[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wra\enie, jakby nie kąpała się nigdy w \yciu. W dodatku czuła bolesny
ucisk na pęcherz.
- Mhm - powiedział Charles do słuchawki. - Rozumiem. No, to
zabieramy ją stąd.
Statler chwycił ją za ramię. W drugiej ręce trzymał nó\ i Emily nie
wiedziała, czy chce jej przeciąć więzy, czy poder\nąć gardło.
Zanim zdą\yła się tego dowiedzieć, telefon zabrzęczał ponownie i
Charles uniósł rękę w geście wpływowego człowieka, który \ąda
posłuszeństwa. Przez chwilę słuchał informacji, potem schował telefon.
- Nasz więzienny ptaszek uciekł. - Spojrzał wściekle
na Emily. - Wygląda na to, \e twój przyjaciel znowu buja
na wolności.
Emily musiała się bardzo starać, \eby nie wybuchnąć płaczem, tak jej
ul\yło. Michael \yje. A więc na pewno ją znajdzie, przecie\ ma
znajomych bardzo wysoko.
- To znaczy, \e musimy poczekać do wieczora, \eby
się ciebie pozbyć - rzekł z niechęcią Charles.
Emily zaczerpnęła tchu, by wykrzesać z siebie więcej odwagi.
- Czy nie moglibyście mi przynajmniej powiedzieć, dlaczego mnie
prześladujecie? Dwa razy podło\yliście mi bombę pod samochód.
- Mówiłem ci, \e to głupi pomysł - odezwał się David do Statlera. -
Stat uwa\ał, \e jak wylecisz w powietrze, to wszyscy zapiszą to na konto
mafii i tego typa, z którym byłaś. Ale nie wyszło. FBI skądś się
dowiedziało.
Emily milczała. Nie zamierzała im powiedzieć, \e Michael jest jej
aniołem stró\em i widzi aurę samochodów.
- Trudno mi uwierzyć, \e taka bystra dziewczyna nie domyśliła się
prawdy. Gdy zaczęliśmy się tobą interesować, byliśmy... - David
spojrzał na kompanów. - Jak to się mówi?
- Pod wra\eniem - podsunął Statler.
- Właśnie, pod wra\eniem. Przygotowałaś temu swojemu tępemu
chłopcu kilka pierwszorzędnych materiałów, dzięki którym jego akcje
poszły w górę. Szkoda, \e nie wyszłaś za niego za mą\, mo\e
załatwiłabyś mu fotel gubernatora.
- Ale te sprawy, którymi się zajmowałam, nie mają nic wspólnego z
powodem, dla którego chcecie mnie zabić, prawda? - Mimo
dramatycznej sytuacji Emily była coraz bardziej zaciekawiona.
- Nic a nic. - Znów pokazał jej rubiny.
- To ma być powód? - spytała Emily nie dowierzając. - Mogliście je
ukraść. A z tego, co słyszałam, równie\ je kupić.
- Ale one nale\ą do ciebie - powiedział David tak, jakby wydawało
mu się to wspaniałym \artem.
Emily nie zrozumiała.
- Mogliście je inaczej oprawić, pociąć, zrobić z nimi cokolwiek. Tak
czy owak, byłyby wasze.
- A mówiliście, \e ona jest bystra - odezwała się pogardliwie kobieta.
Emily gorączkowo myślała.
- Co to znaczy, \e nale\ą do mnie? - spytała.
- Jesteś ich legalną właścicielką, poniewa\ je odziedziczyłaś.
- Po kapitanie? - Z ka\dą chwilą była coraz bardziej zmylona, ale
przecie\ miała w głowie pełno wiedzy nie z tego świata. Przez ostatnie
tygodnie \yła wśród ludzi,
z których wielu pozbyło się ju\ powłok cielesnych. Jeśli kapitan, który
nie \yje, był właścicielem rubinów i podarował jej te rubiny, to czy
mo\na powiedzieć, \e je odziedziczyła?
- Powinniście ją zastrzelić za bezdenną głupotę. - Kobieta odwróciła
się plecami do Emily.
- Jak brzmiało panieńskie nazwisko twojej matki?
- spytał David.
- Wilcox.
- A jej matki.
- Nie... Nie pamiętam.
- Mo\e Simmons?
- Tak, rzeczywiście. Chyba ma pan rację. - Nadal nic jej się nie
chciało rozjaśnić. Przecie\ Simmons to bardzo pospolite nazwisko.
- A jak nazywała się \ona kapitana Madisona?
- Rachel. - Emily poderwała głowę. - Rachel Simmons
- szepnęła. Przez chwilę próbowała opanować gonitwę
myśli. - Chce pan powiedzieć, \e jestem spokrewniona
z kapitanem Madisonem?
- Widziałaś kiedyś portret jego \ony?
- Nie. Po jej śmierci kapitan zniszczył wszystkie wizerunki.
- Nie wszystkie. Moja rodzina zachowała kilka z czasów, gdy Rachel
była dzieckiem. - David wsunął rękę do wewnętrznej kieszeni
marynarki, wyjął stamtąd zdjęcie i podsunął je Emily pod nos.
- Przecie\ ona...
- Jesteście podobne do siebie jak dwie krople wody. To prawda.
Zwróć uwagę na klejnoty, które nosi na tym portrecie.
- Rozumiem - powiedziała Emily, widząc znajome rubiny, choć tak
naprawdę nic nie rozumiała.  Kim jesteście?
Ale David zrozumiał ją znakomicie.
- Moja prababka była siostrą \ony kapitana. Ale ty, panno z
biblioteki, byłaś w prostej linii prawnuczką kapitana.
Byłaś. Czas przeszły, jakby ju\ nie \yła.
- Nie., nie wiedziałam, przez myśl mi to nie przeszło. Nawet nie
wiedziałam, \e Rachel miała córkę. Nie jest to nigdzie zanotowane. A
czy wiecie, co sprowadziło na nią obłęd? Ja nie wiem. Jeszcze tego nie
odkryłam.
- W końcu byś odkryła. To był pilnie strze\ony sekret mojej rodziny.
Młoda Rachel Simmons zaszła w cią\ę z kochankiem, który ją zostawił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl