[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nowych pisarzy wszelkich epok i języków. Zmieniają tylko imiona i wygląd, pewien zespół ich
cech pozostaje niezmienny. Tak jak niezmienne są wady i przywary ludzkie. Są to postaci typowe,
zindywidualizowane przez literaturę wokół jednej charakterystycznej cechy. A więc: żona-
sekutnica, zazdrosny mąż oszukiwany przez połowicę, chorobliwy skąpiec... Czy wreszcie
samochwała.
Tak tu docieramy do zródła postaci Zagłoby. Jego bowiem dalekim praprzodkiem jest
niewątpliwie Pyrgopolinices  %7łołnierz Samochwał, któremu rzymianin Plaut poświęcił aż sześć
znanych do dziś komedii. Ale i Plaut nie był oryginalny  wziął swego bohatera z zaginionej
greckiej sztuki Samochwał, podobnie jak z jego wersji garściami czerpali następcy, zaludniając
deski sceny długim szeregiem postaci dzielnych tylko w gębie wojaków.
Niezliczoną ich galerię o różnych imionach (Cocodrille, Fracasse, Rodomonte, Spavento)
stworzyła commedia dell arte, pojawiają się u Corneille a, Goldoniego czy Gryphiusa (pod iście
strasznym imieniem Don Daradiridatumtarides). Przenikają do teatru jarmarcznego i ludowego,
mając nawet polską, renesansową wersję w postaci znanych Albertusów.
Znajdują wreszcie kilku prawdziwych mistrzów pióra, którzy wzbogacają dość
schematycznego Samochwała o nowe cechy i... przywary. W czasach nowożytnych do rangi
wybitnej postaci literackiej podnosi schematycznego tchórza-pyszałka sam William Shakespeare,
który w Henryku IV (cz. I i II) oraz Wesołych kumoszkach z Windsoru tworzy najsłynniejszą swą
postać komiczną  sir Johna Falstaffa. Ten stary, monumentalnie gruby szlachcic jest nie tylko
obwiesiem, łgarzem, hulaką i rozpustnikiem, ale również  człowiekiem pełnym żądzy życia,
radości istnienia, humoru i inteligencji, która pomaga mu wywikłać się z najtrudniejszych sytuacji.
Jest postacią komiczną i wyposażoną w cechy negatywne, która pomimo to budzi sympatię
czytelników i widzów.
Jeszcze inną wersję Samochwała rodzi wiek XVIII. To baron von Mnchhausen, skądinąd
historycznie istniejący, który tak dalece zasłynął swymi nieprawdopodobnymi łgarstwami, że
poświęcono mu kilka niezwykle popularnych książek.
Mamy również rodzimego bohatera tego typu  bliższego jednak tradycji dell arte owskiej niż
szekspirowskiej  to oczywiście fredrowski Papkin,  lew Północy, rotmistrz sławny i kawaler . I
tę figurę  obok Falstaffa i Mnchhausena  poznał zapewne Sienkiewicz, nim zasiadł do pisania
Ogniem i Mieczem. Bo że  wiedział co robi nie ulega wątpliwości. Jego Zagłoba ze wszystkimi
swymi charakterystycznymi cechami jest być może najbardziej  literacką (w pozytywnym sensie
tego słowa) spośród postaci Trylogii.
Bo też czego nie znajdziemy w katalogu dzieł inspirujących Sienkiewicza! Znawcy
wymieniają tu Etiopiki Heliodora Sen srebrny Salomei Słowackiego, Córkę kapitana Puszkina,
Jurija Miłosławskiego Zagoskina, Pamiątki Soplicy Rzewuskiego, Trzech muszkieterów
55
(zauważmy: Zagłoba, Wołodyjowski, Podbipięta i Skrzetuski: d'Artagnian) Dumasa, Iwanhoe
Waltera Scotta, a nawet całkowicie zapomnianego Zenona Fisza z jego Nestorem Pisanką. A
pierwiastki niewątpliwie pochodzenia homeryckiego  zwłaszcza w konstrukcji opisów
batalistycznych! A wątki fabularne wzięte jakby żywcem ze współczesnych  przygodowych
powieści amerykańskich!
I na tym nie koniec. W roku 1859 Ludwik Sztyrmer wydaje tom Noc bezsenna, a w nim
opowiadanie Paliwoda. Portret niejakiego Apolinarego Tarabankiewicza, herbu  Brygantyna ,
który przez Sybir i Indie zawędrował aż do Etiopii, przeżywając moc iście mnchhausenowskich
przygód. Tę książkę również mógł czytać Sienkiewicz.
Lecz i na tym jeszcze nie koniec... Imć Tarabankiewicz opowiada bowiem historyjki jakby
prosto z ust wyjęte pewnej... postaci historycznej. Jest nią oczywiście sławny Karol  Panie
Kochanku Radziwiłł, który co prawda rzeczywiście dotarł drogą morską do Ziemi Zwiętej, trudno
jednak wierzyć, by naprawdę po drodze ze stosunków z syreną morską dochował się
przychówku... śledzi.
Ale i  Panie Kochanku trwał mocno w polskiej tradycji  no, może nie literackiej, ale
gawędziarskiej. Miał też naśladowców, podobnie jak pan Zagłoba, obok literackich  posiadał też
autentycznych, żywych antenatów. Jednym z nich miał podobno być kalifornijski przyjaciel
pisarza  kapitan Ralf (Rudolf) Piotrowski, zarówno wyglądem, sposobem bycia, powiedzeniami,
dowcipami doskonale pasujący do swojej własnej, pózniejszej literackiej wersji. Drugiego
 żywego Zagłobę znajdowano w osobie samego teścia Sienkiewicza  Kazimierza Szetkiewicza,
gawędziarza i facecjonisty  wysokiej klasy .
No dobrze, spyta zdezorientowany czytelnik, a gdzie w takim razie miejsce dla Sienkiewicza?
Czyż był tylko zręcznym kompilatorem, który z cudzych pomysłów, powiedzonek, postaci
budował własne powieści? Z całą pewnością  nie. Powtórzmy: sytuacje komiczne, schematy
fabularne, typy rozwiązań sytuacji konfliktowych, rysunek postaci charakterystycznych 
wszystko to od wieków powtarza się w literaturze. Nie o kompilację więc chodzi, a o nadanie
często schematycznej fabule nowego, artystycznego wymiaru.
I Sienkiewicz w Trylogii wymiar ten niewątpliwie osiąga zarówno dzięki wnikliwej
znajomości epoki, jak i kongenialnej stylizacji językowej. Dotyczy to nie tylko wartkiej narracji i
opisów, ale również, a może przede wszystkim, sposobu budowy postaci z ich
charakterystycznym, zindywidualizowanym językiem.
A w tej właśnie dziedzinie szczególnie wiele do powiedzenia (w przenośni i dosłownie) miał
imć Onufry Zagłoba, spolszczony, sarmacki odpowiednik sir Johna Falstaffa. Wprowadzony na
karty Ogniem i mieczem początkowo tylko jako katalizator rozjaśniający swym humorem mroki tej
powieści, staje się z czasem głównym wyrazicielem całej swej formacji: sarmatyzmu, a
równocześnie najbardziej  zwyczajną postacią, mającą  do poziomu spraw ludzkich sprowadzać
heroiczne wymiary czynów i osób  jak pisze Krzyżanowski.
O dalszej ewolucji pana Zagłoby już wspominaliśmy. Zapewne nie przypuszczał Sienkiewicz,
że jego jakże lekkomyślny w pierwszych rozdziałach Ogniem i mieczem Zagłoba, tak mu się w
następnych tomach powieści rozrośnie i  wypięknieje , by w drugim tomie Potopu zostać nawet
regimentarzem zbuntowanych wojsk i  pod buńczukiem chodzić , a w finale Trylogii
symbolizować cierpienie całego porażonego klęską narodu.
Widzimy więc, iż sprawa polskiego Samochwały nie jest tak prosta, jak to się z pozoru
zdawało. Zagłoba ma bowiem wszelkie cechy Falstaffa, a nawet i coś z Mnchhausena, ale ten
zespół cech, w jaki wyposaża go tradycja literacka, ożywa naprawdę twórczo dopiero na gruncie
XVII-wiecznego sarmatyzmu, którego Zagłoba staje się najdoskonalszym odzwierciedleniem i
wyrazicielem. To naprawdę tacy jak on wybrali Michała Korybuta na króla. Czy słusznie, to już
zupełnie inna sprawa; piszemy jedynie o literaturze nie dotykając historii.
Cóż dodać? Chyba to tylko, iż Sienkiewicz doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Zagłoba
mu  wyszedł i staje się powoli postacią symboliczną już nie tylko dla Trylogii, ale dla całej jego
twórczości. Myślę, że i to mogło być powodem do satysfakcji: podnieść schemat do rangi symbolu
to prawdziwy sukces.
56
Stąd też zapewne wybór głównej postaci  jubileuszowej komedii, którą oddajemy do rąk
Czytelników w przekonaniu, że warto do niej raz jeszcze wrócić, nawet jeśli jest to tylko skromne
przypomnienie dzieła głównego. Odprysk arcydzieła świecący tylko światłem odbitym.
Władysław Zawistowski.
57 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl