[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mieszka w Chandler od piętnastu lat i nikt złego słowa o nim nie powie. Nie zrobił nigdy
żadnego głupstwa. Miał uroczą żonę i byli szczęśliwą parą. Zmarła dwa lata temu i był
zdruzgotany. Domyślam się, że jest bardzo samotny. Wszystkie wolne kobiety w Chandler
między dwudziestym a pięćdziesiątym rokiem życia oczy sobie za nim wypatrują. Od czasu
do czasu zaprasza którąś na kolację, ale nigdy nie pokazał się z tą samą więcej niż
dwukrotnie. A o ciebie zapytał dobrych kilka razy! Podsunęłam mu myśl, że powinien do
ciebie zadzwonić, ale chce wiedzieć, czy będzie mile przyjęty. Wydaje mi się bardzo
nieśmiały, a ty, Jackie, sama wiesz, umiesz onieśmielać ludzi. Chyba uważa cię za sławę, więc
65
trochę się boi zadzwonić bez twojego wcześniejszego pozwolenia. - Wpiła się wzrokiem w
Jackie. - Czy mogę mu przekazać, że postąpi właściwie, telefonując do ciebie?
- Nie... nie wiem - odparła szczerze Jackie. Dlaczego życie musi być tak
skomplikowane?
Wyglądało na to, że nie ma innego sposobu pozbycia się Terri, jak zgodzić się, by
przekazała Edwardowi Browne'owi, że może do niej zatelefonować. A dlaczego to nie
mogłaby wyjść do miasta z tym bardzo, bardzo stosownym mężczyzną? Czy jest z kimś
zaręczona? Czy chociażby się z kimś spotyka? Jest w kimś zakochana? Nie, skądże. A poza
tym oczarowanie
Williamem było w dziewięćdziesięciu procentach spowodowane
samotnością. Nawykła do życia wśród ludzi, teraz znalazła się sama, więc prawdopodobnie
każdy mężczyzna, bez względu na wiek, zrobiłby na niej wrażenie.
-Powiedz mu, żeby zadzwonił - oznajmiła częściowo przekonana Jackie. Nie do końca,
tylko częściowo.
Terri uściskała przyjaciółkę i wsiadła do starego zardzewiałego samochodu obok
rozzłoszczonego syna, który odjechał tak szybko, że żwir bryznął Jackie na nogi.
Kiedy Terri wreszcie znikła, Jackie zebrała się w sobie, by porozmawiać z Williamem.
Nie podobało się jej to, że tak otwarcie wyjawił swą obecność Terri. Gdyby ta była trochę
bardziej bystra, domyśliłaby się, że między Jackie i Williamem jest... no, jest to, co jest.
William siedział na kanapie, spokojnie pogrążony w lekturze. Podniósł głowę znad
gazety i spojrzał tak, jakby spodziewał się, że usiądzie obok niego i razem dokończą komiks.
Wydawało się, że Terri nigdy tu nie było.
- Chcę z tobą porozmawiać - rzekła stanowczym tonem, ledwo zamknęła drzwi.
- Co ja takiego zrobiłem? - zapytał z rozbawieniem w głosie.
Nie zamierzała traktować lekko tej sprawy. Czy nie wiedział, jakie plotki mogą się roznieść?
- Małego chłopczyka możesz odgrywać wobec Terri, ale nie wobec mnie. Ze mną ci
się to nie uda. - Postanowiła zbesztać go ostro. Wchodząc do pokoju z pytaniem o buty,
naraził na szwank jej reputację, bo wyszło na to, że mieszkają razem. Ale ku swej zgrozie
przemówiła w zupełnie innym duchu. - Dlaczego pozwoliłeś Terri traktować się jak dziecko?
William zamrugał kilka razy.
- Czy to dlatego tak się zdenerwowałaś? - Z powrotem zasłonił się gazetą - Starsi
ludzie zawsze traktują młodszych jak dzieci. Po wieczne czasy. Bez względu na wiek, nigdy
się to nie zmienia.
Wyglądało na to, że William zamierza na tym zakończyć dyskusję, ale Jackie nagle się
rozzłościła.
- Starsi?! - Niemal wypluła to słowo. - Co to znaczy? Terri ma dokładnie moje lata.
Prawdę mówiąc, jest trzy miesiące młodsza ode mnie!
Zupełnie niewzruszony William przewrócił stronę gazety.
- Niektórzy ludzie są starzy w wieku dwudziestu lat, a inni są młodzi w wieku lat
sześćdziesięciu.
- A co to niby ma znaczyć?
Ku jej rosnącemu wzburzeniu William nie raczył odpowiedzieć. Wciąż czytał tę
przeklętą gazetę, krył twarz za płachtą zadrukowanego papieru. Jest trudne - jeśli nie wręcz
niemożliwe - spierać się na serio samemu z sobą w najpoważniejszych zagadnieniach
życiowych. Od początku podejrzewała, iż William nie traktuje poważnie dzielącej ich różnicy
wieku. Zachowywał się tak, jakby to w ogóle nie miało znaczenia.
- Co zrobiłeś synowi Terri? - zapytała, chcąc innym sposobem wzbudzić w nim jakąś
reakcję.
- Zrobiłem, co w mojej mocy, by nauczyć go dobrych manier. Ma w tej dziedzinie
spore braki.
Jackie częściowo była mu wdzięczna za to, że się wtrącił, lecz wezbrała w niej irytacja.
66
Każda kobieta chciałaby być śliczną księżniczką, której honoru broni przystojny młodzieniec i
który, oczywiście, okazuje się księciem. Ale Jackie żyła w prawdziwym świecie. Nie podobało
się jej, że William zachowuje się, jakby była jego własnością.
Bez względu na to, czy była księżniczką czy też nie, brak reakcji Williama pozbawiał ją
ochoty do walki. Chciała od niego czegoś, ale nie wiedziała, czego.
- Pewien mężczyzna z Chandler chce się ze mną umówić -powiedziała niedbałym
tonem, jak o czymś absolutnie normalnym, ale od razu złapała się na tym, że w gruncie rzeczy
zależy jej na wzbudzeniu zazdrości. Gdy nie wyjrzał zza gazety, kontynuowała. - Terri mówi,
że jest bardzo miły. - Dochodząc do sedna rzeczy, dosłownie szczebiotała, patrząc na gazetę,
którą William się zasłaniał.- Edward Browne. Znasz go? Terri mówi o nim w samych
superlatywach. Starszy, doświadczony. Był całe lata żonaty, więc można powiedzieć, że wie,
czym się to je. Zna mnóstwo kobiet.
Stała bez ruchu i czekała na jakąś reakcję Williama. Po chwili powoli złożył czytane
strony - zrobił to tak pieczołowicie, że wyglądały na nie otwierane - sięgnął po kolejne i
rozłożył je.
- Uważam, że powinnaś się z nim spotkać - powiedział zza gazety.
- C... co?
- Pan Browne to naprawdę miły człowiek. Matka bardzo go lubi. Ojciec też.
- Chcesz, żebym się z nim umówiła? - Sama słyszała niewiarę we własnym głosie.
- Uważam, że powinnaś. - Wychynął spoza rozpostartej płachty. - Doprawdy, Jackie,
musisz częściej wychodzić z domu. Nie możesz ot tak przejść od Charleya do mnie. Musisz
rozeznać się w innych możliwościach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl