[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Może kamerą termowizyjną? - podsunął nadinspektor. - W miejscu wykutej
dziury ściana będzie miała inną strukturę, inaczej się nagrzeje i da wyrazny
odczyt. Wtedy trzeba kuć.
- Odpada. Jeśli Skłodowska ukryła tu dziennik, to tynk będzie z tego samego
niemal okresu co budynek, z tego samego surowca...
- Poza tym w czasie wojny instytut mógł zostać poważnie uszkodzony,
zbombardowany, ostrzelany, wypalony - ciągnął szef. - Wszystkie tynki mogą
być nowe.
- Tu był chyba niemiecki szpital polowy - przypomniałem sobie strzępy
zapamiętanych informacji. - Głowy nie dam...
- Ciekawe, jak oni rozwiązali ten problem - zauważył szef. - W każdym razie
jak ich dorwiemy, to trzeba będzie się zainteresować, co za sprzęt mieli w
torbach...
- I wykorzystać zgodnie z przeznaczeniem? - uśmiechnął się policjant.
- Dlaczego nie? - wzruszyłem ramionami.
Nagle stojący przed nami monitor zaśnieżył.
- Oho - mruknąłem. - Zdaje się, że mamy gości...
- Może to awaria sieci, a może... - odbezpieczył pistolet. - Trzeba sprawdzić
warty.
Otworzył drzwi i ruszył powoli naprzód. Wyjął radiostację.
- Malinowski, Kowalczyk, odbiór. Pospaliście się, chłopaki?
W tym momencie jakby wpadł na ścianę. Zatrzymał się w pół kroku i osunął na
ziemię.
Cofnąłem się, wpychając ramieniem szefa z powrotem do archiwum.
Zatrzasnąłem drzwi i zablokowałem szczelinę pod nimi kurtką.
- Do diabła - wystukałem na komórce numer alarmowy, ale wyświetlacz
pokazał, że nie ma zasięgu. - Gaz usypiający, musieli go puścić w wentylacji -
mój głos zabrzmiał dziwnie...
Podłoga skoczyła do góry, a może to ja się przewróciłem?
***
Doszedłem do siebie po kilkunastu minutach. U uszach mi szumiało.
82
Poruszyłem rękami - skute... Leżałem w gabinecie na pierwszym piętrze. Okno
ktoś uchylił. Zakaszlałem. Bolała mnie głowa, ale poza tym chyba nie doznałem
żadnego uszczerbku.
- Najwyrazniej użyli innego gazu niż w teatrze w Moskwie - usłyszałem
ochrypły głos Skorlińskiego.
- To mamy szczęście w nieszczęściu. Próbowałem zadzwonić, gdy pan padł jak
długi, ale włączyli zagłuszarkę. I co teraz?
- Za pół godziny będzie odsiecz - wyjaśnił.
- Skąd pan wie? - zdumiałem się.
- Widzisz, Pawle, miałem jeszcze jedno zabezpieczenie... Tamta pół-
ciężarówka... Byłem umówiony tak, że co godzinę wysyłam im SMS, a jeśli
spóznię się więcej niż trzy minuty - wkraczają...
- Może być rzeznia... - zauważyłem.
- A my możemy awansować na głównych zakładników, gdyby doszło do
szturmu budynku lub oblężenia. No, poszło...
Teraz dopiero zobaczyłem, że przez cały czas majstrował przy swoich
kajdankach.
- Strasznie nietypowa konstrukcja, a ja ostatnio zaniedbałem trochę zajęcia
warsztatowe - wyjaśnił. - Ostatecznie wysokie szarże mają też od takich spraw
personel niższej rangi. - zażartował i zaraz zabrał się do otwierania moich.
Męczył się przy pomocy wsuwki do włosów. Trwało to ładnych parę minut, aż
wreszcie szczęknęły i obręcz odskoczyła.
- Słyszałem historię o skazańcu, który odgryzł sobie kciuk, żeby móc zdjąć
okowy - westchnąłem.
- Mogłeś wcześniej powiedzieć, to bym się nie musiał męczyć - dobry humor
nie opuszczał go. - Ciekawe, ilu ich jest i gdzie trzymają resztę moich ludzi...
Drzwi, co było do przewidzenia, zamknięte były na głucho.
- Zamek typu yale - mruknął. - Kto otwiera, ja czy ty?
- Spróbuję.
Wyjąłem mu z ręki wsuwkę i po chwili droga ucieczki stała otworem.
Wyjrzałem ostrożnie na korytarz. Pusto. Dobra nasza... Wymknęliśmy się jak
duchy. Z archiwum, przez niedomknięte drzwi, padał promień światła.
Zajrzałem ostrożnie. Jakiś typek przeglądał pospiesznie teczki z dokumentami.
Nadkomisarz pchnął drzwi. Skrzypnęły.
- Igor, pomogi mnie... - typ nawet się nie odwrócił, biorąc nas widocznie za
swoich kompanów.
- Siurpryz - policjant nie zapomniał rosyjskiego.
Szpieg odwrócił się zaskoczony i po chwili znokautowany leżał pod stołem.
- U, do diabła - mój towarzysz roztarł pięść. - Gęba twarda jak beton...
Skułem leżącemu ręce na plecach moimi kajdankami. Policjant odczepił mu
kaburę z pistoletem.
- No, to jeden zero dla nas - powiedział.
Przeszukiwałem pospiesznie kieszenie jeńca. W jednej spoczywała kartka
83
papieru złożona we czworo. Rozprostowałem ją i z wrażenia zakręciło mi się w
głowie.
- A niech mnie... - szepnąłem.
- Poczytasz, Pawle, pózniej - nadkomisarz spojrzał na zegarek. - Musimy
uwolnić naszych i opanować budynek, zanim dotrą tu posiłki...
Ambitny plan... Kurtka szpiega wisiała na krześle. Policjant bez żalu ściągnął z
siebie mundur i założył ją na grzbiet. W półmroku mógł od biedy uchodzić za
członka szajki. Sprawdziliśmy drzwi po drugiej stronie korytarza. Za nimi
siedzieli skuci ludzie nadkomisarza. Skuci to może za dużo powiedziane. Dwaj
zdążyli się już uwolnić i teraz pomagali kumplom pozbyć się gustownych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]