[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatrzyma. A jak w końcu wezmę Mońka Matroza za kołnierz, to sam nie
będzie wiedział, czy wchodzi, czy wychodzi. Wystawię mu rachunek za
wszystkich. Zobaczysz!
Było w Felli coś, co wzbudzało respekt. Nawet w najgorszych chwilach
promieniowała rozsądkiem i uporem. Daniela, mimo że zaglądała śmierci
w oczy znacznie częściej niż Fella, czuła się w jej obecności jak dziecko
trzymające kogoś dorosłego za nogę,- gdy ulicą biegnie pies szczerzący
kły. W duchu modliła się, aby trafić do obozu razem z nią. Gdyby Felli
udało się wydostać z Dulagu, poczułaby się bardzo opuszczona. Przy Felli
strach nie jest taki straszny. Z nią nawet w obozie pracy będzie łatwiej.
- Fella, wez moją kartę pracy. Może jakoś ci pomoże. Ty pokazałaś swoją
i ten Niemiec ci ją podarł..:
- Słodkie dziecko z ciebie! Wszyscy tu mają karty pracy! Czy naprawdę
myślisz, że ten papier ma teraz jakieś znaczenie? Jesteś małą niewinną
istotką!
- Naprawdę myślałam, że tobie uda się coś z tym zrobić.
- Och, oni mnie znają aż za dobrze - powiedziała Fella z krzywym
uśmiechem. - Wiedzą, że nigdy
138
nawet nie spojrzałam w stronę zakładu pracy. Dokładnie to wiedzą! Poza
tym jeszcze jak byłyśmy na policji, to jeden z tych biało-niebieskich
palantów powiedział mi, że to jest wyjątkowo ścisła Akcja. Chyba
jesteśmy załatwione na szaro.
Fella objęła Daniele ramieniem i razem poszły do hallu.
- Fella, bądzmy zawsze razem, nigdy się nie rozdzielajmy. Jestem taka
samotna - powiedziała Daniela zduszonym głosem, przerywanym
szlochem.
Fella przycisnęła ją mocniej. - Głupia, a kto tu nie jest samotny?
III
Niedaleko Dulagu, na balkonie domu cała rodzina usiadła do śniadania.
Kobieta napełniła filiżanki kawą z białego porcelanowego dzbanka,
najpierw mężowi, potem pozostałym członkom rodziny. Dzbanek lśnił w
promieniach słońca. Daniela obserwowała ich z okna z głową przyciśniętą
do kraty.
Nagle na chodniku ulicy, na wprost Dulagu, pojawił się Wowka.
Do niedawna %7łydom wolno było chodzić ulicami naokoło Dulagu. Ale
dziś dla %7łyda była to prawie pewna śmierć.
Wowka trzymał w rękach wielki kosz pełen chodaków zrobionych w
fabryce, stwarzając pozory, że idzie służbowo. Co chwila rzucał
ukradkowe spojrzenia na okna Dulagu, patrzył w jej kierunku, ale zza krat
nie mógł jej dostrzec. Nie wiedząc, co robić, Daniela pobiegła po Fellę.
- Może on ma jakieś dobre wiadomości? Może coś wymyślił? To musi być
ważne, bo czy ryzykowałby
139
życie, przychodząc aż tutaj! Ale jak się z nim porozumieć? Jak dać mu
znak? - Daniela strzelała słowami jak z karabinu maszynowego.
Fella próbowała wołać, gwizdać - wszystko na nic. W dodatku istniało
niebezpieczeństwo, że usłyszy niemiecki strażnik i wtedy będzie po
Wowce. Widać, że Wowka jest bardzo zdenerwowany, jakby stąpał boso
po szpilkach. Kosz z butami postawił na ziemi, udając, że przystanął po to,
żeby zaczerpnąć powietrza. Rozgląda się naokoło, aby upewnić się, że nikt
go nie widzi i co chwila spogląda na okratowane okna Dulagu. Jednak z tej
odległości nie jest w stanie dostrzec jakiejkolwiek twarzy ani też usłyszeć
ostrożnego wołania.
Felła rezygnuje z dawania znaków.
- Wowka nic nie zdziała. Chyba przyszedł tylko po to, żeby cię zobaczyć.
Chce się tylko z tobą pożegnać, głupiec!
Oczy Danieli są pełne łez. Fala ciepła wypełnia jej serce; ...głupiec!"
Na chodniku Wowka trzęsie się ze strachu. Z daleka widać, że jest bardzo
zdenerwowany i napięty, ale jeszcze nie daje za wygraną. Za każdym
razem, gdy obok przechodzi Niemiec,-Wowka stawia ciężki kosz na swych
szerokich ramionach i manipuluje nim, niby to ustawiając w wygodnej
pozycji, ale gdy Niemiec znika z pola widzenia, stawia kosz z
powrotem.na ziemi i od nowa podejmuje wpatrywanie się w zakratowane
okna.
Swym pojawieniem się koło Dulagu Wowka napełnia serce Danieli
wichurą uczuć, wyzwala w niej potężne zródło łez bolesnej radości. W
takich momentach bardzo dobrze jest móc zobaczyć kogoś, kto pamięta.
Tyle dziewczyn jest w Dulagu, do tej pory uprzywilejowanych, a do żadnej
z nich nikt nie przyszedł.
140
Tylko do niej! Daniela ma poczucie, że jest w jakiś sposób wybrana
spośród wielu; dzięki temu jej ból nie jest aż tak straszny. Jest dumna z
tego powodu. Chce tylko jednego - dać jakiś znak, że go widzi, i żeby
odszedł już stąd jak najszybciej, żeby nie narażał się dłużej. Kosz z butami
to słaby argument w więzieniu Gestapo. Boże, dlaczego on jeszcze nie
odchodzi?!
Ach, gdyby mogła wyciągnąć rękę i dać mu znak, że go widzi! Wowka,
proszę, idz już!" Mimo że to jest już ostatnia nić łącząca ją ze światem,
mimo że mogłaby teraz w nieskończoność patrzeć na niego, niech już
idzie! Przebiega ją dreszcz wspomnienia o domu, o ojcu i matce, o
rodzinie. Ktoś ją pamięta! Gdyby mogła mu powiedzieć, jak niezmiernie
jest mu wdzięczna! Gdyby tak mogła mu jakoś przekazać, ile teraz dla niej
znaczy jego widok, i że nigdy już go nie zapomni! Ale, na miłość boską,
niech on już stąd idzie! Szybko, najszybciej, jak tylko potrafi! Niech..."
- Na dół! Na dziedziniec! Wszyscy na dół! Szybko! Już!
Krzyki niosą się po hallach i korytarzach, wytrącając Dulag z drzemki.
Policjanci biegają wrzeszcząc:
- Wszyscy na dół! Szybciej!
Gestapo i Sipo* otaczają dziedziniec. Dziewczęta ustawiają się w
kolumnach. Niemcy przeliczają je, sprawdzają w budynku, czy wszystkie
wyszły na zewnątrz. A one trzęsą się ze strachu, zęby szczękają głośno.
Terror wypełnia dziedziniec tak samo jak na początku Akcji.
Fella szepcze do siebie: - Teraz to już koniec pieśni...
Daniele przebiega dreszcz ...koniec pieśni"...
Dziewczęta są już policzone. Pistolety maszynowe
* Sicherheitspolizei - tajna policja.
141
w rękach gestapowców szczękają unisono; niech każda wie, że są gotowe
do strzału. Horror unosi się w powietrzu. Czy to jest właśnie koniec?
Brama otwiera się szeroko. Kolumny dziewcząt, po sześć w rzędzie, stoją
teraz twarzą do bramy. Gotowe.
- Naprzód marsz!
Westchnienie ulgi. Kołaczące serca nie wiedzą, czy się cieszyć, czy bać
się, ale nie ma czasu do namysłu.
Kolumna maszeruje.
Dokąd?
Chyba do pociągu.
IV
Chodnikami po obu stronach ulicy ludzie spacerują leniwie i spokojnie.
Wielu zatrzymuje się, aby spojrzeć na prowadzone środkiem ulicy
%7łydówki. Przechodnie przypatrują się też Niemcom, którzy z bronią
gotową do strzału eskortują dziewczęta.
Dawniej przy tej ulicy mieszkali sami %7łydzi. Okoliczne domy zbudowali
%7łydzi i oni w nich mieszkali... Teraz żyją w nich volksdeutsche. Wielu z
nich z dumą nosi w klapach marynarek emblematy partii nazistowskiej, a
każdy dostał odebrane %7łydom mieszkanie lub przedsiębiorstwo.
Wiele spośród maszerujących dziewcząt mieszkało przedtem przy ulicach,
po których teraz idą w kolumnach. W milczeniu podnoszą oczy na okna
mieszkań, w których dawniej mieszkały, na balkony, na których dawniej
siadywały. Teraz na niektórych balkonach widać uśmiechnięte twarze
Polek. Dziewczęta nieśmiało omiatają wzrokiem ściany domów. To ich
ostatnie pożegnanie.
142
To są domy, w których się urodziły. Na tych ulicach bawiły się, będąc
dziećmi. Z tych bram każdego ranka wychodziły do szkoły. Tu stały ich
kołyski, tu snuły swe dziecięce marzenia.
Każda cegła tych domów żyje w ich wspomnieniach. Każde drzewo to
skarbiec budzących się uczuć. Na tych drzewach rzezbiono dla nich serca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]