[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypełniać samochód, i kiedy Remi robiła kurs nad rzekę, przygotowywali dla niej następny
ładunek.
TVzy godziny trwało przewożenie skarbów z komory na łódz. Kiedy wszystko zabrali, Sam
zwrócił się do Tibora:
- Popłyńcie w górę Mincio i zakotwiczcie na jeziorze Garda. To czterdzieści kilometrów,
więc pewnie zdążymy tam przed wami.
- Dobra - zgodził się Tibor - ale co będzie, jak policja nas zatrzyma i wejdzie na łódz?
- Każesz Paulowi zapomnieć, że zna włoski, i zadzwonisz do mnie.
Z łupem Attyli na pokładzie łódz była cięższa i miała większe zanurzenie. Sam, Tibor i jego
trzej kuzyni musieli razem zepchnąć dziób z piaszczystej plaży na spokojną wodę Mincio.
- Mam nadzieję, że każdy gram złota to łza dla Arpada Bako - powiedział Tibor.
- Skoro o nim mowa, to kto go śledzi, kiedy jesteś tutaj? - zapytał Sam.
- Mój brat jest za to odpowiedzialny. Ma pod obserwacją Bako i jego pięciu najbardziej
zaufanych ludzi dzień i noc.
- To lepiej niż mógłbym sobie życzyć - pochwalił Sam. -Przyjemnego rejsu.
Silnik ożył i łódz skręciła lekko, żeby Tibor mógł się wspiąć na pokład. Skierowała się na
wprost i popłynęła w górę cichej rzeki ku jezioru.
Sam i Remi podjechali do otwartej komory ostatni raz. Opuścili się na linie wspinaczkowej
do ciemnego kamiennego pomieszczenia, Sam zapalił latarkę i oświetlił każdą ścianę. Tym razem
nie było żelaznej płyty z inskrypcją. Ale na podłodze, widoczny dopiero teraz po usunięciu
skarbów, leżał kamienny blok z wyrytymi literami. Stanęli nad nim, Remi pstryknęła kilka zdjęć
komórką i obejrzała je, żeby mieć pewność, że napis jest wyrazny. Sam zanotował inskrypcję na
kawałku papieru. Kiedy zobaczył, że Remi patrzy na niego, wzruszył ramionami.
- Jeśli zgubimy telefon, nie wrócę tu, żeby to przeczytać. A ty?
- Nie myślałam o tym - odparła.
- A co myślałaś?
- %7łe to nie jest takie jak tamta wielka żelazna płyta na Węgrzech. Założę się, że moglibyśmy
to wyciągnąć samochodem.
Sam ukląkł i spróbował poruszyć kamień, ale bez skutku. Wyjął scyzoryk i wydłubał trochę
zaprawy murarskiej.
- Zaraz wrócę.
Wspiął się po linie i wyszedł na zewnątrz. Wrócił po kilku minutach z drugą liną, oboma
łomami i młotkiem. Zabrali się do pracy i wkrótce oswobodzili kamień. Podważyli go i Sam
zawiązał linę wokół niego, najpierw wszerz, potem wzdłuż. Wspiął się na górę i Remi usłyszała,
jak uruchamia silnik samochodu. Kamień był cieńszy i nieco mniejszy niż bloki tworzące
pomieszczenie. Uniósł się łatwo, po czym zatrzymał. Remi wspięła się po linie i dołączyła do
Sama na powierzchni. Pociągnęła samochodem kamień i Sam wydobył go łomem poza krawędz
otworu i na ziemię. Oboje unieśli kamień na łomach i zsunęli go na podłogę przed tylnym
siedzeniem.
- Miałaś rację - powiedział Sam. - Tym razem nie musimy zostawiać wiadomości, żeby Bako
ją zobaczył.
Zaciągnęli samochodem większy kamień z powrotem nad otwór, żeby zamknąć komorę.
Potem zepchnęli stertę ziemi na wierzch. Kiedy wyrównali teren, wejście do komory było sto
dwadzieścia centymetrów poniżej poziomu gruntu.
Remi się odwróciła i spojrzała na zaorane pole.
- O, rety! Zobacz.
Właśnie zaczynało się rozwidniać i ujrzeli głębokie ślady opon ich samochodu biegnące od
komory do rzeki i z powrotem.
- Dobrze byłoby zatrzeć te ślady.
- Nie ma jak - odparł Sam. - Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować, żeby to wyglądało na
jazdę kradzionym autem po pijanemu. - Wsiedli do samochodu, Sam wziął pustą butelkę po
winie pozostałą po ich piknikowym lunchu, wytarł z niej odciski palców i cisnął ją na ziemię.
Potem pojezdził po polu tam i z powrotem, skręcając, robiąc pętle, cofając się i rysując kołami
przypadkowe kształty, które się nie koncentrowały w jednej części pola. W końcu wyskoczył na
szosę wzdłuż rzeld.
Gdy wstał świt, Remi wysłała zdjęcia Selmie i Albrechtowi. Zaczęło padać.
- Cieszę się, że nie musieliśmy się z tym zmagać - powiedziała.
Deszcz zamienił się wolno w ulewę i Sam wjeżdżał w każdą kałużę, żeby zmyć błoto i
ziemię z wypożyczonego samochodu. Kiedy wypatrzyli miejsce nad rzeką, gdzie mogli
zaparkować niewidoczni, zatrzymali się i wrzucili kamień z inskrypcją do wody.
- Sfotografuję to miejsce - oświadczyła Remi. - Gdy już nic nam nie będzie groziło, wrócimy
tutaj po tę tablicę i ofiarujemy ją jakiemuś muzeum.
Zrobiła zdjęcia i ruszyli dalej.
Dotarli do Peschiera del Garda przed szóstą rano i czekali na parkingu w pobliżu mariny, aż
ich duża łódz wpłynie pod ostatnim mostem na jezioro. Remi zadzwoniła do ich domu w
Kalifornii i Selma odebrała telefon.
- Cześć, Remi. Dostaliśmy twoje zdjęcia. Czy skarb jest tak duży, jak wygląda?
- Większy. Czy ty i Albrecht przeczytaliście wiadomość?
- Albrecht ją przetłumaczył i sprawdził, co oznacza. -Selma urwała. - On powinien wam
powiedzieć. - Rozległ się szelest i Remi usłyszała głos Albrechta:
- Cześć.
- Cześć, Albrechcie - odrzekła Remi. - Udało ci się odczytać inskrypcję?
- Tak. To nadal tylko łacina. Treść jest taka: Masz mój piąty skarb. Czwarty jest w miejscu,
gdzie przyjaciele stali się wrogami. Podczas gdy ja zakopałem skarb na przyszłość, król
Toryzmund zakopał dobra pogrzebowe dla króla Teodoryka .
- Co z tego rozumiesz? - zapytał Sam.
- To odniesienie do tej drugiej możliwości, którą widzę w wypadku piątego skarbu. Chodzi o
bitwę na Polach Ka-talaunijskich w roku czterysta pięćdziesiątym pierwszym -odparł Albrecht. -
Przyjaciółmi byli Aecjusz Flawiusz, rzymski generał, i Teodoryk, król Wizygotów Obaj
przyjaznili się z Attylą, ale nienawidzili wzajemnie. Kiedy Attyla najechał i złupił dużą część
Francji, połączyli siły pod Chalons i stali się jego wrogami.
- O co chodzi z tymi dobrami pogrzebowymi?
- Teodoryk zginął w bitwie, ale, jak to się czasami zdarza w wielkich bitwach, główni
dowódcy stracili ze sobą kontakt i jego ciało znaleziono dopiero następnego dnia. Syn Tfeodo-
ryka, Toryzmund, pochował go, przypuszczalnie z bronią, zbroją i rzeczami osobistymi, i korona
przypadła jemu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]