[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypominało Henrykowi wczorajszego spotkania z tajemniczym osobnikiem.
Staruszka była szczupła, wesoła i gadatliwa. Posadziła go w fotelu - w tym samym,
gdzie siedział podczas rozmowy z rzekomym Rykiertem - i po dziesięciu minutach mogło się
wydawać, że poczuli do siebie sympatię. Dowiedziała się od sąsiadki o upiorze, który podczas
pogrzebu kręcił się po mieszkaniu jej zmarłego brata. Na szczęście w upiory nie wierzyła.
- Tak na pierwszy rzut oka wydaje mi się - mówiła - że z mieszkania nic nie zginęło.
W każdym razie nie zginęło nic z tak zwanych grubszych rzeczy. Wiem, co brat posiadał, bo
często do niego przyjeżdżałam z Warszawy i zazwyczaj pozostawałam przez kilka tygodni.
Prałam mu, gotowałam, sprzątałam, więc się trochę w jego rzeczach orientuję. Jeśli więc
złodziej nic nie ukradł, a na to wygląda, to po co tutaj przyszedł i udawał mego brata?
- Być może, szukał tu czegoś. Szukał, lecz nie wiadomo, czy znalazł.
- Jeśli szukał pieniędzy, to niepotrzebnie się trudził. Brat mój szczególnie w ostatnich
latach nie robił dobrych interesów i wiodło mu się nie najlepiej. %7łeby kupić samochód,
sprzedał wszystkie co cenniejsze antyki, które były jego własnością. Bo widzi pan, on
ostatnio trochę za dużo pił. Wstyd zle mówić o zmarłych, ale niestety, nic dobrego powiedzieć
nie mogę. Zresztą - machnęła ręką - nie wydaje mi się, aby zginęło coś z mieszkania, a o to
pan pytał, prawda?
- Dlaczego zostawiła pani u sąsiadki klucze od mieszkania?
- Przypuszczałam, że na pogrzeb przyjedzie najstarsza siostra, która mieszka we
Wrocławiu. Audziłam się aż do końca, że może się zjawi. Pomyślałam sobie: najpierw
przyjdzie do mieszkania brata, będzie zmęczona, na pogrzeb już nie zdąży, niech więc w
mieszkaniu odpocznie i zaczeka na mój powrót. Dlatego klucze oddałam sąsiadce. Siostra
jednak nie przyjechała. Dziś dostałam list, że niedomaga. Nie dziwię się, ma osiemdziesiąt
dwa lata.
- Brat pani miał chyba dużo przyjaciół i znajomych. Czy w godzinach
poprzedzających pogrzeb nie zauważyła pani z ich strony czegoś, co mogło wydać się
niejasne?
- Ach, wiem, panu chodzi o to, czy ten dziwny człowiek to nie był któryś z przyjaciół
mego brata?
- To właśnie miałem na myśli.
- Brat miał tylko dwóch przyjaciół. Mecenasa Staneckiego ze Zgierza i pana Butyłło,
handlarza antyków. Obydwaj bardzo mi pomagali w zorganizowaniu pogrzebu. Byli ze mną
na cmentarzu. Pan mecenas Stanecki podjął się bezinteresownie zlikwidować wszystkie
sprawy mego brata. To bardzo uczciwy i porządny człowiek. To samo należy powiedzieć o
panu Butyłło. Niech pan sobie wyobrazi, że wczoraj pan Butyłło wręczył mi 6000 złotych,
które winien był bratu memu jako dopłatę do jakiejś ich transakcji. Człowiek mniej uczciwy
nie oddałby ani grosza, spodziewając się, że skoro brat mój zmarł nagle, nikt nie dowie się o
długu.
- Więc magister Rykiert nie prowadził żadnych ksiąg handlowych? - z niepokojem
powiedział Henryk.
- Broń Boże - aż w ręce klasnęła. - %7łeby się do niego urząd podatkowy przyczepił?
Nie robił żadnych wielkich transakcji. Tylko pośredniczył w handlu antykami, a właściwie
pomagał panu Butylle.
- To bardzo niedobrze - zmartwił się Henryk i spytał: - pan Rykiert nie czynił nawet
żadnych notatek handlowych?
Pokiwała głową, a potem pogroziła mu palcem.
- Pan jest bardzo sprytny. Mieszkałam u brata po kilka tygodni, a nie wiedziałam, że
rzeczywiście robił notatki. Przedwczoraj i wczoraj dwa razy mnie o to pytał mecenas Stanecki
i pan Butyłło, bo takie notatki byłyby przydatne do likwidacji spraw mego brata. Ciągle
odpowiadałam, że brat nie zapisywał sobie swych interesów. A tu masz, okazuje się, że robił
coś takiego. Gdy się dowiedziałam, że w mieszkaniu penetrował ktoś obcy, zajrzałam do
schowków w sekretarzyku brata (a miał on sekretarzyk z dwoma tajnymi skrytkami). W
jednej z nich był kalendarzyk Orbisu, stary, sprzed trzech lat. Zaraz mi się to wydało dziwne,
bo czemu stary kalendarzyk leży w skrytce? Przekartkowałam go i stwierdziłam, że zawiera
notatki o interesach. Jeszcze dziś zatelefonuję do mecenasa. A nuż okaże się, że jeszcze ktoś
jest coś winien memu bratu? Przecież nie wszyscy są tacy uczciwi jak pan Butyłło?
Pomyślał jak podczas zabawy w dzieciństwie:  ciepło, ciepło, gorąco". Staruszka
popatrzyła na Henryka uważniej i rzekła:
- Pana może bardzo dziwi i gorszy fakt, że nie znalazł mnie pan pogrążonej we łzach.
Lecz, jak pan sam widzi, jestem dość stara (brat młodszy był o piętnaście lat), zdążyłam się
już oswoić z myślą o własnej śmierci. Dlatego i śmierć brata, choć wstrząsnęła mną, nie
odebrała mi panowania nad sobą.
Drobniutka figurka staruszki przyodzianej w czerń prawie tonęła w fotelu.
Miniaturowa pomarszczona twarzyczka miała parę czarnych i bardzo bystrych oczu.
Rozmawiając z Henrykiem staruszka świdrowała go nimi, jakby starając się przeniknąć każdą
myśl ukrytą w jego głowie. Wydawało mu się, że niekiedy w tym spojrzeniu czaiła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl