[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mimo wszystko admirał Sten musiał opanować głupawy uśmiech i założyć nogę na nogę.
Szczęśliwie Virunga przerwał mu te błogie rozmyślania.
- Jak nazywa się... to kasyno Michele... znaczy St. Clair?
Sten spojrzał zdumiony na Virunge. Czyżby pułkownik odgadł?
Ciemne, owadzie oczy niczego nie zdradzały.
- Klub  K ton - powiedział. - Czemu pytasz?
- Nie wiedziałem... że ta dziewczyna... zna się na... muzyce...
- Ja też nie. - Sten zdziwił się jeszcze bardziej.
- Sam nie mogę... się już nią... cieszyć. - Dotknął ucha. - Jestem teraz... głuchy na... dzwięki.
Stara przy wara... artylerzystów. Huk dział... znieczula. Ale kiedy... byłem młody... bardzo
lubiłem... muzykę. Nawet... grałem. - Przesunął palcami po wyimaginowanym instrumencie. -
Trochę... Na saksofonie. Nie na... syncie... ale na takim... z prawdziwym stroikiem. Brzmiał... ach.
Nie potrafię... opisać.
Zapadła cisza. Pułkownik Virunga wspominał słodki dzwięk saksofonu, już dawno zagłuszony
przez wystrzały dział.
Znowu ta muzyka. Coś nieuchwytnego...
Atmosfera Koldyeze nieco się zmieniła od czasu pierwszej rozmowy Stena z Pastourem. Po
pierwsze, w więzieniu zrobiło się tłoczno za sprawą nowo przybyłych oficerów i dyplomatów.
Trafiło tu nawet kilku prowincjonalnych gubernatorów.
Pastour wziął sobie do serca słowa Stena. Szczególnie te tyczące sposobu traktowania jeńców.
Dodał do personelu gromadkę swoich zaufanych ludzi i pousadzał ich na kluczowych
stanowiskach. Ostrzegł wszystkich wyraznie, że nie będzie tolerował żadnych nadużyć czy
wykroczeń wobec więzniów. Przycisnął śrubę tak bardzo, że nawet Avrenti i Gernikh (szczególnie
Gernikh) bali się wychylić.
Na dodatek Pastour urządził sobie w Koldyeze własną kancelarię. Co pewien czas zaglądał z
niespodziewaną wizytą i wzywał poszczególnych strażników na dywanik. Czekali w karnej kolejce
pod drzwiami, a on zapraszał ich na indywidualne rozmowy.
Straty wojenne oraz upadek gospodarki coraz bardziej utrudniały Derhinowi utrzymanie racji
żywnościowych jeńców na minimalnie przyzwoitym poziomie. Kadra też się zmieniła. Ci w wieku
poborowym poszli na front, Derhinowi pozostawiono tylko starców i dzieciarnię. A wszyscy oni
głodowali. W domach też brakowało jedzenia. Natomiast wyposażeni w zasoby katakumb
więzniowie nie dość, że mieli się całkiem dobrze, to jeszcze mogli wręczać sporo smakowitych
łapówek.
Dziwne, jak ludzie potrafią się zmienić. Nowi strażnicy, gdy przyszło im rozsądzać jakiś spór,
odruchowo brali stronę jeńców. Przecież to więzniowie ich żywili. To oni pozwalali im utrzymać
rodziny.
Co więcej, nawet drastyczna cenzura zarządzona przez lady Atago nie zdołała zdławić plotek.
Przyczyniła się nawet do powstania nowych. Niektórzy strażnicy poszli za przykładem Chetwynda:
zaczęli obijać sobie cztery litery blachą.
Coś wisiało w powietrzu. Sten tylko żywił nadzieję, że to nie burza z opadem ekstrementów.
Bo że wkoło będzie rozmaicie, co do tego nie miał żadnych wątpliwości: tahnijskie szambo nie
wyschnie tak szybko. Dlatego właśnie musiał odwiedzić Koldyeze, jakoś wesprzeć Virunge.
Informacja o Sorensenie, stwarzała pułkownikowi nowe pole działania. Od tej pory Zrzęda
mógł pełnić funkcję komputera rezerwowego-
- Czy wchodzisz czasem na blanki? - spytał Sten.
- Rzadko... Trudno mi... tak wysoko.
Virunga pokazał na laskę.
- Ale gdy patrzysz stamtąd na miasto, to co widzisz?
Oficer się roześmiał.
- Ostatnio głównie... masę dziur. Nasze bombowce... spisały się... na medal!
- Zgoda - odparł Sten. - Ale nie w tym rzecz. Pomyśl jak artylerzysta. Co zaobserwowałeś?
Virunga zmarszczył krzaczaste brwi i znów zatrząsł się oo śmiechu.
- Koldyeze... to najwyższy... punkt. Gdybym... miał działa. - Rozmarzył się. W wyobrazni
widział już, jak ostrzeliwuje Heath. Nagle oprzytomniał. W oczach pojawił mu się dziwny błysk.
Tyle celów...
- Przecież... są działa... w katakumbach. Przestarzałe... ale można je... przystosować. - Spojrzał
wyczekująco na Stena. Następne zdania wyartykułował mocnym głosem: - Kiedy? Tylko
powiedz... kiedy?
Sten podszedł do N Ranyi i ścisnął jego mięsisty odpowiednik ramienia.
Dam ci znak - rzekł konspiracyjnym szeptem. - Po prostu bądzcie gotowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl