[ Pobierz całość w formacie PDF ]

talerzu. %7łe matka chowała butelki z koniakiem, gdy tylko
ktoś przychodził. %7łe w drodze do szkoły zawsze szła trzy
metry za innymi, że nigdy się nie odzywała.
Najczęściej biorę ją rano do miasta, zostawiam na dużym
skrzyżowaniu za teatrem, skąd idzie w kierunku strefy
dla pieszych. Dzisiaj parkuję, wysiadam, kupuję papiero-
sy. Przechodzi przez ulicę, zatrzymuje się na następnym
czerwonym świetle, w tłumie ludzi. Patrzę za nią, gdy robi
tych kilka kroków, a ona z pewnością o tym wie. Odwraca
się, zdejmuje apaszkę, macha nią, krzyczy coś nad obcymi
głowami, niektóre z nich odwracają się w moim kierunku,
śmieje się i znika w tłumie. Jeszcze raz migną mi jej jasne
włosy, potem schowa się za obcymi plecami.
70
Przeprowadziłam wczoraj pięć wywiadów, uścisnęłam co
najmniej dziesięć wilgotnych dłoni, co najmniej trzydzieści
razy powiedziałam: proszę nie patrzeć do kamery, tylko
na mnie, po prostu na mnie, i proszę mówić zupełnie na-
turalnie, proszę nie myśleć o tym urządzeniu, wiem, że
to trudne. Operator wywracał oczami, przy wspólnym
obiedzie nie powiedział ani słowa, zapłaciłam rachunek,
podczas jazdy trąbił i przeklinał, aż rozbolała mnie głowa.
Pózniej wyzywał ludzi na ulicy od aspołecznych, a ja zapo-
biegłam bijatyce, kiedy ktoś z tego powodu chciał zrzucić
mu z ramienia kamerę.
Wieczorem wrzeszczałam na montażu, że nie chcę wię-
cej pracować z tym dupkiem, a asystentka producenta po-
wiedziała cicho: ok, nie musisz. Pózniej szepnęła coś swoje-
mu szefowi, który popatrzył na mnie, jakbym ześwirowała,
akurat ja. Wreszcie wylądowałam w barze, piłam piwo.
Ktoś mnie zagadnął, a ja wiedziałam, że to najgorsze, co
może mi się przytrafić, zostać zagadniętą w barze przez
nieznajomego.
Kiedy człowiek się odkochuje, chudnie, powiedział nie-
znajomy, a ja wyjaśniłam, że to bzdura, nie sprawdza się,
przynajmniej w moim przypadku. Przybrałam co najmniej
osiem kilo. już nie wchodzę na wagę. Zapakowałam ją
w folię, znikła w szafie, o której zapomniałam już, gdzie
stoi. Jem wszystko. Wszystko, co przynosi moja matka,
wszystko, co zapakuję w supermarkecie, wszystko, co mogę
kupić przy okazji na stacji benzynowej, wszystko, co ładuję
do zamrażalnika.
Aadując, odkryłam zdjęcia, które zrobiłyśmy sobie po-
nad rok temu. Ja jej, a ona mnie. Ma zafarbowane na biało
71
włosy spadające na twarz długimi pasmami. Wtedy po-
wiedziała, że to jedno z nielicznych zdjęć, które jej nie
torturuje i dlatego wolno mi je przykleić do lodówki. Póz-
niej włożyła je do zamrażalnika, tłumacząc, że jej uczucia
dla mnie są takie jak temperatura w jego środku. Zostawi-
łam je tam. Obok trzech paczek szpinaku w śmietanie.
W naszych ostatnich tygodniach przedłożyła mi zdjęcia
jako materiał dowodowy. Wszystkie były nieostre. Powie-
działa, że zatraciłam kontury, więc nic dziwnego, że i one
się takie zrobiły. Znikła z nieostrymi zdjęciami, i od tej
pory choruję. Boli mnie żołądek. Muszę leczyć zęby. Mam
półpasiec. Brak mi tchu. Leżałam na kamieniach gdzieś
w lesie, w którym nigdy przedtem nie byłam, i wydawało
mi się, że nie złapię oddechu.
Zastanawiałam się nocami, pózniej także w dzień, o co
chodzi z tym siedzeniem w portach albo na występie, któ-
ry nie jest balkonem, albo nad morzem podczas zachodu
słońca. Co to znaczy pić piwo, ledwie niebo zaczyna zmie-
niać kolor. Co to znaczy nie wychodzić z łóżka przez cały
dzień. Dziś rano zgłosiłam, że jestem chora. Asystentka
producenta powiedziała cicho, jak zwykle: %7łyczę powro-
tu do zdrowia. Przyszła moja matka ze świeżymi bułkami,
których potem nikt nie zjadł. Ustaliłyśmy znak dzwon-
kiem, dwa razy krótko, raz długo, bo od miesięcy nikomu
nie otwieram. Matka przyniosła gazetę, żeby pokazać mi
zdjęcie kobiety, która dała sobie zoperować nos. Operacja
się nie udała, kobieta została oszpecona. Położyła otwartą
gazetę obok mojego kubka z kawą, spojrzała matczynym
wzrokiem, który miał mi powiedzieć: to jest prawdziwe
nieszczęście, ciesz się.
72
Przyniosłam z pokoju brudne ubrania, odkręciłam ku-
rek, nasypałam do pralki proszku, wlałam płyn zmiękcza-
jący, ta czynność mnie uspokoiła. Usiadłam przed pralką,
przyglądałam się jednostajnym obrotom bębna. Wsłuchi-
wałam się w jego odgłos, kiedy ruszał, w odgłos wlewają-
cej się do niego wody. Pózniej siedziałam przy suszarce na
pranie, z filiżanką aromatyzowanej herbaty czekałam, póki
nie wyschło. Obserwowałam, jak wilgotne powietrze znad
kaloryfera zasnuwa parą okna, jak krople wody spływają,
by spaść na parapet. Tak jest od miesięcy. Przyglądam się
schnącemu praniu i myślę, że dokładnie to, ten widok, bę-
dzie mi musiał na jakiś czas wystarczyć.
PSY
Mieszkaliśmy w bloku z czerwoną fasadą, pięcio- albo sześ-
ciopiętrowym, rodziny nad nami, pod nami, z dziećmi, za
każdymi drzwiami troje lub czworo, z dziadkami stoją-
cymi w oknach i obserwującymi autostradę, słupy wyso-
kiego napięcia, kilka dróg wyjazdowych z naszego osiedla.
Kaj miał kilku braci i był z jednej z tych rodzin mieszkają-
cych w blokach z bladoniebieską fasadą, po drugiej stronie
ulicy, za stacją trafo, tam, gdzie pociągi wjeżdżają do mia- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl