[ Pobierz całość w formacie PDF ]
iść.
Przyjaciółka odpowiedziała. Emma podsunęła jej swój pachnący policzek, podała
Antoniemu rękę i wyszła.
Antoni położył się na plecach na łóżku i uśmiechał się do usmolonego sufitu. To było
sprytne, myślał. Emma Winter jest kobietą, która nie pozwoli, by ktoś wszedł między nią a lorda
Herewarda. Jej pozycja od tego zależała. Antoni nie zobowiązał się do niczego w kwestii
Araminty, zasugerował tylko, że dziewczyna, za jego sprawą, przestanie być grozna, jeśli Emma
zajmie się panią Gainford. Ani on, ani lady Selina nie zdołali znalezć nic konkretnego przeciw
Filidzie, poza złą reputacją Ambrożego, co dla nikogo nie było nowością. Nic, co mogłoby ją
skompromitować. Ale był pewien, że po jego wzmiance o zainteresowaniu Herewarda dla
Araminty Emma z pewnością coś wymyśli.
Po wieczorze u Telfordów Filida krążyła tam i z powrotem po swoim pokoju, nie mogąc
uporządkować myśli. Czy to był ten skandal, o którym mówiła panna Heywood, błagając, by nie
próbowała dowiedzieć się więcej? To możliwe. Ale z drugiej strony, jeśli to, co powiedział lord
Hereward, było prawdą, dlaczego nie kalało to całej rodziny Gainfordów? Pani Gainford bywała
przecież w mieście. Nawet jeśli ludzie uważali ją za niezbyt mądrą, to nikt nie zrywał z nią
stosunków. Ona, Filida, została bądz co bądz przyjęta przez babkę, a ta nie pozwoliłaby z
pewnością, by bodaj cień skandalu padł na przyszłość Araminty.
Co najgorsze, czy Ambroży naprawdę wciągnął niedoświadczonego młodego człowieka
w hazard i świadomie ograł go do cna? Filida przestała biegać po pokoju i opadła na kanapkę pod
oknem, przyciskając czoło do chłodnej szyby. Co ona tak naprawdę wiedziała o Ambrożym? Był
przystojny i czarujący, to pewne, miał też nieograniczone zapasy dobrego humoru. Jedynym
uchybieniem wobec niej było chyba jego lekceważenie dla tego, co nazywał domowymi
głupstewkami . Bywało, że porywał ją bez uprzedzenia na przejażdżkę, nie przejmując się wcale
tym, że zamówiła na ten dzień kominiarza; potem, w Belgii, też zdarzały się takie
improwizowane majówki w lesie Hougoumont - jak na ironię, było to w pobliżu miejsca, gdzie
po bitwie znaleziono jego ciało. Czy tak impulsywny człowiek mógł świadomie doprowadzić
kogoś do ruiny?
Jeśli chodzi o oskarżenia dotyczące pieniędzy, to Ambroży chyba nigdy ich nie miał. Co
prawda inni oficerowie, jego koledzy, także ich nie mieli. Zawsze zalegali z płatnościami i
wszyscy czekali na uśmiech szczęścia - wygraną na wyścigach czy zapis od rodziców - i jakoś
trwali od jednego kryzysu finansowego do następnego. Filida była tym zachwycona. Po stresach i
napięciach z okresu choroby matki, a także po tym, jak narzucono jej surową dyscyplinę
finansową w bardzo młodym wieku, nowa sytuacja miała słodki posmak wolności i beztroskiego
dzieciństwa, którego nigdy nie zaznała. I jakoś w końcu na wszystko starczało i było co włożyć
do garnka. A to przyjaciel przyniósł parę gołębi i zająca, a to znajomy oficer pożyczył
Ambrożemu swego zapasowego konia, a to znów pani Cade kupiła Filidzie nowy płaszcz i
kapelusz w eleganckim sklepie w Brukseli.
Filida mgliście zdawała sobie sprawę, że w tych ostatnich miesiącach wszyscy wirowali
na istnej karuzeli niepewności i szalonej aktywności i że charaktery ludzi, wliczając w to ją samą,
zmieniały się pod tym napięciem. Dopiero w czasie długich, cichych miesięcy, jakie nastąpiły
potem, dotarło do niej, że Ambroży mógł się okazać niegodny zaufania, jako mąż i jako człowiek
odpowiedzialny za dobrobyt rodziny. Ale nie była w stanie uwierzyć, by był wyrachowanym i
okrutnym człowiekiem.
Noc spędziła bezsennie, nękana ponurymi i groznymi myślami, a rankiem zdecydowała
się powiedzieć choć o niektórych swoich problemach babce.
- Johnny? - Pani Osborne uniosła cienkie brwi. - Zapewne masz na myśli Johnny ego
Tauntona.
- Nie wiem. Słyszałam tylko jego imię. Ale kiedy wspomniano nazwisko mego męża,
możesz sobie wyobrazić mój szok.
- A kto o tym rozmawiał, jeśli wolno spytać?
- Nie wiem, babciu. - skłamała Filida. - Byli za rogiem, mówili cicho i nie chcieli, by ich
widziano. Błagam cię, powiedz mi, co się właściwie stało.
- Nic, czym powinnaś się niepokoić, moja droga Filido. Młodzi ludzie zawsze grają
więcej, niż powinni.
- Ale żeby się zabić!
- Filido - odezwała się surowo pani Osborne - to nie jest twoja sprawa, jeśli niemądry
młody człowiek zabił się po przegranej w karty, zwłaszcza jeśli człowiek, który wygrał, nie był
wówczas twoim mężem!
- Oczywiście, babciu. Przykro mi, że ci przeszkodziłam. - Ale Filida nie była
usatysfakcjonowana. Z jednej strony, babka miała rację - nie była niczemu winna; ale z drugiej
strony nie wyglądało to tak jasno, jak to starsza pani przedstawiła. Oburzenie lorda Herewarda
było spowodowane czymś znacznie poważniejszym niż brak szczęścia w kartach.
Rozważała poważnie, czy nie zwrócić się do panny Heywood, ale odrzuciła ten pomysł.
Nie mogła przecież rozmawiać o tym z kimś obcym, zwłaszcza jeśli była to osoba bliska kogoś
tak pozbawionego współczucia jak jej teściowa. Nie, zdecydowała Filida prostując ramiona, nie
było wyjścia, trzeba było porozmawiać z lordem Herewardem.
Na bal do Telfordów Filida ubrała się bardzo starannie. Jeśli naprawdę miała sobie
poradzić z tym mężczyzną, musiała przynajmniej mieć pewność, że wygląda świetnie.
Postanowiła włożyć swoją nową wieczorową suknię z bladożółtego jedwabiu, z halką o barwie
żonkili. %7łółty właśnie wszedł w modę, lecz był trudny w noszeniu, jak ją poinformowała panna
Lannes. Ale Filidzie było w nim bardzo do twarzy, czerwień w jej włosach przechodziła bowiem
na tym tle w kasztan, a jej jasna skóra i zielone oczy znajdowały znakomitą oprawę.
Filida nie miała biżuterii, poza medalionem odziedziczonym po matce, zawiesiła go więc
na złotym łańcuszku, pożyczonym z niezwykle zasobnej kolekcji Araminty. Wsunęła stopy w
żółte pantofelki z jedwabnymi różyczkami i pozwoliła pokojówce udrapować szal wokół ramion.
- Och, wygląda pani jak z obrazka, proszę pani! - zawołała pokojówka entuzjastycznie.
- Piękny ptak to piękne pióra - odparła Filida, przyglądając się krytycznie swemu odbiciu.
Czy to wystarczy? Czy lord Hereward zechce z nią pomówić? Czy też będzie musiała na swoim
pierwszym balu tkwić pod ścianą przez cały wieczór, podczas gdy młodsze i ładniejsze panny
będą wirować w ramionach partnerów? Odrzuciła szybko myśl, że rozmowa z lordem
Herewardem obchodzi ją niemal tak samo, jak to, czy zechce poprosić ją do tańca.
A tymczasem Araminta zamęczała swoją pokojówkę, nie mogąc się zdecydować. Dopiero
w momencie gdy Hetty była już bliska płaczu, a trzy suknie leżały na podłodze zlekceważone,
wkroczyła do pokoju pani Osborne, niezwykle godna w swym fioletowym aksamicie i
wspaniałym turbanie, i uratowała sytuację.
- Jasnozieloną, Hetty... - rzekła rozkazująco.
- Ale ja chciałam włożyć różową! - zaprotestowała Araminta, chociaż tak naprawdę już
dwa razy z niej zrezygnowała.
- Z twoimi włosami, moje dziecko!
- Ale ta suknia mi się podoba, i już - wymamrotała Araminta.
- Nonsens, moja droga. Zrobisz mi przyjemność wkładając zieloną. Jest urocza i
oryginalna i doda głębi twoim włosom. Doprawdy, to pech, że obie moje wnuczki mają włosy tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]