[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Coś się stało, Saro? O co chodzi?
- O moich nowych gości. - Opowiedziała mu o dwóch młodych
Australijczykach. - Jak mą\ Jenny mógł ich do mnie zaprosić?
- Mam wspaniały pomysł - odparł Mick. - Zostaw ich wszystkich
i zamieszkaj ze mną.
- Gdyby to było mo\liwe. - Uśmiech Sary nie był wesoły.
- Saro, to nie jest powód do zmartwienia. Po prostu ich wyrzuć.
Nie musisz opiekować się przyjaciółmi przyjaciół i ich dalekimi
krewnymi. Ale ty nie umiesz być inna. - Uścisnął jej rękę. - Je\eli
chcesz grać rolę samarytanki, to lepiej zatroszcz się o mnie, dobrze?
- Co masz na myśli?
- Ubiegłego wieczoru wspaniale się mną zajęłaś i otrzymałaś coś
w zamian.
- Tak, to prawda - szepnęła.
- Chciałbym, \eby to nadal trwało. - W jego głosie zabrzmiały
ciepłe nuty. - Naprawdę, Saro. Wpisz mnie na swoją stałą listę. Napisz
w tej sprawie notatkę.
- Dobrze.
- A teraz poszukajmy Joeya i Jamie'ego. Zanudzą się tutaj
między dorosłymi. Wezmy ich na plac zabaw.
Joey czekał na nich przy stoisku matki, lecz Jamie gdzieś zniknął.
Szukali go przez parę minut, zanim znalezli przed stoiskiem \
zabawkami. Wpatrywał się zahipnotyzowany w misia prawie tak
du\ego jak on sam.
- Jamie - strofowała go Sara - wiesz, \e nie wolno ci chodzić bez
opieki.
- Ale ja lubię zwiedzać.
- Ja te\ - wtrącił się Mick. - Choć czasami mo\na się przy tym
wpakować w kłopoty. Byłaby na to rada, gdybyś mówił rodzime,
gdzie się wybierasz.
- Okay - odparł chłopczyk.
Na placu zabaw chłopcy powitali dzieci poznane w ubiegłym
tygodniu jak starych przyjaciół. Byli jedynie rozczarowani, \e nie ma
Lil.
Sara z Mickiem, trzymając się za ręce, przechadzali się wokół
olbrzymiego, drewnianego magazynu. Na wschodzie ponad równiną
podnosiło się słońce, osuszając rosę na trawie. Bezchmurne niebo
zapowiadało piękny, słoneczny dzień.
Brama bazaru była ju\ otwarta i targ rozpoczął swoją działalność.
- Dzięki za upomnienie Jamie'ego - Sara uśmiechnęła się do
Micka. - On lubi się wałęsać.
- Znam to uczucie. Właśnie teraz chciałbym zabrać cię stąd i
powałęsać się z tobą.
- I dotrzeć do miejsca, gdzie moglibyśmy namiętnie się kochać?
Dotknął lekko ustami jej czoła.
- Dzisiaj wieczorem.
W tym momencie Sara zauwa\yła nadchodzącego w ich kierunku
mę\czyznę. To był Ray Innis z Fundacji Wernera.
- Halo, jak się masz? - zawołał.
- Ray, co ty tu robisz?
- Nie przedstawisz mnie swemu przyjacielowi? - Wyciągnął rękę.
- To pan zapewne jest Michaelem Pennottim.
Mick uścisnął podaną mu dłoń. Sara uznała, \e to jest
wystarczająca forma kontaktu między tymi dwoma mę\czyznami.
- Wybaczysz nam, Mick? Spotkamy się pózniej. Mick zawahał
się.
- Proszę - nalegała Sara.
Mick odszedł bez słowa, a Sara poprowadziła Raya do magazynu
i usiadła z nim na ławce.
- O co chodzi?
- Polecono mi przyjść tutaj i spotkać się z Michaelem Pennottim.
- Kto ci poleca? Pan Whelan?
- Zatelefonował do mnie do domu wieczorem - wyjaśnił Ray,
uśmiechając się głupawo.
- Rozumiem. Czy pan Whelan powiedział ci, \e zatrzymałam u
siebie podanie o po\yczkę?
- Tak. Mówił mi, \e masz kłopoty z przekonaniem Pennottiego,
i\ powinien zgodzić się na ustanowienie na swej ziemi prawa zastawu.
- Ponownie obdarzył ją wymuszonym uśmiechem. - Widząc was
razem, rozumiem przyczynę twych niepowodzeń.
- Czy pan Whelan powiedział ci te\, \e podpis na podaniu jest
podrobiony?
Uśmiech zniknął z twarzy Raya.
- Dokonano fałszerstwa - dodała Sara. - Mick nigdy nie starał się
o kredyt w Fundacji Wernera.
- A czy to ma takie wielkie znaczenie? Nawet je\eli Pennotti nie
zło\ył podania, to ktoś, kto to zrobił, wyświadczył mu przysługę. Z
tego co wiem od Whelana, rada Fundacji chce mu przyznać fundusze.
Du\e i na dobrych warunkach.
- On nie zabiega o kredyt. Wyznaje niemodną zasadę, \e aby
wydać pieniądze, najpierw trzeba je zarobić. I nikt, ani ty ani
ktokolwiek, nie zmieni jego decyzji.
- Nie sądzę. Fundacja Wernera chce zainwestować pieniądze w
tego faceta. On nie mo\e odrzucić takiej oferty. Nikt by tego nie
zrobił.
- Ale Mick tak.
- Czy mu przedstawiłaś warunki udzielenia kredytu?
- Oczywiście. - Czy aby na pewno? Przez cały ten czas, który
poświęciła sprawie po\yczki, nigdy nie doszło do szczegółowego
omówienia oferty Fundacji.
- Saro, mówię to z przykrością, ale wydaje mi się, \e nie jesteś w
tym przypadku obiektywna. No có\, to trzymanie się za rączkę i
buziaczki z klientem.
Mogła powiedzieć, \e więz między nią a Mickiem zawiązała się
dopiero wtedy, gdy dowiedziała się o fałszerstwie i uznała, \e oferta
po\yczki jest nieaktualna. Ale usprawiedliwienia nie miały sensu. To
Ray miał rację. Sara złamała zasady etyki zawodowej.
- Nie powinnaś się anga\ować uczuciowo - powiedział Ray. -
Chyba się ze mną zgadzasz.
- Nie. Jestem uczuciowo zaanga\owana w sprawę ka\dego
mojego klienta. Wierzę w ich przedsięwzięcia. Chcę im pomóc w
osiągnięciu sukcesu, bo mam nadzieję, \e to, co robią, przynosi
korzyść społeczeństwu. Dlatego pracuję w fundacji a nie w banku.
Nie dała mu dojść do słowa i ciągnęła dalej.
- Poza tym jestem osobą kompetentną. Zajmuję się kredytami ju\
od dawna i dobrze prowadziłam sprawę Pennottiego.
- Zagrała swą atutową kartą. - Frank Chapperal ze mną się
zgadza.
- Chapperal? Były przewodniczący rady?
- Frank był przera\ony. Sfałszowanie podania daje podstawę do
wszczęcia dochodzenia i wytoczenia procesu. Nie mówiąc ju\ o
rozgłosie. - Jej uśmiech stał się protekcjonalny.
- Wiesz, Ray, znalazłeś się w trudnym poło\eniu. Na polecenie
pana Whelana balansujesz na krawędzi przestępstwa. Mo\esz być
oskar\ony o naruszanie spokoju.
Odczekała dla większego efektu i dodała:
- Na twoim miejscu nie podejmowałabym \adnych działań przed
następnym zebraniem rady. Ma się odbyć w piątek.
Ray nie wyglądał na zachwyconego, ale chyba go przekonała.
- Zobaczymy się w poniedziałek rano - powiedział. - Miłego
weekendu, Saro. - Skierował się w stronę wyjścia.
Miły weekend? Pomimo swego buńczucznego przemówienia Sara
czuła, \e jej kariera zawodowa wisi na włosku. To jedno. Intruzi w
domu - to drugie. Jenny się obraziła - to trzecie.
Co złego mo\e się jeszcze wydarzyć?
ROZDZIAA 11
W ciągu dnia Sara widziała Micka tylko przelotnie, co było jej
nawet na rękę, gdy\ dręczyły ją wyrzuty sumienia, \e nie omówiła z
nim szczegółów oferty Fundacji Wernera.
Było trochę prawdy w zarzutach Raya. Nie wykazała się w tej
sprawie najwy\szą starannością. Ale od pierwszego spotkania z
Mickiem ciągle coś jej przeszkadzało. Mo\e tego wieczoru wreszcie
będą mogli to omówić. Ha! Warunki udzielenia kredytu jako temat do
łó\ka.
Zabrała dzieci z placu zabaw i poszła z nimi pobuszować w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl