[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jared.
Cassandra odruchowo dotknęła porządnie zaplecionego warkocza.
- Nie podoba ci się moje uczesanie?
Jared splótł swoje palce z jej palcami, ściągnął gumkę z włosów i
zaczął rozplatać warkocz.
- Lubię, kiedy twoje włosy opadają na ramiona, wirują wokół twarzy
jak czarny obłok, przez który prześwitują promienie słońca. Jak również -
sięgnął do jej nosa - wolę cię bez okularów.
86
R S
Cassandra natychmiast sięgnęła po zdjęte okulary, ale Jared trzymał
je z dala od jej wyciągniętej dłoni.
- Nic bez nich nie widzę - zaprotestowała.
- Przesadzasz - oświadczył Jared, patrząc pod światło w soczewki, -
Nie są zbyt mocne.
- Kiedy patrzę dalej, przedmioty mi się rozmazują.
- Ale z bliska dobrze widzisz? - upewnił się, podchodząc do niej.
Cofnęła się o krok. Jared postąpił krok do przodu. Zamierzał bawić
się tak dopóty, dopóki Cassandra nie dotknie plecami ściany. Ciekawe, co
wtedy zrobi?
- Tato! - rozległ się wrzask Ashley.
- Dzwonek cię wybawił - mruknął Jared, odwrócił się i poszedł do
córek.
Cassandra musiała kilka razy głęboko odetchnąć. Co by się stało,
gdyby minutnik zadzwonił pózniej? Czy Jared znowu by ją pocałował?
Coś te pocałunki wprawiają ją w zbyt wielki zachwyt.
Po chwili wyszli z mieszkania. Jared niósł walizeczkę Cassandry,
ona zaś trzymała za ręce dziewczynki, które podskakiwały obok niej i z
zapałem rozprawiały o wizycie u dziadka.
- Czy rozumieją to pojęcie? - spytał Jared.
- Nie sądzę. Pewnie myślą, że dziadek" to imię osoby, do której
jadą.
- To mój samochód. - Zatrzymali się przy najnowszym modelu
sedana. Karoseria w kolorze ciemnego wina pięknie współgrała z
jasnoszarą tapicerką foteli. Na tylnej kanapce umocowane były dwa
foteliki dla dzieci. Usadowili w nich blizniaczki i ruszyli do Sonory.
- Opowiedz mi coś o swoim dziadku - poprosiła Cassandra.
87
R S
- O czym tu opowiadać? Starszy pan ma osiemdziesiąt trzy lata. Od
śmierci mojej babki, która umarła, gdy mój ojciec był w szkole średniej,
mieszka samotnie, wyłączając ten okres, kiedy musiał mną się opiekować.
Posiada stary, mało atrakcyjny dom.
- Dziadek jest członkiem twojej rodziny - przypomniała Cassandra. -
Na pewno zwariuje na punkcie tych małych dziewczynek.
- Być może. Najpierw bardzo się zdziwi.
- Tak jak i ty w pierwszej chwili. Ciekawe, dlaczego twoja żona nie
powiedziała ci o ich narodzinach.
- Nie wiem. MaryEllen nie zostawiła żadnego listu z wyjaśnieniami.
Jej adwokat sugeruje, że bała się, iż będę nalegał, by została w domu i
opiekowała się dziećmi, zamiast poświęcać się pracy. Miała na jej punkcie
absolutnego hopla. Pragnęła zrobić karierę zawodową w dużym stylu.
Przekształcić firmę w ogromny koncern.
- A ty, Jaredzie?
- Zależy mi, by dobrze się rozwijała. Lubię nowe wyzwania; sprawia
mi satysfakcję, kiedy umiem im sprostać. Jednak Hunter Associates już
teraz świetnie prosperuje. Nie chcę go przekształcać w ogromne
przedsiębiorstwo, nad którym w końcu straciłbym kontrolę.
- Czego jeszcze oczekujesz od życia?
- Zabawne, że o to pytasz. Miesiąc temu miałbym kłopoty z
odpowiedzią. Po nagłej śmierci MaryEllen i odkryciu, że jestem ojcem,
wszystko się zmieniło. Nie wiem do końca, czego chcę, ale na razie muszę
znalezć jakiś porządny dom dla moich dzieci, zacznę odkładać pieniądze
na ich naukę. A ty czego oczekujesz od życia?
- By pozwoliło mi być sobą. Uwielbiam pracę dla Hunter Associates.
Dobrze sobie radzę z kolejnymi zadaniami, a ten ostatni projekt dla
88
R S
GlobalNet to ambitne wyzwanie. Zamierzam osiągnąć prawdziwy sukces.
Potem porozmawiam o awansie i podwyżce.
Jared roześmiał się.
- Zawsze gotowa wykorzystać każdą szansę.
- Czyż nie tak działa się w interesach?
- A co z życiem prywatnym? Zakładam, że z nikim nie jesteś bliżej
związana?
Tyle razy ją całował i dopiero teraz o tym myśli?
- Nie - odparła.
- Nic nie powinno przeszkadzać w drodze na szczyt? - upewnił się z
lekką ironią.
- Coś w tym stylu.
Brittany zaczęła domagać się bajki i Cassandra z ulgą odwróciła się,
by ją opowiedzieć. Dzięki temu skończyła się rozmowa, która jej zdaniem
zbaczała na niewłaściwy temat.
Po południu dojechali do Sonory. Jared zatrzymał samochód przed
starym domem, który aż się prosił o farbę, ale poza tym był w niezłym
stanie. W progu stanął sędziwy mężczyzna, ciekaw, kto przybył w jego
progi. Rozpogodził się, kiedy rozpoznał wnuka.
- Cześć, dziadku - pozdrowił go Jared i wysiadł z samochodu.
Otworzył boczne drzwi, by wyjąć z fotelika Brittany.
Cassandra pomogła wysiąść Ashley.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłem kłopotu tą niespodziewaną wizytą?
- upewniał się. - Powinienem był zadzwonić i uprzedzić cię, że zamierzam
wpaść.
- Tu jest twój dom i możesz go odwiedzać, kiedy zechcesz - odparł
starszy pan. - Widzę, że przywiozłeś także gości. Witam panią.
89
R S
- To jest Cassandra Bowles. Pracuje dla mojej firmy. Cassie, mój
dziadek, Silas Hunter - przedstawił ich sobie Jared. - A te dwie młode
damy to Ashley i Brittany Hunter, moje córki.
Silas drgnął gwałtownie i popatrzył z uwagą na blizniaczki.
- Mogłeś mi wcześniej wspomnieć o tym, że zostałeś ojcem -
powiedział z naganą do wnuka.
- Sam dowiedziałem się o tym zaledwie tydzień temu. Wejdzmy do
środka, wszystko ci wyjaśnię. Po drodze kupiliśmy coś na lunch. Mam
nadzieję, że jeszcze nie jadłeś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]