[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drugiego aktu - wcale nie wychodziło na dobre ich pracy.
- Dlaczego po prostu nie pójdziesz na zakupy, do manicurzystki, nie zrobisz czegoś
naprawdę ważnego? - ironizował Nick.
Freddie spojrzała na niego z politowaniem i siłą woli powstrzymała się przed
ponownym zerknięciem na zegarek. Jej rodzina miała się zjawić za niecałe trzy godziny.
- Jestem pewna, że gdyby Barbra Streisand raz opuściła przedstawienie, Broadway by
się nie zawalił.
Mógł się tego spodziewać. Nawet gdyby nie zasugerowała, że resztę dnia będą mieć
wolną, sam by jej to musiał zaproponować.
- Mamy zobowiązania - zauważył jednak. - A ja zobowiązania traktuję poważnie.
- Ja też. Mówię tylko o paru godzinach.
- Parę godzin teraz, parę godzin potem. - Zmieniał jakąś nutę i nawet nie podniósł
wzroku. - W ostatnich dniach miałaś tych godzin aż nadto. - Wziął papierosa, którego przed
chwilą zostawił na popielniczce, i zaciągnął się głęboko. - To musi być strasznie męczące,
gdy życie towarzyskie przeszkadza w uprawianiu hobby.
Zaczerpnęła powietrza w nadziei, że jej to pomoże. Nie pomogło.
- To musi być strasznie męczące, kiedy twórczość staje się obowiązkiem -
odparowała.
Jeśli chciała go dotknąć, trafiła w dziesiątkę.
- Dlaczego nie spróbujesz robić tego, co do ciebie należy? - zirytował się. - Nie mogę
bez przerwy przywoływać cię do porządku.
- Nikt nie musi mnie przywoływać do porządku - wycedziła przez zęby. - Jestem tutaj,
prawda?
- Dla odmiany. - Cisnął niedopałek do popielniczki. - Dlaczego nie spróbujesz
przyłożyć się do czegoś, co pozwoli nam zarobić na utrzymanie? Nie każdy ma tatusia z górą
forsy. Niektórzy muszą sami zarabiać na życie.
- To nie fair.
- Ale to fakt, dzieciaku. A ja nie będę tolerować partnera, który tylko wtedy chce się
bawić w pisanie piosenek, kiedy ma na to ochotę czy wolną chwilę w swoim napiętym
harmonogramie.
Freddie odsunęła się i obróciła tak, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Pracuję tak samo ciężko jak ty, przez siedem dni w tygodniu od blisko trzech
tygodni.
- Z wyjątkiem tych godzin, kiedy musisz iść kupić pościel albo lampę, albo czekać na
dostarczenie łóżka.
Dokuczał jej z premedytacją, ale minio że zdawała sobie z tego sprawę, połknęła
haczyk.
- Nie musiałabym się zwalniać, gdybyś się zgodził pracować u mnie.
- Wspaniale, w tym kurzu i hałasie, kiedy Jurij montuje półki.
- Są mi potrzebne - broniła się. Robiła co mogła, żeby ta rozmowa nie przerodziła się
w kłótnię. - I to nie moja wina, że łóżko dostarczono z trzygodzinnym opóznieniem. A w tym
czasie skończyłam słowa dla chóru w drugim akcie.
- Powiedziałem ci, że to wymaga pracy. - Ignorując ją, Nick zaczął grać.
- Ale to jest dobre - upierała się.
- Wymaga dopracowania - odparł.
Zacisnęła zęby. Nie zamierzała bawić się w takie przerzucanie piłeczki. Wydawało jej
się to zbyt dziecinne.
- Dobrze, popracuję nad tym jeszcze. Tyle że twoja muzyka powinna mieć więcej ikry.
Tego mu już było za wiele.
- Nie mów mi, że moja muzyka nie ma ikry. Jeśli nie potrafisz napisać do niej słów,
sam to zrobię.
- Czyżby? A więc i słowa też będą do niczego - zauważyła z sarkazmem, podnosząc
się z ławeczki.
- No dalej, lordzie Byron, bierz się do poezji. Przeszył ją wzrokiem, który by zabił,
gdyby wzrok mógł zabijać.
- Nie wchodz mi tu ze swoim wykształceniem, Freddie. College nie czyni z ciebie
jeszcze tekściarza, a tym bardziej nie robią tego znajomości. Pozwalam ci teraz na przerwę i
jedyne, co możesz, to dobrze wykorzystać ten czas.
- Ty mi pozwalasz na przerwę, paradne! - rzuciła z furią - Ty zarozumiały idioto, ty
ważniaku, nie widzisz niczego poza czubkiem własnego nosa. Wciąż mi dokuczasz! I
zapamiętaj, że sama wyznaczam sobie przerwy! Nie potrzebuję do tego ciebie. A jeśli nie
odpowiada ci mój sposób pracy czy jej efekty, powiedz to producentom.
Przebiegła przez pokój, chwytając w biegu torbę.
- Dokąd ty, do cholery, idziesz? - Zerwał się na równe nogi.
- Do manicurzystki - warknęła, chwytając za klamkę.
- Jeszcze nie skończyliśmy. Siadaj i rób to, za co ci płacą.
Mogłaby z nim walczyć, ale po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że awantury
nie mają sensu. Bardziej niż swobodę ceniła sobie godność.
- Wyjaśnijmy sobie coś - zaproponowała. - Jesteśmy partnerami. A partnerstwo,
Nicholas, oznacza, że żadne z nas nie jest szefem. A więc i ty nie jesteś moim szefem Nie
zapominaj, że pozwoliłam ci decydować o wszystkim, całkowicie ci się podporządkowałam.
- Ty pozwoliłaś mi decydować - powtórzył, akcentując każde słowo.
- Właśnie. I tolerowałam twoje humory, twoje bałaganiarstwo i twój tryb życia, spanie
do południa, wszystko. Tolerowałam to w imię naszej wspólnej pracy. Uznałam, że nie będę
zwracać uwagi na takie drobiazgi, że najważniejsza jest muzyka. Uznałam, że każdy ma
jakieś wady, które są irytujące dla otoczenia, ale ja tu nie jestem po to, żeby cię wychowywać.
Na to i tak jest już, niestety, za pózno. Nie pozwolę sobie jednak na twoje kąśliwe uwagi, na
grozby, na przykre słowa.
Oczy znów mu rozbłysły. W innych okolicznościach może zachwyciłaby się złotymi
iskierkami w zielonych tęczówkach, ale nie w tej chwili.
- Nikt ci na razie nie groził, Freddie - zaprotestował. - A teraz, jeśli już się
wyładowałaś, wracajmy do pracy.
Odwróciła się i szybkim ruchem wbiła mu łokieć między żebra. Zdążył tylko zakląć, a
już znikała za drzwiami.
- Idz do diabła - usłyszał jeszcze jej głos, któremu towarzyszył huk zatrzaskiwanych
drzwi.
Mało brakowało, a pobiegłby za nią. Nie był jednak pewien, jak się powinien
zachować. Czy udusić ją, czy raczej rzucić na łóżko. I jedno, i drugie byłoby błędem.
Co w nią wstąpiło? - głowił się, rozcierając obolałe żebra i wracając do pianina.
Przecież dziewczynka, którą znał, zawsze była taka zgodna i miła, trochę nieśmiała,
pogodna i naturalna jak promyk słońca. Oto co się dzieje, kiedy dziewczynki zmieniają się w
kobiety. Trochę konstruktywnego krytycyzmu, a stają się jędzami.
Do diabła, nad tym chórem trzeba jeszcze popracować. Słowa nie są na takim
poziomie jak zawsze. Stać ją na więcej. Musiał przyznać, że Freddie ma prawdziwy talent.
W zamyśleniu usiadł przy pianinie i zaczął po raz kolejny przegrywać ten sam
fragment. Myślami był jednak gdzie indziej. Nie dawało mu spokoju zachowanie Freddie.
Przez całe życie była rozpieszczana, przyzwyczajona, że spełniano wszystkie jej zachcianki.
Zawsze robiła to, co chciała. Najlepszy dowód, że teraz beztrosko przedkłada sprawy
towarzyskie nad obowiązki.
Ile czasu trzeba, żeby się urządzić? - zastanawiał się. Kiedy Rachel i Zack się
wyprowadzili, uporał się z tym w parę godzin. No tak, ale jak się uporał...
Obrócił się na ławeczce i obrzucił wzrokiem pokój. Może jest tu bałagan, ale widać, że
w tym pokoju ktoś mieszka, jest przytulny i ma duszę. Tak mu się w każdym razie wydawało.
Nie, zreflektował się po chwili. To nie pokój, to jednak chlew. Wciąż obiecywał sobie,
że posprząta, ale jakoś nie mógł się do tego zabrać. Trzeba by odmalować ściany i może
pozbyć się tego fotela z ułamaną nogą.
To żaden problem. Uporałby się z tym w ciągu weekendu. Nie potrzebuje takich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl