[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To mała wyspa, nie mamy wielu klientów.
 Byłby pan zadowolony, gdyby przyjeżdżało tu więcej turystów?
 Wiem, że chce pan tu wybudować hotel, jeśli o to pan pyta.
 Plotki się rozchodzą?
 Na Tesoro niczego nie da się długo zachować w sekrecie.
 Okej  ciągnął Sean.  Więc co pan sądzi?
 Jestem ostrożnym optymistą  odparł James.  Co do postoju statków
wycieczkowych, zgadzam się z Walterem. Nie chciałbym, żeby wyspę
zadeptały tłumy. Ale luksusowy hotel to co innego, prawda?
 Tak. Mniej ludzi  odparł Sean.  Mniej hałasu i mniejszy wpływ na
środowisko naturalne.
 To i tak oznacza zmiany.  James włożył pierścionek do pudełeczka.
 Ale nie każda zmiana jest zmianą na gorsze.  Podał Seanowi paragon i
dodał:  Mam nadzieję, że Melindzie spodoba się pierścionek.
 Dziękuję.  Sean ścisnął pudełeczko w dłoni.  Na pewno jeszcze się
spotkamy.
 Tak, będę na ślubie.
Sean omal się nie zakrztusił.
 Tak jak reszta mieszkańców wyspy?
 Tak.
Sean wyszedł na zewnątrz ze smutnym uśmiechem. To jasne, że na
47
R
L
T
ślubie zjawi się całe Tesoro. Pewnie wszyscy na tej małej wyspie uważają się
za rodzinę. W Kalifornii jest tyle ludzi, tyle hałasu, że człowiek często nie
słyszy własnych myśli. Sean zawsze to lubił, a przynajmniej czuł się z tym
dobrze. W Sunset Beach z sąsiadami wymieniał najwyżej skinienie głowy.
Bracia byli jego najlepszymi przyjaciółmi, a kobiety, z którymi spędzał czas,
przychodziły i odchodziły w zasadzie niezauważone.
Kiedyś chciał czegoś więcej, jakiejś więzi, ale szybko dostał nauczkę i
tuż po katastrofie wycofał się z tego. Wykorzystywał swoją inteligencję i
urok, głębszych emocji nie dopuszczał do głosu.
Na wyspie nie było ucieczki przed bliskością, z którą nie czuł się
komfortowo, a miał się w tę wyspę wżenić.
Pierścionek w kieszeni wydał mu się tak ciężki, że mógłby służyć jako
kotwica. Albo kula na łańcuchu u nogi, pomyślał ponuro. W wyobrazni
przywołał obraz Melindy, który pojawił się tak szybko, jakby był tam wyryty.
Nie mógł uciec od myśli o niej, od pożądania, jakie w nim budziła. Jej oczy,
uśmiech, determinacja  to wszystko na niego działało.
Nikt tak jak King nie rozumie znaczenia determinacji, chęci
zwycięstwa. To jednak nie znaczy, że najbliższe dwa miesiące będą łatwe.
Mieć żonę i nie móc jej dotknąć  pewnie doprowadzi go to do szaleństwa.
Wciągnął w płuca świeże powietrze i powiedział sobie, że to bez
znaczenia. Kingowie zawsze dają radę.
Za dwa miesiące będzie znów wolnym człowiekiem.
Melinda Stanford, wcielenie piękna, rozumu i seksapilu, zostanie tylko
wspomnieniem.
48
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Tłum wiwatował.
Melinda ledwie słyszała radosne okrzyki, patrzyła w oczy męża i
widziała w nich mimowolne rozbawienie.
Sean trzymał ją za rękę, drugą ręką obejmował ją w pasie i przytulał tak
mocno, że czuła bicie jego serca.
W powietrzu płynęła stara piosenka Elli Fitzgerald, zdawało się, że jej
seksowny głos nabiera mocy. Nagle Melinda poczuła łzy pod powiekami. Nie
mogła uwierzyć, że została mężatką.
 Panny młode nie płaczą  szepnął Sean.
 Wiem  odparła, mrugając powiekami.  Tylko to takie...
 Dziwne?  podpowiedział.
 Tak.  Skupiła na nim wzrok, całą resztę widziała jak przez mgłę.
 Twój dziadek jest chyba szczęśliwy.  Uśmiechnął się do niej.
 Tak, prawda?  Wyrzuty sumienia całkiem jej nie opuściły.
Uszczęśliwiła dziadka, okłamując go. Wyobraziła sobie jego twarz za dwa
miesiące, kiedy oznajmi mu, że się rozwodzi. To nie był miły obraz, więc
zacisnęła powieki i próbowała go odsunąć.
 Już żałujesz?  spytał Sean.
Chciała i jego okłamać, ale czy miało to sens?
 Trochę  przyznała.  A ty?
 Trochę  kiwnął głową. Mocniej ścisnął ją w pasie i przyciągnął do
siebie.
Teraz czuła coś więcej niż bicie jego serca. Czuła niewątpliwy dowód
jego podniecenia. Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
49
R
L
T
Sean wzruszył ramionami i posłał jej uśmiech.
 Mój żal jest trochę bardziej osobisty.
Ciało Melindy nie pozostało obojętne. Odpowiedziało natychmiast
bolesnym pulsowaniem. Jeśli Sean to zauważył, nie okazał tego, tańczył
dalej, jakby nigdy nic.
Melinda wróciła myślą do krótkiej ceremonii na patio hotelu
Stanfordów. Szła prowadzona przez dziadka ze wzrokiem wlepionym w
Seana. Sean miał na sobie szary garnitur, białą koszulę i ciemnoczerwony
krawat. Patrzył na nią z rosnącym pożądaniem.
Każda kobieta uznałaby to za komplement. Podziw w jego wzroku
rozpalił w niej ogień, który wciąż się tlił. Sposób, w jaki ją teraz trzymał omal
nie kazał jej zweryfikować warunków tego małżeństwa.
Zdusiła tę myśl w zarodku. W wyobrazni zastąpiła Seana Stevenem,
którego kochała i który zostałby jej mężem, gdyby nie zginął w tragicznym
wypadku. Taki dzień powinien być świadectwem miłości, a nie biznesowej
umowy czy fuzji.
 Zmarszczyłaś czoło  zauważył Sean, pochylając głowę.  Goście
będą się zastanawiać, czym cię zdenerwowałem.
 Co?  Spojrzała w jego niebieskie oczy, skrywając emocje.
Zdawało się, że piosenka nigdy się nie skończy.
 Uśmiechnij się, Melindo. Jesteśmy małżeństwem. Wygrałaś. Masz
wszystko, czego chciałaś.
 Nie wszystko  odparła cicho.
 Czego ci brakuje?
Dłoń Seana na jej plecach rozpalała w niej niechciany ogień.
 Niczego.  Nie chciała mówić o Stevenie mężczyznie, którego
właśnie poślubiła.
50
R
L
T
 Więc uśmiechnij się, bo ludzie będą zadawać sobie pytanie, czemu za
mnie wyszłaś.
Zaśmiała się, tak jak się spodziewał. Spojrzała na pierścionek na lewej
ręce i poruszyła palcem, by kamienie zabłysły w świetle.
 Piękny pierścionek.
 Cieszę się. Zobaczyłem go w miejscowym sklepie. To ten sam
kamień, który miałaś w kolczykach, kiedy cię poznałem.
 Topaz z Tesoro  stwierdziła z uśmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl