[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wysoki, szczupły człowiek w czarnym ubraniu. Stanął w rogu obok drzwi do klatki
schodowej i czekał.
Uklęknąłem. Słyszałem kroki Izabeli. Przeszła dwa metry ode mnie nawet nie zerkając
w moją stronę. W ciemnościach, widząc tylko jasną plamę światła przy wejściu do jej pokoju,
nie mogła mnie zauważyć. Gdy zniknęła mi z oczu, ostrożnie wyjrzałem zza balustrady.
Tajemniczego osobnika nie było! W słuchawce usłyszałem szczęk otwieranych drzwi i czyjeś
kroki. Ktoś był w moim pokoju, gdzie spał Michał!
Wstałem i pobiegłem do korytarza. Włamywacz usłyszał moje kroki i zobaczyłem
tylko jego szczupłą sylwetkę znikającą w drzwiach na klatce schodowej. Ruszyłem jego
tropem. Zamknął za sobą drzwi i znowu zastosował tę sztuczkę! Gdy otwierałem je, one
skrzypiały, on zamierał w bezruchu. Tym razem moim sprzymierzeńcem okazał się jasno
świecący księżyc zaglądający swymi trupiobladymi promieniami przez okna. Poniżej na
poręczy zauważyłem cień. Skoczyłem w jego kierunku. Biegłem pokonując po kilka stopni na
raz. Uciekinier wbiegł do sali rycerskiej i zniknął za drzwiami na wprost głównego wejścia.
Musiał mieć klucze do wszystkich drzwi!
Szarpnąłem za klamkę. Znalazłem się w ogromnej sali wyłożonej boazerią z
marmurową posadzką, nowoczesnymi stołami i krzesłami ustawionymi w podkowę. Nikogo
tu nie było i nie było też innego wyjścia. Były drugie drzwi prowadzące do sali rycerskiej, ale
zamknięte, bez klamki. Ostrożnie sprawdzałem komnatę oglądając się za siebie, by nie wpaść
w zasadzkę. Było pusto! Nie było innego wytłumaczenia jak to, że w tej sali było tajemne
przejście lub skrytka.
W jednej z saszetek na pasie miałem małe pudełko specjalnego proszku używanego
przez policję do barwienia przedmiotów. Był on niewidoczny, dopóki nie padło na niego
światło ultrafioletowe. Wyszedłem z sali i rozsypałem go na progu i przed wejściem. Potem
pobiegłem do pokoju. Znalazłem się w swoim łóżku w samą porę, bo Michał z zamkniętymi
oczami wyciągniętą ręką sprawdzał, czy jestem gdzieś obok niego.
Szybko usnąłem, zasłuchany w nocne odgłosy zamku. Przejmująca zachowaniem
lokatorów budowla milczała uśpiona, jakby zaskoczona dziwnymi wydarzeniami. Człowiek,
który gościł w moim pokoju i którego goniłem po schodach, skradł tubę z - na szczęście -
pustą rurką.
Nigdy nie miałem problemów z wczesnym wstawaniem, ale gdy nabrałem ochoty
pospać na przykład do siódmej albo ósmej, to tak robiłem. Nie było to możliwe z Michałem.
Obudził mnie o szóstej.
- Co to jest? - zapytał przecierając oczy i patrząc na radiostację.
- Musiałem wczoraj wyjść, gdy spałeś, i zostawiłem to urządzenie, żebym wiedział,
czy nie potrzebujesz mojej pomocy - wyjaśniałem. - Następnym razem gdy mnie nie będzie, a
znajdziesz to obok siebie, naciśniesz ten zielony guzik i będziesz mówił do tej siatki u góry.
To mikrofon. Ja zaraz wszystko będę słyszał w swojej radiostacji.
Chłopiec zafascynowany patrzył na sprzęt.
- Zrobimy próbę generalną? - zaproponowałem. - Wyjdę, a ty za chwilę coś powiesz.
Jak skończysz mówić, musisz puścić guzik. Jasne?
- Jasne - chłopak ucieszył się z nowej zabawy.
Założyłem dżinsy i koszulę, zabrałem ze sobą radiostację i lampkę ze światłem
ultrafioletowym. Zszedłem klatką schodową do sali rycerskiej.
- Halo, halo! - Michał krzyczał do krótkofalówki.
- Słyszę cię dobrze, zaraz wracam - odpowiedziałem do swojego mikrofonu.
- Co mówiłeś?!
- Zaraz wracam.
- Aha, dobrze.
W tym czasie włączyłem lampkę ze światłem ultrafioletu. O dziwo, nie było żadnych
śladów! Liczyłem, że złodziej wdepnie w moją pułapkę i zaprowadzi mnie do swojego
pokoju. On jednak tajnym przejściem dostał się tam gdzie chciał. Wróciłem do siebie. Byłem
pewien, że oprócz Izabeli i bruneta jest trzeci lokator zamku, który mnie obserwował; to
zapewne on podglądał mnie przy pomocy elektronicznego urządzenia i wtedy dostrzegł tubę
leżącą na szafce. Jeżeli miał jakikolwiek związek z tajemnicami zamku Czocha, to wiedział,
czym są te kryształki i uważał mnie za przeciwnika. Zaryzykował i chciał tej nocy skraść te
dziwne mikrofilmy. Dlaczego odważył się wejść do pokoju? Bo domyślił się, że to ja jestem
w okolicach sali rycerskiej i muszę ukryć się przed Izabelą. Był szybki, przewidujący i
doskonale znał zamek.
Nie pozostało mi nic innego jak zmienić układ sił i poznać tego dziwnego osobnika.
Wpierw musiałem zająć się kryształkami. Upewniłem się, czy wciąż bezpiecznie spoczywają
wśród zabawek Michała. Potem ubrałem Michała i wyszedłem z nim na spacer wokół zamku.
Kucharka dopiero zaczęła przygotowania do śniadania. Recepcjonistka zmęczonym wzrokiem
śledziła tabelki w zeszycie. Na moście minęliśmy siwego mężczyznę o pogodnym spojrzeniu
i ujmującym uśmiechu. Pewnie był dyrektorem hotelu, bo przywitał nas, zapytał, jak się spało
i na którą chcemy śniadanie. Wyszliśmy z terenu zamku i ruszyliśmy na obchód ścieżką
dokoła murów.
Szliśmy w kierunku Jeziora Leśniańskiego. Gdy byliśmy u stóp północnego skrzydła,
gdzie nocowaliśmy, zerknąłem do góry. Okna naszego pokoju znajdowały się ponad
dwadzieścia metrów nad nami. Chłopiec trochę się zmęczył i usiedliśmy na zwalonym pniu
na skarpie nad brzegiem jeziora.
- Czy w takich zamkach były ukryte skarby? - zapytał mnie Michał.
- Były.
- A tajne przejścia?
- Pewnie też.
- A gdzie były skrytki ze skarbami?
- W różnych miejscach, najczęściej w piwnicach.
- A czemu rycerz postawił tutaj zamek?
- Bo to dobre miejsce. Widziałeś, że zamek stoi na skale?
- Hmm - chłopiec pokiwał głową.
- Kiedyś była tu rzeka Kwisa, która po wybudowaniu tamy zamieniła się w jezioro.
Zamek wybudowano w pierwszej połowie XIII wieku i jego właścicielem był czeski król [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl