[ Pobierz całość w formacie PDF ]

_ Nie chodzi tylko o pocałunek, tylko o to, jak na mnie działasz.
_ A działam? - eksperymentując, poruszyła biodrami i rzeczywiście poczuła, że ma władzę nad jego
ciałem. Kyle zacisnął zęby.
_ Carrie - objął ją jedną ręką i unieruchomił.
Carrie miała wrażenie, że jej ciało jest puste i tylko on może je wypełnić, tylko on może ugasić ten
ogień, który w niej zapalił.
_ Lepiej żebym nie musiaÅ‚a czekać na ciebie przy oÅ‚tarzu - mruknÄ™¬Å‚a, próbujÄ…c opanować strach,
który znowu zaczynał ją ogarniać. U ścisnęła go mocno, nic już nie mówiąc. Wiedziała, że nic go nie
powstrzyma od wyjazdu. Mogła tylko siedzieć tu i czekać - i powoli wariować ze zmartwienia.
Nie bój się, wrócę - obiecał i pocałował ją w czubek nosa. - Nawet końmi nie odciągną mnie od
ciebie.
- Ale chłopcy z rewolwerami mogą spróbować.
- Nie będą mieli okazji.
Nie oszukał jej jednak. Za wszelką cenę chciał wlać w nią trochę otuchy, ale to, co mówił, nie
przyniosło jej ulgi. Wyjeżdżał i narażał się na . wielkie niebezpieczeństwo.
- Trzymaj się i uważaj na siebie - powiedziała tylko, a potem spojrzała mu w oczy. - Pocałuj mnie
teraz.
Kyle pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… delikatnie, a Carrie rozchyliÅ‚a usta. PoczuÅ‚a siÄ™ dziw¬nie spokojna. PocaÅ‚unek
przeciągał się, a jej z każdą chwilą przybywało odwagi i siły. Kyle bez słowa przekonał ją, że należy
do niej bez reszty. Nie musiał przysięgać, zapewniać, obiecywać. Już oddał swoje życie w jej ręce. W
tej chwili Carrie nie wÄ…tpiÅ‚a, że nie ma rzeczy, jakiej nie zrobiÅ‚by w obro¬nie przyszÅ‚ej żony i ich
nienarodzonego jeszcze dziecka.
Wyjechał za niespełna godzinę.
Carrie do zmierzchu spacerowała nad jeziorem i po otaczającym chatę lesie. Piękno krajobrazu i
bliskość wody uspokajały ją, a teraz najbardziej potrzebowała właśnie spokoju. Kyle przed odjazdem
uparÅ‚ siÄ™, żeby jej pokazać, gdzie jego matka trzyma rewolwer. Carrie nie miaÅ‚a najmniejsze¬go
zamiaru go używać, ale Kyle wydawał się spokojniejszy, wiedząc, że w razie potrzeby będzie miała
do niego dostęp.
Tej nocy nie spała dobrze. Przewracała się z boku na bok, budziły ją koszmary, w których widziała
Kyle'a atakowanego przez jakieś potwory. Wstała jeszcze przed świtem, zaparzyła dzbanek herbaty i
usiadÅ‚a na we¬randzie w oczekiwaniu na wschód sÅ‚oÅ„ca.
Przez cały dzień wynajdywała sobie różne zajęcia, ale miała wrażenie, że nie wytrzyma kolejnej
samotnej nocy i dnia. Nie wiedziała, co pocznie, jeśli Kyle nie wróci. Do miasteczka było dobre
dziesięć mil, ale gdyby nawet tam dotarła, nie miałaby pojęcia, do kogo się zwrócić ani jak dojechać
do Kansas.
Marzyła, żeby porozmawiać z siostrą. Tęskniła za Cathje i rodzicami, a nawet za Clyde'em, niech
Bóg ma drania w opiece.
Wszystko wydawało jej się dziwne i obce. Tęskniła za domem i wszystkimi zdobyczami cywilizacji,
które tak fantastycznie ułatwiają ludziom życie. Oddałaby swoją tygodniową pensję, żeby móc w
jakikolwiek sposób rozproszyć ciemności tej nocy.
Bez radia i telewizora była zupełnie odcięta od świata. Jeszcze przed zmrokiem poszła do łóżka, ale
leżała bezsennie, czujna i spięta.
Nagle usłyszała jakiś dzwięk dobiegający z oddali. Usiadła i wytężyła słuch.
Dzwięk powtórzył się, dziwny, niepodobny do zwykłych odgłosów nocy.
Przypominał trochę pomruk samochodowego silnika. Carrie odrzuciła kołdrę i omal nie wypadła z
łóżka w gorączkowym dążeniu, by jak najszybciej ustalić zródło dzwięku"
Modląc się, żeby to był Kyle, rzuciła się do wyjścia. Ale jeśli to był ktoś inny? N a samą myśl oblał
ją zimny pot. To może być ktoś inny, zabójca Richardsa, który dowiedział się o ich kryjówce i
przyjechał odebrać klucz.
Carrie rozejrzała się wokół, gorączkowo szukając jakiegoś miejsca, w którym mogłaby się schować.
Niestety, na myśl przyszedł jej tylko strych, a tam na pewno zaraz by ją odkryto.
. Kyle miał rację. Kiedy jej życie znalazło się w niebezpieczeństwie, nie myślała serio o
wykorzystaniu wiedzy nabytej podczas trzech lekcji kara¬te. Ale nie miaÅ‚a też zamiaru użyć broni
palnej. Może to głupie, ale nawet myśl o tym była dla niej nie do przyjęcia.
Dzwięk, początkowo słaby i daleki, przybierał na sile. Carrie, przyklejona plecami do ściany,
przysunęła się do okna. Stała tam chwilę, sztywna z przerażenia, aż w końcu zebrała się na odwagę i
wyjrzała.
Rzeczywiście był to samochód, ale nie Kyle'a.
Serce Carrie biło głośno jak afrykański tam-tam. Miała wrażenie, że za chwilę z hukiem eksploduje
jej w piersi. Ale kiedy samochód zatrzymał się w końcu przed chatą, Carrie z niewypowiedzianą ulgą
zobaczyła na bocznych drzwiach napis "Harris - Zdrowa %7ływność" i zorientowała się, że
nieoczekiwanym gościem jest matka Kyle'a.
Podeszła do drzwi, otworzyła je drżącymi jeszcze rękami i stanęła boso na ganku.
_ Dobry wieczór - zawołała Lilian Harris; wysiadając ze starego forda.
_ Dobry wieczór. Jestem Carrie Jamison.
Carrie inaczej wyobrażała sobie matkę Kyle' a. Stała przed nią wysoka, postawna kobieta o krótko,
niemal po chłopięcemu obciętych włosach koloru srebra. Gdyby nie te włosy, Carrie nie dałaby jej
nawet czterdziestu lat - a wiedziała przecież, że ma pięćdziesiąt z okładem.
- Zastałam Kyle'a?
_ Nie ma go w tej chwili - Carrie przytrzymała drzwi. - Proszę do środka.
Piętnaście minut pózniej, popijając ziołową herbatę, Carrie kończyła
opowiadanie mrożącej krew w żyłach historii o porwaniu, Billym Bobie alias Maxie Sandersie,
kluczu, agencie Richardsie i jego nagłej śmierci, czyli o tym wszystkim, co sprawiło, że siedziała w
odciętej od świata leśnej chacie, zamartwiając się o Kyle'a.
- WedÅ‚ug tego, co mówiÄ… moje runy, Kyle'owi nie grozi żadne po¬ważne niebezpieczeÅ„stwo -
powiedziała Lilian uspokajająco.
Carrie nie była pewna, czy powinno ją to istotnie pocieszyć. Osobiście wolałaby coś
nowocześniejszego, na przykład telefon od Kyle'a albo żeby on sam przyjechał tu samochodem.
- Cieszę się, że mogłam cię w końcu poznać - powiedziała Lilian. _ Szkoda tylko, że w takich
okolicznościach.
- Ja też się cieszę, że panią poznałam. Kyle często o pani wspomina. Lilian parsknęła śmiechem,
kołysząc się na drewnianym krześle stoją-
cym koło kominka.
- Ja myślę. Muszę powiedzieć, że inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
- Mnie? - Carrie położyła dłoń na piersi.
- Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to niepochlebnie, ale nie sądziłam, że jesteś taka drobniutka.
Carrie wiedziała, o co chodzi. Ona także inaczej wyobrażała sobie matkę swojego ukochanego.
Spodziewała się kogoś w sandałach, o długich splątanych włosach i obwieszonego kolorowymi
koralikami. A tymczasem zobaczyła szykowną, krótko ostrzyżoną czuprynę i delikatny naszyjnik z
trze¬ma krysztaÅ‚kami. Ubrana byÅ‚a w rzeczy, które Carrie sama chÄ™tnie by zaÅ‚ożyÅ‚a - pomijajÄ…c [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl