[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAA DWUNASTY
WIZYTA W SZTABIE " POCHODZENIE SYGNETU " SAMOBÓJCZE
ZADANIE " JAK ROZBI WIZIENIE " TAJEMNICA NAPISU NA
STOLE " NOCNY LOT
Pośrodku osady wznosił się samotnie jedyny murowany budynek. Zbudowano go na
planie kwadratu. Miał trzy lastrykowe schodki i solidne drewniane drzwi. W drzwiach było
kilka dziur, najwyrazniej ktoś swojego czasu strzelał do nich z karabinu. Na ścianie
namalowano maczetę skrzyżowaną z automatem kałasznikowa. U dołu biegł wężyk
arabskiego alfabetu.
- Aadne mają symbole - zauważył szef pogodnie. - Podobne do graffiti Irlandzkiej
Armii Republikańskiej.
- Bardziej chyba przypomina to, co malują na murach członkowie Hamasu i
Hezbollahu - zaprotestowałem. - Ale jest i coś dla nas.
- Można powiedzieć: polski akcent - szef zadań głowę.
Nad drzwiami czerwoną olejną farbą nabazgrano herb Leliwa. Tynk już się trochę
sypał.
- A więc tak wygląda sztab podziemnej armii walczącej z sudańskim rządem -
mruknął pan Tomasz nieco rozbawiony. - Kto by pomyślał...
- Dedukuję, że przed wojną mieściło się tu kino - powiedziałem. - Brak okien na to
wskazuje...
- Kina urządzali chyba raczej na świeżym powietrzu - zadumał się. - Może to był jakiś
magazyn albo posterunek policji?
- Posterunek miałby strzelnice w ścianach - popatrzyłem na zegarek. - Jesteśmy dwie
minuty przed czasem. Możemy już chyba wejść?
- Sądzę, że tak - uśmiechnął się szef.
Przekroczyliśmy podziurawione drzwi. Spodziewałem się, że wewnątrz będzie
ciemno, ale nieoczekiwanie znalezliśmy się w pełnym blasku dnia.
- No tak - mruknął szef kontemplując sufit, którego smętne resztki trzymały się tylko
w narożnikach budynku.
Nie myliłem się, niegdyś budynek ten stanowił kino. Zachowała się jeszcze murowana
scena pod jedną ze ścian oraz podziurawiony, spłowiały, płócienny ekran. Na scenie
ustawiono kilka stołów. Leżały na nich mapy poprzypinane pinezkami. Na murze ponad
ekranem namalowano czarną farbą krzyż i jakieś arabskie napisy. Mapete stał za stołem w
otoczeniu swoich sztabowców. Wśród nich dojrzeliśmy Inco - naszego autostopowicza. Też
nas zauważył, bo pomachał nam radośnie. Dyskutowali nad rozłożonymi mapami. W kącie
sali kilkunastu chłopców w wieku Maćka czyściło broń nasączonymi w benzynie szmatkami.
Na krawędzi sceny siedziały dwie kobiety z pistoletami maszynowymi. Chyba miały stanowić
ochronę wodza. Obrzuciły nas uważnymi spojrzeniami i dokonawszy identyfikacji straciły
zainteresowanie. Gospodarz odszedł od stołów i wyszedł nam na powitanie.
- Witam panów - powiedział swoją dziwnie akcentowaną polszczyzną. - Proszę
spocząć.
Usiedliśmy na stojących pośrodku sali krzesłach, prawdopodobnie pochodzących z
dawnego wystroju budynku. Trzy młode dziewczyny w perkalowych sukienkach zaraz
przyniosły stolik, tacę z herbatą w filiżankach i jakieś ciasto miejscowego wypieku.
Zasiedliśmy do poczęstunku.
Chcieli panowie się ze mną widzieć - zagadnął nasz gospodarz. - Biorąc pod uwagę,
że trafili tu panowie całkiem przypadkowo, ciekaw jestem waszych pytań.
Szef kiwnął głową.
- Przybyliśmy do Sudanu, aby spróbować rozwikłać pewną zagadkę z przeszłości
naszego narodu - powiedział. - Na razie idzie nam nie najgorzej, ale znalezliśmy się w ślepym
zaułku...
Mapete przypatrzył mu się z zaciekawieniem.
- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Szukamy śladów ludzi, spośród których jeden pieczętował się takim znakiem -
narysowałem na kartce herb Leliwa i podsunąłem mu.
Uśmiechnął się ujmująco. Następnie z palca zdjął sygnet z turkusem i podał szefowi.
Złota obrączka została przecięta, zapewne przez któregoś z poprzednich właścicieli. Dzięki
temu pierścień pasował do grubych palców dowódcy. Turkus wytarł się przez te wszystkie
lata, ale nadal wyraznie widać było wygrawerowany rysunek.
- Nie wiedzieliśmy, co oznacza ten znak - powiedział. - Ale był ładny, a przy tym
wyglądał dla nas egzotycznie. Dlatego też zdecydowaliśmy, że przyjmiemy go za symbol
naszego ruchu. Przybywacie z kraju chrześcijańskiego, my też jesteśmy chrześcijanami.
Symbol ten należał więc do rodu wyznającego naszą religię. Wszystko na świecie jest ze sobą
powiązane. Jak to się mówi w Polsce, świat jest mały...
Kiwnąłem poważnie głową.
- Jak znalazł się w waszym posiadaniu? - zapytał pan Tomasz. - Sądzimy, że znając
miejsce jego pochodzenia będziemy mogli podjąć w tej okolicy dalsze poszukiwania.
- Dostałem go od ojca - powiedział poważnie nasz gospodarz. - Nie wiem dokładnie,
gdzie on go znalazł. W czasie wojny domowej przed dwudziestu laty zjezdził całe południe.
Bywał też w Egipcie i w Abisynii. Raz nawet w Ameryce, gdzie usiłował wygłosić na forum
ONZ przesłanie naszego ludu... Bez jego pomocy nie uda się określić, w którym z tych miejsc
znalazł lub kupił ten pierścień.
- Czy można go o to zapytać? - zainteresowałem się.
Uśmiechnął się lekko, jakby ze smutkiem.
- Może i można by - odpowiedział.
- To znaczy? - zapytał Pan Samochodzik.
- Mojego ojca aresztowano pół roku temu wraz z kilkoma innymi starcami z naszej
wioski. Zostali uznani za winnych działalności terrorystycznej i skazani na piętnaście lat
pozbawienia wolności. Niektórym przypominano jeszcze o wojnie domowej z lat
sześćdziesiątych... Przebywają w więzieniu w Chartumie.
- Postaramy się uzyskać widzenie - westchnął Pan Samochodzik.
- Do tego więzienia nie wpuszczają cudzoziemców - powiedział. - Nawet komisji z
ONZ. Tam można wejść, ale już raczej się nie wychodzi. Chyba że uda się uciec.
- Może wobec tego listownie? - zamyślił się szef.
Gospodarz uśmiechnął się.
- Nie zrozumieliście - powiedział. - Chcę, abyście go stamtąd wyciągnęli. I to w miarę
możliwości z resztą naszych. W tej chwili więzionych tam jest dwudziestu członków naszego
ruchu.
Zatkało nas. Popatrzyliśmy na siebie zdumieni.
- Mamy mu posłać drabinkę sznurową w chlebie? - zdumiał się szef.
- Jesteście białymi ludzmi - uśmiechnął się nasz rozmówca. - A biali ludzie, jeśli
wierzyć mądrości ludowej, są podstępni i skłonni do osiągania celu wszelkimi możliwymi
metodami. Większość Murzynów was nie lubi, zaszłości historyczne działają tu na waszą
niekorzyść. Co nie znaczy, że nie doceniamy waszej mądrości i sprytu. Posiadacie bogatą
tradycję więziennictwa. My nie mamy prawie żadnej. Wasi więzniowie uciekali z więzień
przez ostatnie trzy tysiące lat. Wśród tysięcy sposobów wykorzystanych przez nich z
pewnością znajdą się jakieś, które będzie można zastosować w tym wypadku.
Szef złapał się za głowę.
- Mamy odbić człowieka z więzienia i może jeszcze przerzucić go tutaj przez linię
frontu?
- Tylko odbić - powiedział poważnie gospodarz. - Resztą zajmę się osobiście.
- To i tak niemożliwe - zauważyłem. - Do rozbicia więzienia potrzeba setek
uzbrojonych ludzi, samochodów opancerzonych, licho wie czego jeszcze. Zabitych będą
dziesiÄ…tki...
- Gdybym mógł załatwić to siłą, mój ojciec już byłby wolny - powiedział. - Nie mam
aż tylu ludzi, by narażać ich na pewną śmierć. Dlatego wymyślcie coś prostszego. Genialny
pomysł, który przyniesie wolność uwięzionym bez rozlewu krwi.
- To trudne - powiedziałem.
- Sądzę że sobie poradzicie.
- Wysoko nas pan ocenia - zauważył Pan Samochodzik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl