[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i przycisnął do siebie. Gdy przytuliła się doń mocniej
i objęła go za szyję, poczuła nagle, że zapadają się
w śnieg.
- Dodge! - Oderwała się na chwilę od jego ust.
- Zamarzniesz tutaj.
- ZamarznÄ™? Za chwilÄ™ siÄ™ ugotujÄ™!
Całował jej brodę, policzki, szyję i nawet skrawek
wykończonego koronką podkoszulka.
- Nie możesz tak leżeć na śniegu - protestowała.
- A wiec usiądę. - Wprowadził słowa w czyn, ale
nie przestał jej pieścić.
Jeszcze jeden pocaÅ‚unek, obiecywaÅ‚a sobie, i zmu­
si go, żeby wstał. Ale ich pocałunki zdawały się
nie mieć końca. Jeden przeradzał się w następny
- były niczym bezgłośny potok ustawicznych pytań
i drżących odpowiedzi, niczym niestrudzony pęd
ku wiedzy i rozkoszy. Powinna zmusić go, aby
przestaÅ‚, ale nikt przedtem nie caÅ‚owaÅ‚ tak jej po­
wiek i nie mogła już sobie wyobrazić nikogo innego
w tej roli.
Ale on przecież wyjedzie, a ona zostanie tu, w Jack­
son, i będzie pieściła w samotności wspomnienia jego
pocałunków. Odrzuciła głowę do tyłu, bo jego usta
błądziły w dół po jej szyi. Muszę z tym skończyć, nim
będzie za pózno, powtarzała sobie w duchu. Gdy jego
zęby zacisnęły się delikatnie na jej ramieniu, wydała
błagalny okrzyk:
-Przestań... Musimy przestać. - Ale jej zmysły
buntowały się przeciw tym słowom. Pogładziła jego
drżącą klatkę piersiową. - Musi ci być zimno. To
szaleństwo...
- Szaleństwo? - Spojrzał jej w oczy. - Po raz
pierwszy robimy coś sensownego. - Znów przyciągnął
jej usta do swoich.
- Musimy przestać - powtórzyÅ‚a z uporem, spo­
glądając na słońce, które chyliło się za górami. - Za-
raz zrobi się jeszcze zimniej. Wstawaj, żołnierzu!
- Wysunęła się z jego objęć i wstała.
- Może masz rację - opanował się. - Poza tym
o szóstej mamy przecież randkę, czyż nie?
Zupełnie o tym zapomniała. Nie, teraz nie byłaby
w stanie zostać z nim sam na sam w domu. Jeszcze
jeden taki pocałunek, jak ten ostatni, i wiedziała,
że dÅ‚użej nie powstrzyma pÅ‚onÄ…cej w niej namiÄ™­
tności.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Doprawdy, nie...
- Tego siÄ™ wÅ‚aÅ›nie obawiaÅ‚em - przerwaÅ‚ jej i wy­
krzywił drwiąco usta. - Zastanów się jednak. - Wstał
i zaczął zapinać koszulę.
- Już się zastanowiłam. Nie mogę, po prostu nie
mogÄ™, Dodge.
Chwycił jej dłoń i położył na swym głośno bijącym
sercu.
- Nie możesz czy nie chcesz, Coffee?
- To na jedno wychodzi - powiedziała stłumionym
głosem, walcząc z pragnieniem gładzenia opuszkami
palców jego skóry. Nie mogła okazać mu swoich
pragnień. Nie chciała... Nie mogła zdradzić Je-
ffie'ego.
- Och, niezupełnie, Coffee. - Puścił jej rękę.
- Zrobiło się zimno - burknął, patrząc na nią
przenikliwie.
Tak. Okrutny chłód wkradł się do jej serca. Jeszcze
przed chwilą myślała, że doznała czułości - czułości
tak słodkiej, że mogłaby delektować się nią przez
wieki. Ale myliła się - ofiarował jej tylko namiętność.
Wszystko było grą... I teraz, gdy przegrał, nie potrafił
sportowo przyjąć porażki.
Jechali z powrotem w nieznośnej, grobowej ciszy.
Spoglądając na Dodge'a z ukosa, Coffee widziała jego
twarz pełną rezerwy i głębokiego zamyślenia. Gdy
dotarli do jego domku, wbiÅ‚a kijki w Å›nieg i pat­
rzyła na Dodge'a z zażenowaniem. Nie musiała się
usprawiedliwiać ani go przepraszać, tym niemniej
pragnęła powiedzieć mu coś pokrzepiającego, jakieś
słowo otuchy. Nie była jednak w stanie wydobyć
głosu. Musiałaby po prostu paść mu w ramiona,
pocałunkiem bowiem wyraziłaby najprościej swe
uczucia, ale to byłoby szaleństwem, niebezpiecznym
szaleństwem.
Zastanawiała się właśnie, czy nadal chciał, żeby mu
pomogła przy albumie, i jeśli tak, czy zgodzi się na
spotkanie w jakimś bezpiecznym miejscu - może
w restauracji, gdy Dodge odpiÄ…Å‚ narty i opierajÄ…c je
o barierkę schodów spytał z nagła:
- Wejdziesz?
Potrząsnęła głową.
- Nie? Nawet w tej sytuacji... - WskazaÅ‚ na zÅ‚ożo­
ne pod werandą małe narty - narty Jeffie'ego.
- Nie zamknąłeś drzwi? - Serce jej ścisnęło się
z rozpaczy.
-Widocznie zapomniałem. - Nawet nie okazał
skruchy, tylko posÅ‚aÅ‚ jej uÅ›miech peÅ‚en goryczy, non­
szalancko wzruszył ramionami i zaczął wchodzić po
schodach.
Uwolniła się od nart, pobiegła za nim i schwyciła
go za ramiÄ™.
- Dodge, kiedy wyjeżdżasz?
PatrzyÅ‚ na niÄ… z góry. Twarz miaÅ‚ odlegÅ‚Ä… i nie­
odgadniona.
- Tego właśnie chcesz?
Ależ nie! Wcale tego nie chciała, ale przecież był
Jeffie...
Zapadło długie, męczące milczenie. Wreszcie
Dodge uśmiechnął się kwaśno i wycedził:
- WyjadÄ™ dopiero wtedy, gdy znajdÄ™ odpowiedz na
jeszcze jedno pytanie... i ani minuty wczeÅ›niej. - Od­
trącił jej rękę i podszedł do drzwi. - A więc wejdziesz?
- spytał raz jeszcze, nawet nie odwracając głowy.
Do licha, wiedział - doskonale wiedział, że wejdzie,
skoro Jeffie tam byÅ‚. Z sercem przepeÅ‚nionym stra­
chem i nadzieją wbiegła za nim po schodach.
ROZDZIAA DZIESITY
Przez szklane drzwi Coffee zobaczyła Jeffie'ego.
Klęczał przy niskim stoliku, wpatrzony w rozłożoną
szachownicę. Przesunął właśnie czarną wieżę, a potem
przekręcił szachownicę i zaczął grać białymi. Podniósł
białą królową, przestawił ją o dwa pola do przodu
i głośno powiedział:  Szach!" Coffee odczytała to
słowo z ruchu jego warg.
- Widzisz? - powiedziała z furią do Dodge'a.
-Widzę dziecko, które robi to, co kocha. Nie
pojmujÄ™, czego tak siÄ™ panicznie boisz, Coffee?
- Nie pojmujesz! Dobre sobie!
- Usiłuję. - Przytrzymał ją za rękę. - Na litość
boską, usiłuję zrozumieć, ale ty walczysz ze mną przez
cały czas. Coffee, zrozum, że najważniejszą rzeczą
w życiu jest odnalezć siebie w tym, co się kocha. Na
tym polega radość życia. Jeffie odkrył właśnie swój
talent i swoją pasję. - Rozluznił uścisk i bezwiednie
zaczął pieścić palcami jej dłoń, a przy tym patrzył na
nią tak intensywnie, jakby chciał ją przekonać samym
spojrzeniem. - Zastanów się... Czy Jeff znajdzie
w życiu coś innego, co tak bardzo pokocha? A może
siÄ™ zaÅ‚amie? Może resztÄ™ życia bÄ™dzie wieść bezmyÅ›l­
nie, bez celu, albo gorÄ…czkowo poszukujÄ…c czegoÅ›,
czego nigdy nie znajdzie?
Zadrżała. Oczywiście, że nie życzyła Jeffie'emu
takiej przyszłości. Pragnęła, by odnalazł cel w życiu
- ale nie taki, który by go wypaczył.
- Zbyt siÄ™ przejmujesz - ciÄ…gnÄ…Å‚ Dodge gorÄ…cz­
kowo. - WÅ‚aÅ›nie wówczas, gdy bÄ™dziesz na siÅ‚Ä™ sepa­
rować Jeffie'ego od szachów, staną się one jego
obsesjÄ…. Zakazany owoc smakuje najlepiej.
Te słowa ją przerażały. A jednak...
- Spójrz na niego, Dodge. Przebywa w innym
świecie. Powinien wiedzieć, że tu jesteśmy, przecież nie
mówimy szeptem.
- Ma wspaniałą koncentrację. To nic złego. Zaufaj
mi, Coffee, i nie rób z tego problemu, zgoda? Nie
mówmy już więcej o szachach. Mam pewien pomysł na
dzisiejszy wieczór... - Objął ją w pasie i zaczął wodzić
koniuszkiem nosa po jej twarzy z taką czułością, że aż
mocniej zabiło jej serce. - Ugotujemy kolację... mam
stek w lodówce, a potem pójdziemy do kina na wczesny
seans, żeby Jeffie zdążył się wyspać. Co na to powiesz?
To brzmiało cudownie - taki zwyczajny, rodzinny
wieczór... A może Dodge miał raq'ę? Może tylko
pogarszała sprawę, walcząc z pasją Jeffie'ego?
- No i co? - naciskał Dodge, całując ją w kącik ust.
Czuła, że znowu drży. Czy to jego słowa tak ją
poruszyły, czy może jego usta, że zapaliła się w jej
sercu nowa iskierka nadziei. Chciał spędzić z nią
wieczór - nawet w towarzystwie Jeffie'ego.
Nie miała teraz czasu na rozmyślania, gdy jego
wargi gwałtownie przywarły do jej ust. Patrząc w jej
oczy wiedział już, że odniósł zwycięstwo i uśmiechnął
siÄ™ triumfalnie.
- A zatem, przystąpmy do gotowania - powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl