[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Piękna pani mówiła przeważnie o nim, o jego przyjemnościach. Nie było tak drobnego wydarzenia w
jego życiu, albo w życiu jego rodziny, które by jej nie interesowało i którego by sobie nie kazała
dokładnie opowiadać. Musiał nawet opowiedzieć wszystko o Izabeli, biedna Izabela! A ona na to
powiedziała, że bardzo sympatyzuje z dziewczyną i że Paweł bardzo zle z nią postąpił.
 Jeszcze jeden dowód, Paul, na to, co mówiłam dzisiaj, że w miłości nie trzeba składać żadnych
ślubów. Lecz Paweł w głębi serca nie wierzył jej. Wiedział, że będzie ją ubóstwiał zawsze.
- Tak  rzekła, jakby odpowiadając na jego myśli.  Tak myślisz teraz, ukochany, a jest tak dlatego,
ponieważ nie wiesz, jaką ja będę choćby za chwilę, czy zostanę w twoich ramionach, czy ucieknę, tak
że nie będziesz mógł mnie dosięgnąć. Kochasz mnie właśnie dlatego, że nie jesteś mnie pewny i
dlatego to twoja namiętność jest tak silna, lecz gdybyś był pewny, ta miłość stałaby się obowiązkiem.
Tak dzieje się ze wszystkimi kobietami i mój Pawełek zacząłby kiedyś ziewać i spostrzegłby, że nie
jestem już młoda i że prędzej czy pózniej nadejdzie koniec.
 Nigdy, nigdy!  odrzekł Paweł z zapałem.
Powoli rozmowa zwróciła się na inne przedmioty i Paweł powiedział jej, jak bardzo pragnąłby
widzieć świat, różne narody i ich obyczaje. Ona była chyba wszędzie i ze swym darem słowa
przesuwała przed nim obrazy, jak w czarnoksięskiej latarni, żywe opisy ze wschodu, zachodu,
północy i południa. Ich antrakty pomiędzy godzinami miłosnych upojeń nie były nigdy banalne ani
nudne. A ona nigdy nie zapomniała o tkliwych, jakby mimowolnych, pieszczotach, o
wyrafinowanych, delikatnych dotknięciach, o wdzięku i sentymencie. Byli rzeczywiście jednością 
połączeni duszą i ciałem.
W rozmowie Paweł chwytał strzępy z życia pięknej pani, widział z nich, że jest rozpieszczona i
otoczona zbytkiem, ale dobiegało go jakby jakieś dzikie echo z barbarzyńskich krajów i coraz bardziej
dziwił się i zaciekawiał, skąd ona przychodzi.
Pózno w nocy siedzieli w salonie i ona zrobiła mu doskonałej rosyjskiej herbaty, szeptała słowa
miłosne, tuliła się do niego, jak dziecko, które się skarży na jakiś wymyślony ból. A jednak w naj-
czulszych pieszczotach on wyczuwał jakieś bliskie niebezpieczeństwo. Jakiś namiętny wyraz
przebijał się przez zewnętrzny spokój i groził, że zerwać może tamy panowania nad sobą. To go
drażniło i doprowadzało prawie do szaleństwa.
 Ukochana, ukochana moja  wołał  nie psujmy już sobie tych najcenniejszych chwil.
 Ja ciebie pragnę, pragnę, słodka moja, ja ciebie muszę mieć!
O pierwszym brzasku dnia Paweł obudził się z dziwnym wrażeniem dławienia i duszenia. W
półmroku dojrzał odchyloną w tył w obramieniu tak czarnych, że aż błękitnawych włosów, białą twarz
swojej ukochanej pani. Od mlecznej białości tej twarzy dziwnie odbijały niesamowite jej oczy, zielone
teraz, jak oczy kota, migocące i przepełnione najdzikszą namiętnością. Zrozumiał teraz, skąd się
bierze owo uczucie dławienia. Oto dookoła szyi miał okręcone jedno pasmo jej przepięknych włosów.
Jakiś przemożny dreszcz wstrząsnął ciałem chłopca, pochwycił ją i zamknął w silnych ramionach z
krótkim, zduszonym okrzykiem rozkoszy.
* * *
Następny dzień to była niedziela i nawet przez gęste zasłony słyszeli monotonny dzwięk kropel
deszczowych. Po co się było budzić? Sen jest spokojny i słodki, jeżeli ukochana istota jest tuż blisko.
Było już co prawda pózno, gdy Paweł w końcu otworzył oczy. Zobaczył, że jest sam, słyszał tylko
głos swojej ukochanej, nucący cicho w przyległym saloniku, a przez otwarte drzwi mógł nawet ją
dojrzeć na wpół leżącą na tygrysiej skórze, z gitarą w ręku.
 Spiesz się, spiesz się, leniuszku jakiś. Zniadanie czeka na ciebie  zawołała, a Paweł, nie
zwlekając dłużej, zerwał się z łóżka.
Dziś będzie dzień książkowy  oznajmiła mu piękna pani i czytała mu wiersze, a potem jemu kazała
głośno czytać  ale nie
chciała mu pozwolić, żeby siedział za blisko niej, albo ją pieścił. Była oporna, a poruszała się z falistą
gracją i kocim wdziękiem. Potem zapragnęła odsłonić okna i patrzeć na  scenę": jezioro było za-
słonięte mgłą, niebo płakało, dookoła smutno i posępnie.
Raptem odrzuciła książki i jak wąż nagłym ruchem znalazła się przy Pawle, który leżał na sofie bardzo
posępnie usposobiony z powodu jej zakazu dotykania się i całowania.
 Ach, wy płaczące chmury, nienawidzę was.
Potem ostrym głosem zawołała Dymitra, a gdy ten się zjawił z korytarzyka, gdzie zwykle oczekiwał
jej rozkazów, zaczęła mówić coś do niego w jakimś zupełnie nieznanym języku, a w oczach miała
jakieś złe, okrutne błyski. Dymitr skłonił się niemal do ziemi i szybko wyszedłszy, powrócił za chwilę
z prętem i drzewem i ułożył kilka smolnych, pachnących szczap na kominku. Potem nasypał na to
jakiś proszek, z pośpiechem zasunął rezedowe zasłony u okien i wyszedł z pokoju. Przedziwna, boska
woń rozeszła się po pokoju, a Pawłowi wydało się, że dokoła niego odprawiają jakieś czary! Piękna
pani przysunęła się bliżej i z całą swą słodyczą, z całą miękkością z pierwszych chwil ich miłości sama
wsunęła mu się w ramiona.
 Paul, ja jestem taka dzisiaj dziwaczna, taka nieznośna, przebacz mi  rzekła dziecinnym,
pieszczotliwym głosem.  Czekaj, zrobię tak, że zapomnisz o deszczu i mgle. Uciekaj ze mną do'
Egiptu, gdzie słońce zawsze świeci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl