[ Pobierz całość w formacie PDF ]

\adnych ekstremistycznych akcji - pohałasują, po wrzeszczą i uspokoją się. Vide ton
artykułu weterana, tudzie\ nieobecność pośród autorów wielebnej ślicznotki Rebeki.
Równie\ do roli arbitra wybrano jajogłowego, a nie praktyka, nie osobę urzędową.
Wyło\ył nam to wszystko w westybulu, z walizką na podorędziu. Mówił z
przekonaniem, tyle \e w jego sytuacji dziwnie by brzmiało cokolwiek innego. Na
przykład: owszem, staruszkowie, macie przefajdane, ale có\, wywiniecie się jakoś,
mnie pora ruszać w rejs dookoła Afryki.
Ledwo go odprowadziliśmy przywołał mnie G.A. i oznajmił:  Idziemy .
Poszliśmy. Przez całą drogę zgadywałem, dokąd to maszerujemy, i oczywiście nie
domyśliłem się. A zawędrowaliśmy do ośrodka telewizyjnego i od razu na górę, do
naczelnego. Naczelny okazał się osobnikiem długim, przygarbionym, spoconym i
kudłatym (niesympatycznym); od razu wyszło na jaw, \e znajduje się na granicy
histerii. Ledwie do niego weszliśmy, krzyknął szlochającym głosem:  Czego chcesz,
Gieorgij, czego jeszcze chcesz?
Owszem, jest starym i wiernym przyjacielem G.A. Owszem, do grobowej
deski będzie G.A. wdzięczny za swoją córkę. Zdaje się, \e nieraz ju\ okazywał swoją
wdzięczność i słowem, i czynem. Ale teraz nic nie mo\e zrobić. Czy tej prostej myśli
nie wyraził jasno przez telefon? Nie, w radiu równie\ nie mo\na. Nie, nie ma \adnych
tajemnic, \adnych sekretnych nacisków i on nie boi się nikogo. Ale dosłownie goni
resztkami sił. Nie ma zamiaru plamić na starość swojego sumienia, a najdrobniejsza
interwencja w to, co się dzieje, nieuchronnie doprowadzi do tego, \e zaplami się od
stóp do głów. Nie, wielką pomyłką jest twierdzenie, \e jakoby  gorzej nie będzie, a
mo\e być tylko lepiej . Będzie gorzej, i to o wiele gorzej! Ile\ wysiłku kosztowało go
wymiganie się od honoru udostępnienia eteru pani inspektor wydziału oświaty,
przedstawicielowi Rady Weteranów, naczelnemu redaktorowi  Taszlińskiego
Agronoma ... Je\eli teraz wyjdzie w eter G.A., wówczas on (kudłaty, niesympatyczny
naczelny) zgodnie ze zwykłą logiką głasnosti będzie musiał udostępnić eter
wszystkim wymienionym osobom oraz jeszcze dwóm dziesiątkom niewymienionych,
którzy jak psy z łańcucha rwą się, \eby wezwać obywateli do mioteł, rozpalonego
\elaza, i brania za mordę...
Skończyło się na tym, \e G.A. musiał kudłatego i niesympatycznego
pocieszać, wycierać mu nos i przypominać o jakichś sytuacjach, kiedy to sznur
zaciskał się jeszcze bardziej, a wszystko skończyło się pomyślnie. W końcu zarośnięty
niesympatyczniak całkiem się rozpłakał - ju\ nie w przenośni, ale w dosłownym tego
słowa znaczeniu - i G.A. spojrzeniem przykazał mi wyjść.
W drodze powrotnej zapytałem G.A., co sądzi o artykułach w  Taszlińskiej
Prawdzie . G.A. odparł:  Mogło być znacznie gorzej . Pózniej pomilczał i dodał:
 Zresztąmo\e jeszcze będzie znacznie gorzej. Zobaczymy . Następnie znowu
pomilczał i wymruczał jakby do siebie:  W ka\dym razie nigdzie więcej się nie
zwrócę. Za pózno . To było słowo kluczowe.
 Za pózno, za pózno! - krzyczał Wolf - zadeklamował, o\ywiając się G.A. -
Piana i krew ciekły mu po brodzie . Jak zwykle cytat wprawił go w dobry humor.
Popatrzył na mnie poweselałymi oczyma i zapytał znienacka: Nie wydaje się czasem
waszej kniaziowskiej wysokości, \e \yjemy na zakręcie historii? Czy nigdy jego
ekscelencja nie ma takiego odczucia? Na zakrętach historii bywa okropnie
nieprzytulnie: przeciągi, smrody, strachy, obawy, niepewność, ale z drugiej strony -
szczęśliwy ów, który nawiedzi świat w dziejowej chwili... Co, kniaziu Igorze?
Faktycznie, jak to jest - \yć na zakręcie historii? Trzeba się zastanowić. Co to
właściwie takiego jest zakręt historii? Kiedy na skrzy\owaniach stoją pojazdy
opancerzone i dymią ogniska, w których dopalają się stare prawdy - to ju\ nie jest
zakręt historii, to ju\ się zaczęła nowa historia. A zakręt to jest pochodna czasu. Mówi
się, \e sercowcy nie reagują na złą pogodę, tylko na zmianę dobrej. Dookoła jeszcze
świeci słoneczko, cieplutko, pięknie, ale ciśnienie zaczęło się zmieniać i sercowiec
łapie się za serce. Mo\e tak samo bywa z historią? Mo\e G.A. ze swoją wra\liwością
reaguje na zmiany, które dopiero się zaczynają? Nie zdziwiłbym się, chocia\ sam
osobiście \adnych zmian nie wyczuwam.
Pikiet jeszcze więcej ni\ wczoraj. Hasła mniej więcej te same. Zagranicznym
turystom wydaje się to bardzo ciekawe, bez przerwy błyskają flesze i szumią kamery
wideo.
Zapytałem Micheja, co on, komsomolec Michej, osobiście takiego uczynił,
\eby jego przyjaciel, kniaz Igor, w końcu równie\ komsomolec, nie odszedł do Flory.
Odpowiedzią były mi reliktowe odgłosy.
Rękopis OZ (19-22)
21. Wyspa Patmos w rzeczywistości okazała się dość o\ywionym zakątkiem.
Widocznie le\ała na skrzy\owaniu paru jeśli nie dróg to przynajmniej dró\ek \eglugi
przybrze\nej. Prawie co dzień w zacisznej południowej zatoczce zarzucał kotwicę
jakiś statek - \eby uzupełnić zapasy świe\ej wody, zaopatrzyć się w suszone kozle
mięso albo te\ wysadzić na brzeg kolejnego zesłańca.
Okazało się, \e na Patmos przebywa mnóstwo zesłańców.
Określali siebie \argonowym wyra\eniem  prikachtowie , co mniej więcej
odpowiada naszemu pojęciu  chrześniak . Byli tam chrześniacy Kaliguli, chrześniacy
Klaudiusza, chrześniacy Ty-beriusza. Uwa\ający się za Bóg wie kogo senatorowie,
artyści, którzy coś przeskrobali, cudzoziemscy ksią\ęta, mistrzowie i miłośnicy
pięknych słów, pechowi reformatorzy - jedni z rodzinami i manatkami, inni bez uszu,
bez języka, czasem bez genitaliów.
Była to elita, nawet ci pozbawieni genitaliów. Ludzie bliscy sobie społecznie.
A na wpół nagi, obsma\ony we wrzącym oleju, liniejący zawodowy bandyta był
człowiekiem społecznie obcym. Mówiąc uczciwie, wręcz nie zasługiwał na zesłanie:
je\eli nawet tak się zdarzyło, \e zabrakło na niego oleju, to bez najmniejszej
wątpliwości jego miejsce było na krzy\u, a nie w szanującym się towarzystwie. Z tego
powodu pierwsze tygodnie pobytu Jana-Ahaswera na wyspie przyćmiły ponure
incydenty.
Przyćmiły - nale\ałoby właściwie uściślić - z punktu widzenia dumnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl