[ Pobierz całość w formacie PDF ]

góra przybywa do Mahometa.
Cesarze, demokracje, dyktatury...
usi"ujà wynaleêç samoistny Êwiat
ludzki. Dzwony wykrwawiajà si´
na Êmierç króla za królem...
A upiory nie da"y si´ przep´dziç.
I Úydom nie uda"o si´ po raz drugi
przejÊç bezpiecznie przez Czerwone Morze.
Krew. Ogie’. Nadpalone Przymierze.
¸una Êniegu. Koniec.
W Raju b´dziemy znów mieli dwanaÊcie,
po szeÊç u kaÝdej r´ki, palców, jak
Kosmici.
143
Ba"ka’skie s"o’ce, trupojad
(Notatki do reportaÝu z podróÝy
na Wieczory Poezji w Macedo’skiej Strudze)
*
Srebrzysty odrzutowiec startuje: wspina si´, zamarzni´ta fontanna,
wschodzi jak ma"y ksi´Ýyc o Êwicie; unosi jak miecz olbrzyma, zdolny
do odci´cia przesz"oÊci...; poc´ si´, o coÊ takiego mi chodzi  skropliç
si´: chwilo, trwaj: lemury...
widnokràg, znany dotàd z profilu, z wolna obraca ku nam twarz...
Gorgona, mamka bogów? Wyrywamy si´ z niewidzialnych macek,
p´powina grawitacji pulsuje... Lecimy:
odwieczne marzenie LudzkoÊci; w metalowym pudle pe"nym nafty
i bia"ka  zrozpaczona wiara w cywilizacj´: grona boÝego gniewu 
Guernica, Coventry, Drezno, Hiroszima, Nagasaki (teraz, po latach,
kiedy to przepisuj´  naloty NATO)... Lecimy 
d"awiàcy zachwyt, ucisk na Ýo"àdku; WszechÊwiat, jak Bóg, naprawd´
myÊli fizycznie  ta podróÝ ma byç wyznaniem..., ale czy Mowa to
strawi?
jakiÊ staruszek o ogorza"ej twarzy i spracowanych r´kach, rolnik
zapewne, patrzy przez iluminator, chichocze nerwowo i wykrzykuje:
 to tam, tam poÊród tych pude"ek i patyczków m´czy"em si´ ca"e
Ýycie? ; udaj´ si´ 
na festiwal poetycki, nad wielkie, jeszcze nie skaÝone jezioro;
b´dziemy rozprawiaç, jak to wszystko opisaç; by"em tam juÝ par´
razy...
*
Lecimy. Nie widaç ludzi. Malarze abstrakcjoniÊci rozwin´li swoje
rulony; cézanne owskie po"acie Podkarpacia, geometryczne plamy
S"owacji  widaç ustroje spo"eczne; nieca"a sekunda dwudniowej
wycieczki w Tatry sprzed lat; teraz 
144
teÝ ponad chmurami, ale juÝ nigdzie, w Niebie, jakby po Êmierci; myÊli
bez korzeni, wszystko o wszystkim, z samego siebie; wiersze?,
(w ko’cu lec´ na festiwal poetycki); komu ty lecisz? lec´ ksi´Ýycowi...;
medytacje i wizje 
w powietrzu, na wysokoÊci oczu wyrasta ga"àzka  kwiaty, owoce, pàki,
m"ode i uschni´te listki..., szron i kropelki rosy: wszystko naraz 
przelatujemy gdzieÊ w pobliÝu wiecznoÊci (sam na sam ze sobà),
albo mam zaburzenia wzroku na wysokoÊci; to trwa; od-tworzenie:
cia"o staje si´ s"owem? Stewardesa i jej pejotlowe oczy ... 
d"ugonoga gejsza dzi´kujàca za mi"à podróÝ, islamscy wojownicy
i hurysa...; czas wraca! Zaczynamy làdowanie: Ziemia otwiera si´,
coraz szerzej, g"´biej - rozk"ada "ono, jej wch"aniajàce wn´trznoÊci...
przypomina to jednoczeÊnie - pogrzeb, kopulacj´ i poród;
tym razem uda"o si´, Anteuszu...
*
Niewielkie lotnisko na po"udniu Europy; oniemiajàca panorama 
gdzie spojrzysz, nadlatujà krajobrazy i t"oczà si´ na betonowej p"ycie;
przedpo"udnie, s"o’ce jeszcze przybiera i cie’ u twoich stóp topnieje,
jak kra  dobroduszne oszustwo ma"ych demonów;
nic z tego: paszporty, wizy, celnicy, podejrzliwa staÝ graniczna, wielkie
armie czatujàce na rubieÝach..., a kl´ski i k"opoty zawsze dadzà si´
przemyciç...  Twoja pami´ç!, jakby tutejsi nie mieli doÊç swojej.
Pu"apka oczu: szamoczesz si´ w otaczajàcym ci´ t"umie krajobrazu,
a myÊlisz to, co niewidzialne: nieszcz´Êliwe, pi´kne, romantyczne
Ba"kany, w sam raz dla salonowych powieÊci z dreszczykiem 
olÊniewajàce pejzaÝe i malowniczo okrutny los ludzi...; góry zamykajà
okolic´ za okolicà, horyzont czasu ginie w pomroce...
nawet Aleksander Macedo’ski nie przecià" tego w´z"a: Pers,
w rzymskiej kohorcie, pod tureckim pó"ksi´Ýycem, w greckim mundurze
bu"garskiego carewicza, w alba’skim kepi albo w he"mie niemieckim...
145
a ponadto  Serbowie, Chorwaci, BoÊniacy, Czarnogórcy, S"owe’cy, resztki
Turków i W´grów...: dwa tysiàce lat kostiumowego balu sztyletników;
ba"ka’skie s"o’ce, trupojad...
Âmierç i nieÊmiertelnoÊç...: ma"y domek z czerwonà dachówkà wy"ania si´
ze stoku jak g"ówka noworodka z krwawiàcego cia"a rodzàcej niewolnicy 
zauwaÝy"eÊ to dwadzieÊcia lat temu, kiedy przyjecha"eÊ tu po raz pierwszy;
teraz zobaczysz takÝe swoje Ýycie w starych, przydymionych lustrach
czasu; zapewne nic przyjemnego.
Popo"udnie, twój rosnàcy cie’ ba"ka’ski zaprasza na powitalnà rakij´.
To, co istnieje, ustanawiajà poeci  zapewnia niejaki Heidegger. Podobno
zaproszono mnie tutaj, abym zostawi" kilka metafor. GdzieÊ niedaleko
stàd znajduje si´ pustelnia, gdzie sporzàdzono pierwszà w Êwiecie
cyrylic´. W ogóle jest to m"odzie’czy kraj pradziadów.
*
Tylko nie tutaj, nie tutaj, nie podczas tej podróÝy pociàgiem z
Belgradu do Bari. Wiadukty i tunele. Dzie’ i noc. Noc i dzie’.
Przez kilkanaÊcie godzin tyle nocy i dni. Co kilka minut nowy
dzie’ i stara noc... Nie do wytrzymania. Strach, zmarszczki,
plamy wàtrobowe pe"znà po r´kach. Kiepskie dowcipy o tunelach:
 weê pan t´ r´k´, nie pan, tylko pan..., wchodzi Murzyn, o boÝe,
znowu tunel... . Postarza"em si´. Wsz´dzie, byle nie tutaj.
*
Znowu w podróÝy, w aluminiowej czaszce autokaru, poprzez doliny
i góry Macedonii  miejsca i pustki, tysiàca oczu za ma"o... wokó"
autostrady (przychodzi na myÊl Piramida, rozwleczona na setki kilo-
metrów) ods"aniajà si´ resztki starej Planety, z czasów, kiedy,
jak wieÊç niesie, jeszcze nie by"o ksi´Ýyca...:
ludzie zdajà si´ tutaj przynaleÝeç raczej do natury, mimo Ýe - jak rzecze
Rimbaud - od wieków nie umierali w porach roku; Historia jest tu zjawiskiem
przyrodniczym; bliÝej tu do niemego nieba, niÝ na równinach Mazowsza.
146
Domki, suszàcy si´ tyto’, wiàzki papryki, winograd, kwietna "una,
kosmiczne pojazdy zapory rzecznej, kamienio"omów..., ogrody: lato w"aÊnie
przemija, w sadach jab"ka wracajà na Ziemi´, mi´dzy grzeszników...
m"ode dziewcz´ta idà skrajem szosy, ich kazirodcza mi"oÊç do róÝ i
powoju...;
przydroÝna restauracja; ser i rakija: dwa poca"unki; zrywam Êliwki zza
p"otu, nikt na to nie zwraca uwagi, s"odycz i goryczka ich p´kni´tych warg;
i po co ja tu jeszcze raz przyjecha"em ? fioletowe Êliwki, gorzkawa s"odycz
ich Êliny; zwidy, nikogo wi´cej, same wargi, soczyste... przepad"o
na zawsze;
zakwefiona kobieta w czarnej chuÊcie przystan´"a przy bramie, czeka
aÝ podniesiemy kamery i gwa"townie odchodzi  pokusa i odmowa,
zaspokojone;
ma"a wioska, a obrazek godny filozofa; jakiÊ Leibniz w podartych dÝinsach
i kraciastej koszuli przyglàda si´ arbuzowi; monada samoistnoÊci;
soczyste, ukrwione wn´trze arbuza... przedsmak poÝàdania: ch"odne
cia"o wyodr´bnia si´ z upa"u, jak topielec ze Êlepej g"´biny...; dalej,
dalej 
niemal nieprawdopodobny obóz cyga’ski nieopodal Bitoli, nie wiadomo,
czy to przesz"oÊç, czy przysz"oÊç: chatki z odpadów  p"aty karbowanej
blachy, dykta, tektura, beczki po benzynie, opony... jakby po ostatecznej
katastrofie zacz´to budowaç Êwiat od poczàtku, od wielkich Êmieci. Co
zapami´ta"a ta prastara rasa ? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl