[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oblicze.
Barnes zaczął przechylać głowę z boku na bok, co sprawiło, że większość ciosów
była chybiona. Jego oczy zdawały się tańczyć z podniecenia. Znowu walczył... i
tym razem było to bezpośrednie starcie, w którym zagrożenie było jak
najbardziej żywe.
Chris niemal nie słyszał jak chór Głów namawia go do zabicia Barnesa.
Koncentrował się na próbie władowania pięści w wypukłą bliznę na czole
mężczyzny. „Może mógłbym ją wtłoczyć prosto do tego złego mózgu i zakończyć
wszystkie te niedole". Zobaczył grymas bólu na twarzy sierżanta, kiedy
uderzenie wylądowało w końcu we właściwym miejscu. I w tej samej chwili runął
płasko na plecy, patrząc w górę na mężczyznę, do którego w tym momencie czuł
nienawiść silniejszą niż do kogokolwiek innego na świecie.
Barnes wymierzył cios kolanem w krocze Taylora i strącił go z siebie, rzucając
go na plecy. Teraz usiadł okrakiem na piersi dyszącego konwulsyjnie Chrisa,
patrząc swemu
214
przeciwnikowi prosto w oczy. Jego prawa ręka instynktownie pomknęła w stronę
pasa na lewym ramieniu i opadła w dół, zatrzymując się niespełna parę cali od
oczu Taylora. W jego dłoni zalśnił niewielki sztylet. Złowieszcze ostrze
wyłoniło się spomiędzy dwóch środkowych palców, a czubek sztyletu prawie
opierał się o nos Taylora. Barnes nieco cofnął broń, przygotowując się do
wbicia jej prosto w oczodół Chrisa.
Zanim zdołał pobudzić do działania odpowiednie mięśnie, znieruchomiał na
chwilę, bo usłyszał jakiś dźwięk. To Rhah krzyczał mu coś do ucha:
— Spokojnie, Barnes! Spokojnie, chłopie! Najpierw pomyśl, Barnes! Wsadzą cię
do ciupy w Long Binh. Dostaniesz dziesięć lat za zabójstwo z premedytacją.
Dziesięć lat w pierdlu, Barnes, nie rób tego. Nie rób tego, chłopie!
Fala wymuszonej samokontroli zalała ciało sierżanta.
Chris zapomniał o nożu i patrzył, jak mięśnie twarzy tamtego topnieją i wyraz
wściekłości zmienia się w grymas spokoju i rozluźnienia.
Taylor pomyślał, że udało mu się wyjść z tego całkiem bez szwanku, kiedy nagle
dostrzegł paskudny uśmieszek w zdrowym kąciku ust Barnesa.
Sierżant nie mógł nie wykorzystać tej sytuacji. Kontrolowanym ruchem
nadgarstka smagnął sztyletem w dół, pozostawiając na twarzy Taylora, pod jego
lewym okiem, sierpowate cięcie. Rana była tak czysta i zadano ją tak szybko,
że upłynęło parę sekund, gdy z przeciętych naczy-nek zaczęła wypływać krew.
Barnes wstał i przyglądał się Chrisowi, delikatnie dotykającemu rozcięcia pod
okiem, i z oszołomieniem patrzył na krew, która pojawiła się na palcach
Taylora.
215
— Śmierć? — Barnes zachichotał, a potem wykrzyknął w ciemność. — Żaden z was
nic nie wie o śmierci!
Sierżant pozostawił ich pogrążonych w odurzającym milczeniu.
Chris Taylor oswoił się z niebezpieczeństwem i dostosował się do warunków
walki w dżungli. Zmienił się bardzo od dnia, nie tak bardzo odległego, kiedy
to prawie umarł na skutek wyczerpania i przegrzania. Dowiedział się, że
chustka, którą owijał czoło, jest nieocenionym przedmiotem w dżungli. Zmienił
plecak na mniejszy, noszony przy pasie, a przygotowując załadunek, zwracał
uwagę jedynie na amunicję, żywność i wodę. Wszystkie inne rzeczy zostawały na
tyłach. Zgodnie z zaleceniem, pozbył się pasa przy karabinie i, aby ustrzec
się grzechotania, poprzyklejał taśmą wszystkie plastykowe części. Nauczył się
nawet modyfikować swój mundur, a szwaczka w miejscowym sklepiku żółtków
przerobiła go tak, że leżał, jak ulał i nie szeleścił, kiedy Chris biegł
szybko przez dżunglę.
,,Wszystkiego dowiedziałem się od Eliasa" — • myślał Chris, rozglądając się po
rozedrganym wnętrzu transportowego helikoptera. Ale Eliasa już tu nie było i
najwyraźniej nikt nie był tym faktem zasmucony. W ostrym świetle świtu,
wpływającym do wnętrza helikoptera, Chris policzył ocalałych, zastanawiając
się, czy zobaczą kolejny brzask.
,,To nieważne — pomyślał — to naprawdę nieważne. Jak stary, bezzębny lew
stracił serce do walki. Barnes rozciął mu policzek, ale prawdziwa operacja
dokonała się gdzieś głęboko w duszy Taylora. Jakieś witalne wiązadło, które
łączyło jego wnętrzności i mózg — pękło. Teraz umysł stał się odrętwiały.
Pozostał ten piekący ogień w żo-
216
łądku... i Chris nie wiedział, czy kiedykolwiek, niezależnie od sytuacji,
będzie w stanie zapłonąć wściekłością.
„ Powinienem coś zrobić, aby się stąd wydostać, i to natychmiast. Jeżeli tego
nie zrobię, to już jestem trupem. Nawet jeżeli przeżyję tę akcję, to i tak
jestem już trupem. Myślałem, że opuszczając Wietnam, będę znał odpowiedzi na
dręczące mnie sprawy, a okazało się, że nawet nie rozumiem pytań. Jest już za
późno. Wplątałem się w coś, czego nie potrafię kontrolować. Nawet gdyby udało
mi się to kontrolować — zastanawiał się Chris — co mógłbym zrobić z tym
pieprzonym bajzlem? Co mógłbym na to poradzić? Co jest dobre, a co złe? Jezu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]