[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyczuć mentalny zew maga, ale Neg musiał być widocznie zajęty czymś innym, nie
wychwycił bowiem żadnej obecności. Dziwne…
Skeer nie zamierzał zastanawiać się nad przyczyną swego osobliwego uwolnienia.
Musiał teraz szybko dostać się do talizmanu.
Conan i Elashi wędrowali korytarzem zostawiając za sobą sterty pozbawionych życia ciał.
Wielu nieumarłych przybyło z własnej woli, by zaznać mocy Źródła Światła, choć obecnie
Cymmerianin myślał o nim bardziej jako o Źródle Śmierci. Inni wyczuwając obecność
amuletu woleli wziąć nogi za pas. Conan stwierdził, że ten rodzaj mocy ma w sobie jakiś
uwodzicielski urok.
Lepiej jednak by nikt nie był narażony na podobne pokusy.
Brnęli coraz dalej w głąb korytarza, dwoje żyjących niosących Prawdziwą Śmierć duszom
tych wszystkich, którzy jej pragnęli.
Neg pędził jak burza, pokonując korytarze, a w jego czarnym sercu wrzała
niepohamowana wściekłość. Odnajdzie tego barbarzyńcę i skieruje nań swe zabójcze
spojrzenie, dopóki ten głupi intruz nie zmieni się w nędzną cuchnącą kupkę popiołu!
Nekromanta był bardziej niż tylko poirytowany niepowodzeniem swoich dalekosiężnych
planów. Co więcej, to była zniewaga! Nie mógł puścić tego płazem! Nie po to przeżył tyle
stuleci i opracował tak wspaniały plan podboju świata, by zostać powstrzymanym przez
jakiegoś barbarzyńcę!
Skeer wraz z towarzyszącymi mu pająkami dotarł do kryształowej komnaty Nega.
Miejscami korytarz usłany był tak ogromnymi zwałami ciał, że musiał się po nich wspinać, a
gdy w końcu dotarł na miejsce, stwierdził, że w komnacie nie było już magicznego artefaktu.
A więc Conan i wojowniczka zdołali pokonać niesamowitych strażników Nega…
Zdumiewające…
Skeer podążył szlakiem trupów, z których wiele było jedynie wyschniętymi na wiór
kupkami kości. Kiedy dostąpili pocałunku Prawdziwej Śmierci, zaklęcie ożywiające przestało
działać i nastąpił przyśpieszony proces rozkładu, A może po prostu powrócili do stanu, w
którym byli przed znalezieniem się w mocy Nega. Ta myśl bynajmniej nie przypadła mu do
gustu, zwłaszcza gdy zaczął zastanawiać się nad rozkładem własnego ciała. Niemniej jednak
Skeer doszedł do wniosku, że gdyby jakimś cudem Neg zupełnie utracił nad nim kontrolę,
mógłby przywyknąć do obecnego trwania pomiędzy życiem a śmiercią. Mógłby znaleźć coś
innego, co zastąpiłoby mu kobiety i konopie. Na razie nic nie przychodziło mu do głowy, ale
w swoim czasie na pewno coś wymyśli. Chodziło teraz o to, aby Neg zginął lub do reszty
utracił swoją moc, a jednocześnie on, Skeer, pozostał przy obecnym, pozornym życiu. Nie
było to łatwe, ale chyba możliwe.
Podążył w głąb korytarza, w poszukiwaniu Conana i Elashi.
Pająki przepełzały przez zalegające posadzkę zwłoki nie zwracając na nie najmniejszej
uwagi.
Jasne niegdyś gobeliny zdobiły ściany głównej sali biesiadnej, w której mogło zasiąść
naraz stu gości. Przez lata gobeliny zmatowiały, a blat długiego stojącego pośrodku stołu
pokryła gruba warstwa kurzu i pajęczyn. Światło poranka przenikało do wnętrza przez
niewielki świetlik, przesłonięty czerwoną od rdzy kratą. Nie zaczęło jeszcze padać i w
komnacie było względnie jasno.
Neg wszedł do sali z południowego korytarza.
W tej samej chwili do pomieszczenia z północnego korytarza wpadli Conan, Elashi, a
zaraz potem Skeer w asyście nieodłącznych pająków.
Cała czwórka przystanęła na jedno krótkie uderzenie serca.
— A więc — rzekł Neg — to ty przysporzyłeś mi tylu zgryzot?
— Tak — odrzekł Conan ważąc w dłoni miecz. — A przez ciebie zginął mój przyjaciel.
— Zginęło przeze mnie wielu ludzi. Śmierć jest moją domeną.
— Jednym z nich był mój ojciec — rzekła Elashi.
Neg wybuchnął śmiechem.
— A ty, Skeer? Masz do mnie jakiś żal?
Skeer zawahał się. Gdyby Neg wyszedł z tego zwycięsko…
— Nieważne — warknął Neg. — Swoją zdradą zasłużyłeś na mój gniew. Kiedy uporam
się z tą dwójką, przyjdzie kolej na ciebie.
Skeer poczuł, jak coś ściska go w dołku.
Conan uniósł miecz i zaczął przesuwać się naprzód, cal po calu, utrzymując bezbłędną
równowagę.
Neg stał ze skrzyżowanymi rękami, obserwując uważnie.
Elashi uniosła szablę i również ruszyła w stronę Nega. Nekromanta nadal trwał w
lekceważącej postawie. Conan zauważył, że przeciwnik nie jest uzbrojony. Zwykłego
człowieka łatwo było uśmiercić w tej sytuacji jednym szybkim cięciem, niemniej Nega trudno
było zaliczyć do zwyczajnych ludzi. Szybka i łagodna śmierć była dla niego zbyt dobra, nie
zasłużył na nią, ale Conan miał już taką naturę i nie potrafił posunąć się do okrucieństwa.
Kiedy Cymmerianin był dostatecznie blisko, by zaatakować czarnoksiężnika, Neg uniósł
jedną rękę i wymierzył wyprężone palce w Conana.
— Moje oczy — powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl