dziękuję panu.
Jake wyprowadził ją na zewnątrz. Minęli tłum żądnych sensacji
dziennikarzy i ekip telewizyjnych i nagle Jake stanął jak wryty. Przed
domem nie było jego wozu, a na jego miejscu stał teraz duży
samochód terenowy.
Co się mogło stać? Jake doskonale pamiętał, że rano przyjechał
tu z Mattem zaraz po tym, jak wykąpali się i zmienili ubrania.
Matt! Nie widział go od czasu, gdy rodzice Amy dostali boleści.
Usilnie odsuwał od siebie myśl, że chłopak zabrał samochód, ale nie
potrafił znalezć innego wytłumaczenia. Zwłaszcza że Matt miał na
swym koncie kradzieże aut.
Bez słowa poprowadził Amy do jej samochodu.
- Masz kluczyki? - upewnił się.
W odpowiedzi wyjęła je z torebki i włożyła mu do ręki.
- W porządku? - zagadnął ją, kiedy wyjechali na ulicę. Skinęła
głową. Dłonie zacisnęła tak mocno, że aż krew odpłynęła jej z palców.
- Co się dzieje, Jake? - odezwała się po chwili milczenia. -
Niczego nie rozumiem. Mama przestraszyła się, kiedy tata chciał mi
coś powiedzieć. I pamiętam, że strasznie się zdenerwowała, kiedy
Hepplewhite zapytał ją o te zwłoki w piwnicy. -dyskretnie otarła
cieknące po policzkach łzy. - Mama unika mnie od tamtej pory. A
teraz Kelsey zaginęła. Jakby tego było mało, ktoś mnie prześladuje, a
moi rodzice poważnie się zatruli. Boże, dlaczego nie zostałam za
granicą?
145
ous
l
a
and
c
s
Jake uspokajająco ścisnął jej dłoń.
- Czy sądzisz, że twoi rodzice wiedzą, czyje to zwłoki?
- Nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że tak. Jeśli wiedzą, to
dlaczego nie powiedzieli o tym szeryfowi? Czego mama tak panicznie
się boi? I gdzie jest Kelsey?
Jake zamyślił się.
- Wiesz, zastanawiam się, czy to możliwe, żeby ktoś porwał
Kelsey po to, żeby zamknąć usta twoim rodzicom?
Zapadło milczenie. Jake spojrzał na nią ukradkiem i zobaczył, że
szklanym wzrokiem wpatruje się w dał.
- Myślisz, że Kelsey jeszcze żyje?
- Tak - odparł z przekonaniem. - Nie możesz w to wątpić.
- Staram się myśleć realistycznie. Jeżeli jakiś potwór porwał
moje dziecko...
- Nasze dziecko - sprostował Jake. - Ale odzyskamy je. Amy
zacisnęła powieki, z trudem wstrzymując dławiący ją spazm płaczu.
- Nie było telefonów z żądaniem okupu, prawda? - spytała
dopiero po chwili.
- To raczej mało prawdopodobne. - Jake zacisnął na kierownicy
obie dłonie.
- Dzięki. Zwłaszcza za to, że mnie nie okłamujesz - powiedziała
drżącym głosem. - Jak myślisz, czy moi rodzice wyjdą z tego?
Jake westchnął ciężko.
- Nie wiem, Amy. To zależy, czym się zatruli i jak dużo zdążyli
przetrawić. A także od ich stanu zdrowia.
146
ous
l
a
and
c
s
Wyprzedziła ich pędząca na sygnale karetka. Amy wzdrygnęła
się, kiedy wreszcie zatrzymali się przed szpitalem.
Tymczasem znów zerwała się ulewa i niebo zasnuło się
ciężkimi, ołowianymi chmurami.
Co dzieje się z Kelsey? Czy jest cała i zdrowa? Czy nie jest jej
zimno? A może jest głodna? Jake na próżno starał się odpędzić od
siebie te myśli.
Wysiedli z samochodu i od razu pobiegli do drzwi
prowadzących na oddział intensywnej terapii. Gdy znalezli się w
środku, Jake'a owionął znajomy zapach środków antyseptycznych,
który towarzyszył mu w czasie kilku miesięcy rekonwalescencji.
Szli długim korytarzem, gdy nagle Amy przystanęła i odwróciła
się do niego.
- Jake! Gdzie jest Matt? - spytała z nie skrywanym
przerażeniem. - Wiesz, co jadł? Mam nadzieję, że...
Troska Amy poruszyła go szczerze.
- Nie, nie obawiaj się. Tak jak ja nie lubi grzybów ani sałatek z
majonezem.
- W takim razie gdzie się podział? Nie widziałam go, kiedy
wychodziliśmy.
- Ja też.
Sposób, w jaki to powiedział, zaniepokoił ją.
- Co się stało?
- Mój samochód zniknął - rzekł z wahaniem. Nie chciał dodawać
Amy niepotrzebnych zmartwień.
147
ous
l
a
and
c
s
- Matt jest za młody, żeby prowadzić, prawda? - spytała po
krótkim namyśle.
- W świetle prawa, owszem.
- Nie rozumiem. Jake westchnął ciężko.
- Widzisz, Matt kradł kiedyś samochody.
Amy otworzyła usta, ale zamknęła je szybko, nie wiedząc, co
powiedzieć.
Kiedy czekali, aż recepcjonistka skończy rozmawiać przez
telefon i udzieli im stosownych informacji, w poczekalni pojawiła się
kobieta w białym kitlu. Jake rozpoznał w niej doktor Leslie Martin.
- Chodz, Amy - delikatnie popchnął ją w kierunku drzwi, na
których widniał napis  wstęp wzbroniony".
- Amy? - odezwała się doktor Martin.
- Witaj, Leslie.
- Właśnie dowiedziałam się, że przyjechałaś. Bardzo żałuję, że
spotykamy się w takich okolicznościach.
- Jak się czują moi rodzice?
Lekarka spojrzała na nią z powagą, potem przeniosła wzrok na
Jake'a, aż wreszcie znów popatrzyła na Amy.
- Nie będę cię okłamywać. Jest zle. Oboje są w śpiączce.
Robimy im płukanie żołądków i testy na identyfikację trucizny.
Niestety, nie są już najmłodsi, a na domiar wszystkiego twoja
matka ma kłopoty z sercem. Amy ukryła twarz w dłoniach.
- Muszę ich zobaczyć.
- Nawet nie będą zdawać sobie sprawy, że jesteś przy nich.
148
ous
l
a
and
c
s
- Mimo to chcę do nich pójść.
- W porządku. Zaprowadzę cię, jak tylko ich stan trochę się
unormuje.
Tymczasem popołudnie zamieniło się w wieczór. Do szpitala
przywieziono kolejne ofiary zatrucia. Policja pojawiała się i
odjeżdżała, za każdym razem zadając Amy i Jake'owi jakieś pytania.
Susan i Corny zostali przyjęci na oddział intensywnej opieki
medycznej, a Amy i Jake przenieśli się do mniejszej i nieco
spokojniejszej poczekalni.
Kiedy Amy wreszcie pozwolono na złożenie rodzicom krótkiej
wizyty, Jake podszedł do aparatu telefonicznego i zadzwonił do
restauracji, chcąc zapytać, czy Matt już może wrócił. Odebrał Arly.
- Słuchaj Arly, jestem pewien, że świetnie sobie radzisz, ale
chciałem tylko zapytać, czy widziałeś przypadkiem Matta?
- Matta? Myślałem, że jest z tobą. Nie było go tu od czasu, kiedy
razem wyszliście z domu. Słyszałem, że poszukiwania odłożono do
jutra.
Ta informacja zaskoczyła Jake'a.
- Jeśli chcesz, jutro także zajmę się wszystkim - zaofiarował się
Arly.
- Ale jutro masz wolne.
- Daj spokój!
- Dzięki, Arly. Zamierzałem jutro zamknąć restaurację, ale jeśli
zgodzisz się dopilnować interesu, to świetnie. Będę o tym pamiętał. -
Jake wiedział, że jego pracownik potrzebuje pieniędzy.
149
ous
l
a
and
c
s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl