[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieograniczonych funduszy na kontynuowanie badań.  Po chwili dodał:  Jest pani
inteligentna. Zauważyłem to już w Fezie.
Znowu zachichotał cichutko.
 Nie miała pani pojęcia, że pojechałem do Fezu wyłącznie po to, by panią
obserwować, czy też raczej po to tam panią sprowadziłem.
 Rozumiem  rzekła Hilary.
 Z przyjemnością myślałem, że zmierza pani tutaj. Ponieważ, jeśli mnie pani
rozumie, nie mam tu zbyt wielu inteligentnych rozmówców.  Machnął lekceważąco
ręką.  Ci uczeni, biolodzy, chemicy, nie są interesujący. Może i są genialni w tym,
co robią, ale nie umieją prowadzić ciekawych rozmów.
 Ich żony  ciągnął w zamyśleniu  też są przeważnie bardzo nudne. Wcale
ich nie zachęcamy do przyjazdu. Pozwalam na to tylko z jednego powodu.
 Jakiego?
 Czasami mąż nie jest w stanie prawidłowo wykonywać swojej pracy, bo myśli
za dużo o żonie  odparł sucho pan Arystydes.  Tak było w przypadku pani męża.
Tomasz Betterton jest sławnym na całym świecie młodym geniuszem, ale od chwili
przyjazdu tutaj zajmował się tylko drugorzędnymi sprawami. Tak, Betterton
rozczarował mnie.
 A nie zauważył pan więcej takich przypadków? Ci ludzie są tu więzniami. Z
pewnością buntują się, w każdym razie na początku.
 Tak  zgodził się Arystydes.  To naturalne i nieuniknione. Proszę jednak
popatrzeć na ptaka w klatce. Jeśli ma stosunkowo dużo miejsca i wszystko, czego
potrzebuje: partnerkę, nasiona, wodę, gałązki, to zapomina, że kiedykolwiek był
wolny.
Hilary zadrżała.
 Przeraża mnie pan  powiedziała.  Naprawdę mnie pan przeraża.
 Z czasem zrozumie pani wiele rzeczy, madame. Zapewniam panią, że chociaż ci
panowie, przybywający tu z różnych powodów, są zawiedzeni i zbuntowani, to w
końcu będą wszyscy chodzić na dwóch łapkach.
 Tego nie może pan być pewien.
 Na tym świecie nie można być pewnym niczego. Zgoda. Ale mam
dziewięćdziesiąt pięć procent pewności.
Hilary popatrzyła na niego z przerażeniem w oczach.
 Okropność  powiedziała.  Ma pan tu bank mózgów.
 Dokładnie. Dobrze to pani ujęła, madame.
 I z tych zasobów zamierza pan kiedyś dostarczać naukowców temu, kto
najlepiej zapłaci?
 To w przybliżeniu główna zasada.
 Ale nie może pan tak po prostu wysyłać uczonych jak towar!
 Dlaczego nie?
 Bo kiedy któryś znajdzie się w wolnym świecie, może odmówić pracy dla
nowego właściciela. Będzie znowu wolny.
 Do pewnego stopnia ma pani rację. Ale może być pewne, powiedzmy,
uwarunkowanie.
 Uwarunkowanie& Co pan przez to rozumie?
 Słyszała pani o leukotomii? Hilary zmarszczyła brwi.
 To operacja mózgu, prawda?
 Tak. Wynaleziono ją jako lekarstwo na melancholię. Nie używam terminologii
medycznej, ale takiej, którą pani może zrozumieć. Po operacji pacjent nie ma już
myśli samobójczych ani poczucia winy. Jest wolny od trosk, nieświadomy i w
większości przypadków posłuszny.
 Ale taka operacja nie udaje siÄ™ w stu procentach, prawda?
 W przeszłości nie. Tutaj jednak zrobiliśmy duże postępy. Mam trzech
chirurgów: Rosjanina, Francuza i Austriaka. Poprzez liczne operacje, polegające na
przeszczepach i delikatnych manipulacjach w mózgu, zbliżają się stopniowo do
wywołania u pacjenta stanu uległości i do przejęcia kontroli nad jego wolą. Nie
naruszają przy tym jego władz umysłowych. Być może w końcu uzyskamy taki efekt,
że człowiek zachowa całą sprawność intelektu, a jednocześnie stanie się absolutnie
posłuszny i będzie postępował tak, jak mu się zasugeruje.
 Ależ to straszne!  krzyknęła Hilary.  Straszne!
Poprawił ją spokojnie:
 To pożyteczne. Na swój sposób nawet zbawienne. Pacjent będzie szczęśliwy,
zadowolony, bez obaw, pragnień i niepokojów.
 Nie wierzę, że do tego dojdzie  rzekła Hilary wyzywająco.
 Chère madame, proszÄ™ mi wybaczyć, ale za maÅ‚o pani wie, żeby o tym mówić.
 Chodzi mi o to  odparła Hilary  że nie wierzę w zadowolone, podatne na
sugestię zwierzę, które byłoby jednocześnie zdolne do prawdziwie twórczej pracy.
Arystydes wzruszył ramionami.
 Może. Jest pani inteligentna. Może ma pani rację. Czas pokaże. Eksperymenty
trwajÄ….
 Eksperymenty! Na ludziach?
 Ależ oczywiście. To jedyna praktyczna metoda.
 Ale& na jakich ludziach?
 Zawsze są tacy, którzy trafiają tu przez pomyłkę  odparł pan Arystydes. 
Ci, którzy nie umieją się dostosować do tutejszego życia, nie chcą współpracować,
stają się dobry m materiałem doświadczalnym.
Hilary wbiła paznokcie w poduszkę tapczanu. Czuła, jak bardzo przerażają
nieludzkie rozumowanie tego uśmiechniętego staruszka o żółtej twarzy. Wszystko, co
mówił, było tak rozsądne, logiczne i rzeczowe, że tylko pogłębiało w niej odrazę.
Miała przed sobą nie majaczącego szaleńca, ale człowieka, dla którego inni ludzie
byli tylko materiałem do eksperymentów.
 Czyż nie ma pan Boga w sercu?  zapytała.
 Oczywiście, że wierzę w Boga.  Pan Arystydes uniósł brwi. Ton jego głosu
zdradzał nieomal szok.  Już to pani mówiłem. Jestem człowiekiem religijnym. Bóg
pobłogosławił mnie nadzwyczaj hojnie. Dał mi pieniądze i możliwości.
 Czyta pan BibliÄ™?
 Oczywiście, madame.
 Pamięta pan, jak Mojżesz i Aaron powiedzieli do faraona:  Pozwól moim
ludziom odejść ?
Uśmiechnął się.
 Więc jestem faraonem? A pani Mojżeszem i Aaronem w jednej osobie? To
chciała mi pani powiedzieć? Mam pozwolić odejść im wszystkim czy komuś
szczególnemu?
 Chciałabym powiedzieć: wszystkim.
 Ale jest pani Å›wiadoma, chère madame, że byÅ‚aby to strata czasu. WiÄ™c zamiast
tego: czy nie chodzi pani głównie o męża?
 Nie przedstawia dla pana żadnej wartości. Z pewnością do tej pory zdążył pan
to zauważyć.
 Może ma pani rację. Tak, jestem bardzo rozczarowany Tomaszem Bettertonem.
Miałem nadzieję, że pani obecność przywróci mu geniusz, bo bez wątpienia posiadał
go. Jego sława w Ameryce była ustalona. A jednak pani przybycie nie pomogło wiele,
właściwie nic. Mówię to na podstawie raportów od specjalistów. Od naukowców, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl