[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z okazji dwustulecia Haendla okazało si , że
Iperyt, jako jedyny reżyser na świecie, wystawił
wszystkie jego opery. Tytaniczny wysiłek, od
którego zwariował.
Iperyt mówił gł bokim basem i miał pochmurne
wejrzenie, i ironicznie siedział przy kawiarnia-
nym stoliku. I uciekł. Na swój sposób uciekł. To
znaczy obraził si na dekoracje, które kazał wy-
budować, i na Dyrektora. Obrażony zapuścił
brod . Ja zadzwoniłem do Iperyta, pytając co si
stało. W głosie Iperyta usłyszałem bolesną ko-
biecość, mimo brody, która słyszalnie drapała
98 Perseidy
w słuchawk . Coś bezczelnego w tej jego bole-
ści.  Nigdy powiedział Iperyt  nigdy wi cej .
Powiedziałem, że reżyserowanie, aczkolwiek
stworzone dla pyszałków i megalomanów, jest
najskromniejszym z wyobrażalnych zaj ć. Iperyt
powiedział, że jestem grzesznikiem. Siedział
przy słuchawce z krzyżem w r ku. Krzyż też le-
żał na stoliczku i wisiał na ścianie. Do Opery
przybywał z wielkim drewnianym krzyżem
w kieszeni, nieco wysterczającym, który kładł
tam, gdzie przysiadał. Był gł boki. Popierdoliło
mu si .  Nadstawiam drugi policzek powie-
dział, i odłożył słuchawk .
l
Opera była słaba. Dwu facetów wraca z jakiejś
sarmackiej zawieruchy, przysi gając, że nigdy si
nie pożenią, tylko b dą czekali na zew Ojczyzny,
po czym si żenią. Muzycznie drugorz dna. Ale
on był czuły na dzieła polskiego słowa. I po kil-
ku latach upadania trzeba było zacząć od nowa.
Jeżeli zaczynać. Dziewczyna mieszkała na ulicy,
której nazwy nie rozumiał: Rybaki. Brat malarz
mu powiedział, że najbliższa ukochanemu jego
jezioru wieÅ› brodnicka nazywa si Rybaki. Cien-
kim paj czym śladem, przejrzystą niteczką, rze-
czy si jednak łączyły. Brat tam miał bud bez
światła ni telefonu, bo obaj, brat i on, nienawi-
dzili miasta. Na swój sposób, brat i on, żyli tam,
gdzie nikt oprócz nich żyć nie chciał.
Co si z nami potem stało 99
l
Samochód ustawił w g stych szeregach przed
fortecÄ… Opery. Po drugiej stronie placu rekon-
struowano przedwojenny Ratusz, pod jakieÅ›
banki. Błyszczał miedziany dach, bo co miał ro-
bić? Było słonecznie. W sklepie na rogu Moliera
kupił ćwiartk czystej wódki, pół wypił, reszt
schował w dużej kieszeni. Gabinet Dyrektora
był rozległy na drugim pi trze, zarzucony pro-
spektami innych oper, z innych krajów. O Ipery-
cie Dyrektor powiedział, że nie umiał być urz -
dnikiem, tylko że był wizjonerem.
Wokół stołu do narad siedziało ich z dziesi ciu,
urz dników z brodami i bez. Szukali energiczne-
go frajera. Dyrygent dyrygował w Kanadzie.
Tylko kilka dni prób miało być na dużej scenie.
Dyrektor zakupił przeniesienie spektaklu  Si-
mona Boccanegry z jakiejÅ› tam luksusowej
Opery, i głowił si , jak na scen wprowadzić pi -
ciotonową stalową belk , na której ekskluzywna
dekoracja do  Boccanegry miała zawisnąć. Tyle
że po chwili ekspert od partytur zamyślił si ,
skubiąc bródk małą i kwaśną, i powiedział, że
cenzura wówczas, po Powstaniu Styczniowym
pozwoliła zagrać  Straszny Dwór tylko trzy ra-
zy, po czym go zdj ła. Nawet, powiedział, kazali
sobie pokazać przedstawienie nieskończone tuż
przed premierÄ…, w szÄ…c coÅ› anty.
100 Perseidy
5
To go zdecydowało. Powiedział, że wróci do do-
mu i przesłucha nagrania, którymi go obrzuco-
no. Wylewnie dyrektor uścisnął mu r k , panie
sekretarki przyniosły kawy. Wszystko było takie
same, w teatrze, kinie, telewizji i literaturze.
W domu postawił pierwszą płyt z pierwszego
nagrania i wiedział już, że zrobi przedstawienie
z tego pierwszego przedstawienia dla cenzury.
Takie niedorobione, przestraszone, byle jakie,
jak on. Zgodne nie z HaendlowskÄ… melasÄ…, ale
z tandetną muzyką 1864. Przedstawienie, które
udaje, że jest czymś, czym nie jest, a przez pory
którego wycieka gniewna mgła tego, co nie do
pokazania. Jego mgła własna, pomyślał. To było
o nim przedstawienie. Był zaprzątni ty. Szybko,
przed nieustającą śmiercią, zapisać. Pokazać.
Wstał z kanapy i podszedł do lodówki, bo poczuł
si zdrowo głodny. Wtedy zobaczył, po drugiej
stronie słupa podtrzymującego strop jadalni,
wielkie, związane ze sobą sznurem tak, że wi-
dział tylko ich szaropłócienne, wi zienne grzbie-
ty  obrazy.
Były to obrazy chłopca, i przedstawiały to, co na
zdj ciach, tylko ogromniejsze. Kolory może
mniej żywe niż na Fuji, formy mniej precyzyjne,
bo powi kszone. Tym niemniej olbrzymie ulatu-
jące w niebo kobiety przebijały ich nożami. Pal-
ce delikatnie wsparte o seks narysowane były
z dürerowskÄ… elegancjÄ…. Punkt widzenia z doÅ‚u,
Co si z nami potem stało 101
z podłogi, z pełzni cia. Taki brunoszulcowy
punkt poddania si i masochizmu. Jaka szkoda,
że tak było. I nie myślisz o swoim ciele, ale my-
ślisz jak od niego, jak od niej, si uwolnić.
l
Telefon z wiadomością, co si z chłopcem
i dziewczyną stało na szosie z Nowej Huty do
Torunia zadzwonił w pustym domu zaraz po je-
go wyjezdzie, lecz nie dowiedział si kto dzwo-
ni, i w jakim celu dzwoniono. Był w drodze.
1997
II
Nad wodÄ… wielkÄ…
i czystÄ…
 Niektóre polana były mokre i zielonka-
we, i ogień ryczał dymem, i ktokolwiek
podchodziłby do ogniska mógłby si za-
wahać na widok m żczyzny na wzgórku.
Ale nie było tam wokrąg niczego, nawet
religii .
Jim Harrison, Warlock
Ta dziewczyna miała dokładnie takie usta, o ja-
kie chodzi: duże, pulchne, obrz kłe. Gdy przy-
jechała do nich do pracy, miała też do ramion
rozpuszczone blond włosy (pózniej okazało si ,
że ich masa opadała jej do bioder, ale je w przed-
dzień przyjazdu modernistycznie obci ła), twarz
powleczoną czymś pomarańczowym i za mocno
podkreślone brwi, wi c pomyślał o niej zle, po-
myślał, że jest łatwa i wulgarna, i za ładna. Mia-
Å‚a tego dnia poszerzajÄ…cÄ… jej ramiona marynark ,
i buty na szczudłowatych obcasach, wi c wyda-
ła si też duża, choć gdy to wszystko zdj ła
i zmyła, okazała si szczupła, a nawet drobna,
niewysoka, bo tylko twarz i r ce i stopy miała
z wi kszej osoby.
Zajmowała si ich dzieckiem i była wobec niego
nieodmiennie wesoła i łagodna, nawet gdy poże-
rały ją oślepiające bóle głowy. Wówczas jej wą-
ska plastelinowa twarz puchła, pod oczami poja-
wiały si nieust pliwe obrz ki (gdy naciskała na
nie palcami swych wielkich czerwonych rÄ…k,
z oczu tryskały łzy), i gdy tylko malec zasypiał,
dziewczyna pogrążała si , siedząc przeważnie na
106 Perseidy
krześle w kuchni, w stan nieobecności. Wtedy
jej wielkie nabrzmiałe usta zwisały rozchylone,
a oczy ślepo wpatrywały si w niebyt.
Miała dziewi tnaście lat, i nie była obecnością
uciążliwą, tylko troch senną, choć głos i śmiech
(słyszał jak si śmieje w zabawach z dzieckiem)
miała gł bsze i bardziej doświadczone, niż spo-
sób, w jaki mówiła. Twierdziła, że jest po matu-
rze, raczej była z jakiejś nieukończonej zawodo-
wej szkoły i sprzedawczynią w sklepie, dajmy na
to z butami. Prawo jazdy za to posiadała, a
że najbardziej lubiła wypełniać formularze krą-
głym urz dniczym pismem, wi c posyłał ją sa-
mochodem na poczt z rachunkami: wtedy si
czesała i pokrywała sobie twarz tym czymś po-
marańczowym, i malowała sobie seksualnie wy-
datne pukłe usta.
Po dwu miesiÄ…cach pobytu w ich domu zapra-
gn ła odwiedzić swych rodziców w Stalowej
Woli, wi c zawiózł ją w sobot rano na dworzec
Wschodni, skąd miała bezpośredni, choć długo
jadący, pociąg. Na ten wyjazd ubrała si jak na
zakupy i wymalowała, i w jaskrawym świetle te-
go letniego poranka usta jej lśniły niby mokry
poraniony miąższ. Jechali w milczeniu, bo wsta-
li wcześnie rano, i on bardziej dotkliwie niż kie-
dykolwiek od tych kilku miesi cy, czy lat, od-
czuwał, że to nie ona, na przykład, była nie do
poprawienia, to on był zm czony. Pracowała
Nad wodÄ… wielkÄ… i czystÄ… 107
u niego i traktował ją dobrze, i był wdzi czny za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl