[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nogę. Potem wrócili, ustawili się czwórkami i poszli dalej.
Wszyscy mówią to samo:
- Do domu! SkoÅ„czyć tÄ™ wojnÄ™! Zurück!
Rozmawiają bardzo chętnie. Patrzą w oczy albo na papier, trzymając rękę na stole, na swojej
furażerce.
- Cieszę się, że trafiłem do niewoli. Już nie mogliśmy wytrzymać rosyjskich bomb, ataków i
 katiusz . Tylko się powiesić. (Pokazuje ręką na szyję.)
Mozdok wzięty. Czuję się jak przed śmiertelną operacją. Zbliżamy się do Piatigorska. Co to
jest? Początek końca Hitlera czy jakiś nowy manewr?
Zladami wojny
- Traktory ciągną działo...
- Dywizjon  katiusz ...
- Pole martwych (bezruch, bezwład).
- Linia kolejowa wysadzana w powietrze co pięćdziesiąt metrów.
- Zdobyczne beczki.
- Rusznice przeciwpancerne, baterie, spalone samochody...
-  Na świecie szaleje bestia. Jest to bestia bezlitosna...
- Cerkiew w Mozdoku.
- Błoto, błoto... Wszystko tonie w błocie i we krwi...
- Już odbudowują most. (Przed nami jechała cię-żarówka, która wiozła olbrzymią rurę i
tamowała ruch.)
- Niemieckie czasopisma.
- Pieśni. Nie goleni, czarni żołnierze...
- Już można wysyłać listy do Piatigorska!
Kiedy major Michiejew, zawinąwszy rękawy, zaczął reperować chłodnicę dodge'a, weszły
niespodziewanie dziewczyny - rumiane, w waciakach, w podartych butach, bez rękawic, ze
zsiniałymi rękami. Widać było jednak, że humor im dopisuje.
- O, jakie śliczne dziewczyny, jedna w drugą!
Dziewczyny zarumieniły się.
Kiedyś postawimy wam pomnik. Postawimy go na skrzyżowaniu dróg - będzie przedstawiał
zwykłą dziewczynę w żołnierskiej kurcie, rumianą i pełną animuszu, z łopatą albo z
chorągiewką w ręku... I bez łzy w oku.
(A może to właśnie jest bohaterstwo, romantyczne wielkie czyny, ten niebywały przełom, o
którym pózniej wypisują całe tomy historycy? Kto wie?!)
Zburzony przystanek Naurskaja. W ruinach stoi rozpalony piec, przy którym siedzi samotny
dziadek i je chleb popijając mlekiem. Jedzenie przyniosła mu jego staruszka. Po zakończeniu
posiłku dziadek wkłada czapkę-uszankę, bierze chorągiewki sygnalizacyjne i odchodzi.
Niemieckie ustępy zrobione z kabiny ciężarówki. Na górze napis:  Cywilom wstęp wzbroniony .
Tak. Troszkę mnie przyhamowało! Szkoda, że człowiek nie ma części zamiennych. Przydałoby
mi się nowe oko. A jeżeli chodzi o resztę - można wytrzymać.
9.I.1943 r. Oto Ordżonikidze! Mroznym słonecznym porankiem pędzimy szosą do miasta.
Majestatu i piękna tych gór nie da się wyrazić słowami... Witaj, dobry i piękny Kaukazie!
Czy słyszeliście, jak rozpaczają w milczeniu sieroce ociemniałe ruiny? Czy słyszeliście jęk
brzmiący jak zapomnienie, który wydają wypalone kominy i ściany?
Dziecko urodziło się tego samego dnia, kiedy Niemcy odeszli. Matka dała dziecku imię
żołnierza, który pierwszy wszedł do chaty, żeby się napić wody...
Saperzy budowali most. Po pas w lodowatej wodzie. Ostrzelali ich nieprzyjacielscy fizylierzy.
Saperzy przerwali pracę, złapali za peemy i ruszyli do walki. Rozproszyli niemiecki oddział i
natychmiast powrócili do budowy mostu. Trzeba było się śpieszyć...
NOTATNIK ÓSMY
(BRULIONY, NOTATKI NA KOLANIE)
Marzec 1943 roku
Uwagę naszą przykuło mnóstwo rozsypanych na drodze książek. Działo się to przy wyjezdzie
z miasta, na spadzistym odcinku szosy. Lepkie jesienne błoto leżało grubą warstwą.
Zaciekawieni zsiedliśmy z motocykla. Okazało się, że były to nasze niesłychanie cenne zbiory
biblioteczne, poświęcone kulturze i historii Kaukazu, którymi Niemcy opuszczając miasto
mościli drogę, żeby koła samochodów nie obracały się w miejscu.
W piatigorskim gestapo był samochód zwany  piekarnią . Pakowano do niego skazanych na
śmierć i, zamknąwszy hermetycznie drzwi, odwożono do miejscowości, w której oczekiwały już
wykopane doły. Ludzie dusili się w spalinach, na miejscu wyładowywano same trupy.
Chłopczyk z kikutem ręki harcuje w szpitalu wśród rannych żołnierzy.
- Czyj jesteÅ›?
- Wspólny.
%7łołnierz-zwiadowca Szejchow, Lezgińczyk, w samotności pisze list do żony, głowiąc się
straszliwie nad każ-dym zdaniem. Okazuje się, że starą się wymyślić dla swojej żony nowe
pieszczotliwe słowa i nazwy, ponieważ jedyną rzeczą, którą może jej przesłać w podarunku z
tego ponurego, cmentarnego pustkowia, jest pieszczota.
 Duszo moja, światło moje, łzo serdeczna!
W ziemiance śpi marynarz. Pijany... Wybuch - pocisk trafia w ziemiankę, zabija dwóch ludzi.
Ogromna bryła ziemi spada marynarzowi na nogi i zasypuje go. Marynarz śpi w dalszym ciągu.
KtoÅ› wychodzÄ…c z ziemianki nadeptuje mu na nogÄ™. Marynarz budzi siÄ™ i mamroce pod nosem:
- Boże drogi, co za ludzie - to wchodzą, to wychodzą! - i znowu zasypia.
GazetÄ™  Panzer, voran! nazywajÄ… teraz  Panzer, zurück!
Pełznę jak jaszczurka. (Horyzont jaszczurki.) Nie widzę nic, oprócz nóg i tyłka żołnierza, który
pełznie przede mną. Wstać nie można, bo strzelają.
Pogrzeb ofiar gestapo w Piatigorsku. Przenikliwy wiatr, mróz, mgła. Zza zakrętu w dole
wypływają i zaczynają posuwać się ku górze niesione na ramionach ludzkich trumny - trumna
za trumną, dziesiątki trumien. Trumny wpływają na plac wszystkimi ulicami, że wszystkich
stron. Majestatyczny, płynny ruch trumien na powierzchni czarnego ludzkiego potoku.
Wznoszą się coraz wyżej, by wreszcie znalezć się na placu... Dziecięce trumienki ludzie niosą
na rękach... Jedna, druga, piąta... Co się dzieje? Czyżby ten pochód nie miał końca?
- Waniusza, dziecinko kochana - rozpacza stara zgarbiona kobieta idÄ…c za trumnÄ…. - Za co ciÄ™
taka śmierć spotkała?! Oj, ludzie kochani!
Sztandary, sztandary, sztandary...
Zielone wieńce z gałęzi świerkowych nabierają dziwnej barwy na tle siwej śnieżycy. Czerwone
trumny... Wstęgi z napisami na wieńcach... Jakiś staruszek idzie i wciąż powtarza te same
słowa:  Drodzy towarzysze, drodzy towarzysze! Chłopczyk idzie i płacze; łzy zamarzają mu
na policzkach.
Dzwięki marsza pogrzebowego.
Co to jest?
Czas dotyka mnie swoim zimnym skrzydłem. Serce moje zastyga.
To życie!
W pustym, spalonym mieście hula wiatr, uderzając z hukiem o płaty blachy zwisające jak
łachmany ze ścian domów. Noc.
Traktor ciągnie zestrzelony samolot jak mrówka martwą ważkę.
Jechali Kozacy przez spaloną krainę, jechali opustoszałymi bezludnymi drogami, wchodzili do
rozwalonych chałup, patrzyli na trupy żon. Jechali przez spustoszoną ziemię turecką i serce im
się ściskało.  Konie, druhowie skrzydlaci, powiedzcie, kto doprowadził nasz kraj do ruiny?
Maleńkie sieroty błąkały się po stepie; starcy, którzy od lat nie złazili z pieca, pełzali po omacku
po podwórzach; w rozbitym oknie strzaskanej ściany falowała biała firanka, w ocalałym kącie
spalonej chaty wisiała pusta kołyska...
Jechali Kozacy w ciężkiej zadumie. Pobrzękiwały strzemiona... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl