[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyjąłem trzysta rupii, ostatnie pieniądze, jakie miałem.
Wziął je, poprawił muszkę i ruszył ku schodom. Różowo-
wargi poklepał mnie po ramieniu.
- Powodzenia, wsioku. Zrób to za nas wszystkich!
Wbiegłem na schody.
Pokój 114 A. Menedżer przytknął ucho do drzwi.
- Anastazja? - wyszeptał.
Zapukał, kilka razy przyłożył ucho do drzwi.
- Jesteś tam, Anastazja?
Otworzył drzwi. %7łyrandol, okno, zielone łóżko - i sie-
dząca na łóżku złotowłosa dziewczyna.
Westchnąłem. Ta wcale nie przypominała Kim Basin-
ger. Nie była nawet w połowie tak ładna. I w tym momen-
cie dotarło do mnie z całą mocą -jak jeszcze nigdy przed-
tem - że bogaci zawsze dostają co najlepsze, a my tylko
resztki.
Menedżer pokazał mi obie dłonie i dwukrotnie je
zamknął i otworzył.
Dwadzieścia minut.
Potem zamarkował uderzenie pięścią, po czym błysz-
czącym czarnym butem kopnął powietrze.
- Kapujesz?
184
To mi groziło po dwudziestu minutach.
-Tak.
Wyszedł. Kobieta o złotych włosach nadal na mnie nie
patrzyła.
Ledwie zebrałem się na odwagę i usiadłem obok niej,
rozległo się walenie do drzwi.
- Kiedy to usłyszysz - koniec zabawy! Jasne? - To był
głos menedżera.
- Jasne!
Przysunąłem się do kobiety na łóżku. Ani protestu, ani
zachęty. Wziąłem pasmo jej włosów w dłoń i delikatnie po-
Strona 90
Adiga Aravind - Biały tygrys.txt
ciągnąłem, żeby się odwróciła do mnie twarzą. Wyglądała
na bardzo zmęczoną, wokół oczu miała ślady, jakby ją ktoś
podrapał.
Posłała mi szeroki uśmiech - dobrze go znałem: tak się
uśmiecha sługa do pana.
- Jak ci na imię? - spytała w hindi.
Ona też! W tym kraju, na Ukrainie, muszą mieć szkołę
hindi dla dziewcząt, słowo daję!
- Munna.
Znów się uśmiechnęła.
- To nie jest prawdziwe imię. Munna znaczy  chłopiec".
- Racja. Ale takie mam imię. Rodzina nie dała mi innego.
Roześmiała się - dzwięcznie, srebrzyście, potrząsając
złotymi lokami. Serce mi biło jak młotem. Zapach jej per-
fum wkręcał mi się w mózg.
- Wiesz co? Kiedy byłam mała, mówili na mnie po pro-
stu  dziewczynka". Moja rodzina zrobiła to samo co twoja!
- No popatrz! - powiedziałem i usiadłem na łóżku
z podwiniętymi nogami.
Zaczęliśmy rozmawiać. Stwierdziła, że w hotelu nie
cierpi komarów i menedżera. Pokiwałem głową. Zamienili-
śmy jeszcze kilka zdań.
- Niezle wyglądasz i całkiem miły z ciebie facet - po-
wiedziała w pewnej chwili i wsunęła mi palce we włosy.
185
Zeskoczyłem z łóżka.
- Dlaczego tu jesteś, siostro? Jeśli chcesz opuścić hotel,
czemu tego nie zrobisz? Nie przejmuj się menedżerem. Ja
cię obronię! Ja, twój brat, Balram Halwai!
Jasne, że tak powiedziałem - w hinduskim filmie, który
o mnie nakręcą.
- Siedem tysięcy kochanych rupii za dwadzieścia minut!
Pora zaczynać!
To powiedziałem w rzeczywistości.
Położyłem się na niej. Czas zamoczyć dziób. Przeczesa-
łem palcami złote loki.
I wtedy wrzasnąłem. Nie wrzeszczałbym głośniej, choć-
bym zobaczył jaszczurkę.
- Co się stało, Munna? - spytała.
Zeskoczyłem z łóżka i dałem jej w twarz.
Boże! Te cudzoziemki, jak chcą, to potrafią się drzeć.
Natychmiast - jakby cały czas stał na korytarzu
z uchem przy drzwiach - wpadł do pokoju menedżer.
- One nie są naprawdę złote - krzyknąłem, szarpiąc
dziewczynę za włosy.
Przy skórze były czarne! Ona się ufarbowała!
Wzruszył ramionami.
- A czego się spodziewałeś za siedem tysięcy? Prawdzi-
we kosztują czterdzieści, pięćdziesiąt.
Rzuciłem się na niego, złapałem go za twarz i rąbnąłem
jego głową we framugę.
- Oddawaj moje pieniądze!
Kobieta z tyłu krzyknęła. Odwróciłem się - i to był
błąd. Powinienem był najpierw załatwić menedżera.
Dziesięć minut pózniej, z podrapaną i posiniaczoną
twarzą, wytoczyłem się przed hotel. Drzwi za moimi ple-
cami zatrzasnęły się z hukiem.
Różowowargi nie czekał, musiałem jechać do domu au-
tobusem. Przez całą drogę trzymałem się za głowę. Siedem
tysięcy rupii! - płakać mi się chciało.  Wiesz, ile bawolic
186
mógłbyś za to kupić?". Czułem babcine palce targające
mnie za uszy.
Kiedy wreszcie po godzinie w korku dotarłem do Bu-
ckingham Towers, przemyłem nad zlewem ranę na głowie
i dziesięć razy splunąłem. Do diabła z tym wszystkim - po-
drapałem się w kroku. To mi było potrzebne. Poczłapałem
do pokoju, kopnięciem otworzyłem drzwi i zamarłem.
Ktoś był pod moskitierą. Widziałem sylwetkę w pozycji
Strona 91
Adiga Aravind - Biały tygrys.txt
lotosu.
- Spokojnie, Balram. Wiem, co robiłeś.
Męski głos. Pierwsza myśl: Dobrze chociaż, że to nie
babcia.
Pan Ashok uniósł róg siatki i spojrzał na mnie z szel-
mowskim uśmiechem.
- Wiem, co robiłeś.
- Słucham? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl