[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stronę setki, tysiące żołnierzy w czarnych jak noc zbrojach.
 Zwyciężyłeś, szatanie...  szepnął ostatkiem sił.
 Iosif!  usłyszał nad sobą zaniepokojony głos.
Otwierał oczy powoli i z trudem. W mglistej postaci rozpoznał jednak Emila.
 Gdzie jesteśmy?  spytał z wysiłkiem Punin.
 Miałeś jakieś koszmary, bredziłeś.
 Gdzie jesteśmy?  powtórzył.
 U mnie.
 Nikt nie widział?
 Nie. Wniosłem cię od garażu. Straciłeś sporo krwi. Opatrzyłem ci rany, ale sam nie dam
rady nic więcej zrobić. Jedzie już lekarz i pielęgniarka.
 Są...  Iosif nagle zakrztusił się, ale po chwili zdołał złapać znowu oddech.  Są nasi?
 Tak.
 Musisz zawiadomić mistrza  szeptał dalej Punin.
 Mistrza?!
 Tak, waszego mistrza, tu w Polsce. Potrzebuję kontaktu z nim. To moja jedyna
nadzieja.  Uniósł się z wysiłkiem, ale za chwilę znów opadł na poduszkę.
 Nie mam z nim kontaktu. Nie znam go  odparł bezradnie Emil.  Ja i ci bracia, których
znam, otrzymujemy wszystkie informacje, polecenia i finanse od Tomasza.
 O mój Boże...  jęknął Iosif, ciężko oddychając.
 Tomasz nie odbiera telefonu, nie ma go w domu, jakby zapadł się pod ziemię.
 A... jakby... Tomaszowi się coś... stało?
 Wtedy zgłosiłby się inny przełożony, miałby pieczęć, hasło, kody do kont. Wciąż
czekam, ale nic się nie dzieje. Może skontaktować się jednak z Luigim?
 Nie...  stęknął z wysiłkiem Iosif.  Nie dzwoń do Luigiego...
Aureil wyszedł ze swojego gabinetu i podążył korytarzem w kierunku podwórza. Twarz
miał zachmurzoną, jakby zastygłą. Pozorny spokój, nigdy nieznikający z oblicza mistrza,
zyskał dziś skazę, którą trudno będzie wymazać. A więc wielki Ader Rode nie żyje.
Nauczyciel większości żołnierzy, mistrz rytuału, ostoja honoru i potężne ramię tradycji.
Zginął jako jeden z ostatnich wielkich aurelitów. Nieubłagany czas odda wkrótce los
wielkiego posłannictwa w ręce takich synów tego świata jak Iosif Punin. Młodych,
niemoralnych, chorobliwie ambitnych, a przecież właśnie dlatego przegranych.
 Pierre...  szepnął cicho, widząc starego mnicha wychodzącego ze swojej komnaty.
 Mistrzu.
 Doszły już do mnie tragiczne wieści, zatem zwolnię cię z ciężaru przekazania ich
braciom. Ja się tym zajmę. Powiedz mi tylko, czy wiadomo, co się dzieje z bratem Iosifem?
 Prawdopodobnie również nie żyje. Kiedy Emil, polski diakon, zabierał go ze sobą, był
ciężko ranny  odparł Pierre.  Postaram się szybko czegoś dowiedzieć.
 Na razie nie szukaj, zrobisz to potem  powiedział z trudem Aureil.  Nie powiadamiaj
nikogo w Polsce i nikogo tam nie wysyłaj. Jeśli żyje, wróci. Taki już jest. Mój grzech polega
na tym, że ugiąłem się i pozwoliłem mu na tę misję. To ona wydobyła z niego wszystko, co w
nim najgorsze. Szatan znowu zwyciężył, a ja muszę zgładzić mojego ukochanego syna. Czas
przechyla szalę na stronę zła. Jeśli Kapłan nie zjednoczy nas wszystkich, będziemy zgubieni.
Pierre spuścił pokornie wzrok i nic nie odpowiadał. Aureil położył rękę na jego
pochylonej głowie.
 Dlaczego dusze takie jak my stają się tak poniżająco bezpłodne?  spytał cicho.
Pierre uniósł wzrok.
 Wciąż jesteśmy silni jak kiedyś. Nasza potęga nigdy nie upadnie  rzekł z
przekonaniem.
 Potęga, siła i wiara to córki miłości, a tej coraz mniej między braćmi.
 Odpocznij, ojcze, to był trudny dzień.
 Moje sny nie pozwalają mi spokojnie wypoczywać. Zbliża się coś strasznego i nie mogę
odgadnąć co. Wiem jednak, że niedługo będziemy musieli stanąć twarzą w twarz ze złem,
którego jeszcze nie znamy i które zniszczy nas lub zostanie pokonane, by wróciła dawna
potęga.  Aureil zaczął wolno iść korytarzem.
 Tak będzie, mistrzu.
 Skoro szatan tak łatwo potrafił zdobywać dusze najszlachetniejszych i największych
tego świata, może my będziemy umieli zdobyć duszę jednego Kapłana, tak cenną, a przecież
tylko człowieczą.
 Oby dobry Bóg zdołał nas wysłuchać.  Pierre pokiwał głową.
 Kapłan już tu podąża. Takie było jego przeznaczenie i on o tym wie. Jeśli otworzy
swoje serce  czeka go największa z możliwych łaska boska, a nas zwycięstwo. Jeśli
wybierze inną drogę, zastanie tu śmierć, ale nas pogrąży w długiej nocy. Oby znalazł litość
nad sobą i nad nami.
Lekarz podłączył kroplówkę i jeszcze raz spojrzał z niepokojem na Punina.
 Nie jest dobrze, powinienem zabrać cię do szpitala  podsumował, sprawdzając jeszcze
raz dawkę leku.
 To niemożliwe  odparł zdecydowanie Iosif.  Powiedz, kiedy będę miał siłę wstać?
 Masz trzy poważne rany. Opatrzyłem wszystko, zszyłem, podałem antybiotyki,
mikroelementy, płyny, uzupełniłem ubytek krwi. Zostawię środki wzmacniające i parę leków,
które musisz brać, ale powinieneś co najmniej tydzień nie ruszać się z łóżka, a następne dwa 
nie wychodzić z domu.
Mówił po francusku, płynnie, bez wysiłku.
 To wykluczone  rzekł bez emocji Punin.  Wymyśl coś.
Lekarz wstał, włożył ręce do kieszeni i zaczął chodzić po pokoju. Dał znak pielęgniarce i
Emilowi, żeby wyszli, po czym znowu zbliżył się do łóżka.
 Mam coś, co postawi cię na nogi, ale na krótko  stwierdził po chwili.  Potem będzie
jeszcze gorzej.
 Na ile?
 Dwa dni, może nawet krócej. Nie obiecuję, że nie będzie bolało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl