[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przed ojcem swoimi umiejętnościami. No i minęła piąta, potem szósta i nie
zostawało jej nic innego, jak ciągnąć Kajtka taksówką ze Złotej na
Aazienkowską. Teraz siedziała skulona na lutowym wietrze, walc "Ayżwiarze"
chrypiał z głośników lodowiska skrzypiał lód pod łyżwami dwadzieściorga
dzieci. Padały krótkie, ostre polecenia instruktorki. Dzieci, trzymając się
za ręce, jechały w równym szeregu. Nagle Kajtek odłączył się od reszty i
nie zwracając uwagi na wołanie instruktorki, dobił do bandy, siadł na ławce
i zaczął rozsznurowywać buty. Ewa, przeskakując ławki, dotarła do niego,
jednym szarpnięciem, poderwała z ławki i starała się wepchnąć na lód.
Chwycił się poręczy. - Ja nie chcę! Ja nie chcę! - Musisz! Kiedyś mi
będziesz za to dziękował. - Kiedy ja tego nie lubię - rozstawił szeroko
ręce, z trudem utrzymując równowagę. - %7łeby zostać mistrzem, trzeba
ćwiczyć. - Ja nie chcę być żadnym mistrzem! - Oni wyjeżdżają za granicę. Są
sławni. - Ja nie chcę być sławny. Twarz Ewy ścięła się złością. Próbowała
oderwać uczepione poręczy palce syna, ale zaciskał je coraz mocniej.
Uderzyła po nich kantem dłoni. Azy zakręciły mu się w oczach. Odwrócił się
i niezgrabnie wjechał w krąg światła reflektora. Stał tam sztywny, jakby
nagle ogłuchł na wszystko i nie słyszał dudniącego z głośnika walca
"Ayżwiarze". Tak, to był nieodrodny syn Andrzeja. Uparty jak on. Jak
wszyscy Talarowie. Kiedy wrócili z "Torwaru", Andrzeja nie było jeszcze w
domu. Zjawił się dopiero póznym wieczorem, gdy Ewa na grzybku cerowała
pończochy Krzysia. Nie oderwała się od zajęcia, żeby przygotować mu
kolację. Niech wie, że nie ma zamiaru całe życie stać przy kuchni, patrzeć
w okno albo na zegarek. Kiedy stanął w drzwiach pokoju z kromką chleba w
ręku, nie podnosząc oczu znad szycia powiedziała z ironią: - Kajtek i ja
dziękujemy ci za przybycie na lodowisko. Oczywiście nie mógł, oczywiście
była siła wyższa, kto mógł przewidzieć, że KSR na %7łeraniu będzie się
ciągnął do tak pózna? A wszystko przez to, że gościem był sam Władysław
Gomułka, członek organizacji partyjnej FSO. - Ale Gomułka nie brał ślubu z
tobą, o ile sobie przypominam, tylko ja go brałam... - Zrozum, to była
ważna konferencja dla fabryki: ostateczne uchwalenie planu na rok 1965... -
No i oczywiście jakże by się mogło obyć bez ciebie! A spytałeś towarzysza
Gomułkę, kiedy będą damskie rajstopy w naszych sklepach? - Tam chodziło o
samochody, nie o pończochy... - To może ci ktoś powiedział, kiedy ty
wreszcie będziesz miał samochód? Bo na razie tylko w kółko słyszę, że w
porównaniu z sanacją to mamy radia, a telefonów, lokomotyw i samochodów
pięć, dziesięć, sto razy tyle! A głupi Lermaszewski ma rację, że minęło od
tamtej epoki ćwierć wieku! - Czego chcesz ode mnie? Ja nie jestem
politykiem. - Czego? Krzysio i Kajtek wciąż pytają, dlaczego tatuś pracuje
przy samochodach, a jezdzi tramwajem, a pan Lermaszewski w ogóle nie
pracuje i jezdzi volkswagenem. Chciał odpowiedzieć ostro, ale napotkał w
uchylonych drzwiach pokoju matki jej czujne spojrzenie. Stała w nocnej
koszuli, z siwym warkoczem, spływającym z jednego ramienia, i uśmiechała
się do niego: - Dobrze, że już wróciłeś. Nie mogę zasnąć, jak ciebie nie ma
w chałupie... "Nawet ten dom w śródmieściu stolicy zawsze będzie dla niej
chałupą" - pomyślała Ewa. Przezroczysty bęben obracał się z szelestem,
mieląc wrzucone do środka kartki. Siedzący na sali kina "Skarb" nieliczni
ludzie śledzili każdy ruch ręki małej dziewczynki, która na dany przez
łysego notariusza znak wkładała aż po łokieć rękę do wnętrza bębna i
wyciągała na ślepo kolejną karteczkę. Podawała ją siedzącej na brzegu stołu
grubej pani w cynobrowej wełnianej sukni. Ta notowała coś i przesuwała
kartkę bliżej środka stołu, gdzie trwał jak postument łysy notariusz,
błyskający szkłami w złocistej oprawie. Po otrzymaniu kartki unosił ją w
górę, jakby siedzący na sali mogli dojrzeć, co za liczby widnieją na
wylosowanej kartce. - Kolejny numer wylosowanej książeczki PKO dwadzieścia
cztery tysiące trzysta dwadzieścia cztery... Talarowa siedziała prawie na
końcu ponurej sali. Przyszła wcześniej. Wybrała się w drogę z ulicy Złotej
na Traugutta godzinę przed podanym terminem losowania. Przysiadła z brzegu
tylnego rzędu. Wielkiej nadziei na wygraną nie miała, ale odkąd za poradą
Haliny Wrotkowej umieściła część pieniędzy ze sprzedanego gospodarstwa na
tak zwanych docelowych książeczkach oszczędnościowych - termin kwartalnych
losowań stał się dla niej czymś w rodzaju uczestnictwa w dawnych
jarmarcznych grach. Oczywiście nie przyznałaby się za żadne skarby do tego,
że trzyma te swoje pieniądze na książeczkach. Wybierając się dziś na
losowanie, powiedziała Ewie, że zajrzy do rzeznika, może dostanie szynkę
dla Krzysia, a potem poszuka szarych nici, żeby Jędrusiowi przyszyć
podszewkę do wiatrówki, bo wiosna tuż-tuż, a wiatrówka się w praniu
podarła. Musiała podnieść książeczkę blisko oczu, żeby odczytać wybity na
wierzchu jej numer. Półmrok, panujący tego ranka w kinie "Skarb",
rozmazywał cyfry... Nie czekając na zakończenie losowania wspięła się
schodkami na podium pod ekranem i stanęła przed stołem komisji, kładąc
książeczkę przed zaskoczonym notariuszem. Zsunął z purchatego nosa
złociście połyskujące okulary i patrzył karcąco: - Co pani tu robi? - Czy
to aby prawda? - stuknęła palcem w leżącą na suknie stołu książeczkę. - Czy
to prawda, że na mnie padło? Notariusz porównał numer książeczki z numerem
na liście i unosząc się nieco z krzesła, powiedział beznamiętnie jak
rutynowy przedstawiciel prawa: - No, pogratulować, pogratulować. Wygrała
pani samochód marki Syrena. Zaszumiało na sali, zerwały się nawet oklaski,
ale Talarowa była tak zaskoczona, że nawet nie potrafiła się cieszyć. - Co
ja mam teraz robić? - Czekać na urzędowe zawiadomienie. - A można zrobić,
żeby nijakie pisemka na dom nie przychodziły? Chciałabym to mieć na czarną
godzinę. I o dziwo, notariusz uśmiechnął się wcale nie urzędowym uśmiechem,
pokiwał głową i powiedział jak do starej znajomej: - Rozumiem panią, bo sam
mam dzieci - położył teczkę na krześle, wypisał adres PKO na ulicy
Sienkiewicza, numer pokoju i piętro. - Tam pani ma się zgłosić za tydzień, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl