[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stało się, jak przypuszczalem. Ledwie zdąLyłem wypowiedzie~ po-wyższe slowa, człovx~iek ~
F~Iansurijeh rzekł:
- Slyszę, że. sz~~kacie miejsca na nocleg. Effendi, znam idealne miejsce, w którym nocuję,
ilekroc jadę do Bagdadu.
- Gdzie ono jest? - zapytałem.
- Na prawym brzegu, niedaleko stąd.
- Cóż to za miejsce?
- To szałas, który może swobodnie pomieścić dziesięć osób. Zciany mocne; stanowią doskonałą
ochronę przed deszezem i mgłą. We-wnątrz nie ma robactwa. Człowiek czuje się tam jak u
Allaha za piecem. Kto wejdzie przez jego gościnne drzwi, ma wrażenie, że to słodki sen.
Nieznajomy, podsuwając nam przynętę, wpadł w poetyczny trans.
Udając, że nic nie zauważyłem, odparłem:
- Czy w pobliżu są krzaki?
- Ile chcesz. Możemy palić ogień aż do rana, ponieważ według prżyjętego zwyczaju każdy, kto tam
nocuj~, żostawia, odchodząc, wiązkę drwa i gałęzi dla swych następców. Rzeka daje pod
dostatkiem wody do picia. Wsąystko to razem uprzyjemnia niezwykle pobyt w 258 szałasie.
- Doskonale! Przenocujemy w tej chacie. Powiesz nam, w którym miejscu mam przybić do brzegu.
Awięc znajdziemy nawet dnwa do rozpalenia ogniska! Oczywiście, nie wierzyłem w bajkę, że
każdy zostawia dla następnych wiązkę drwa i gałęzi. Nie ulegało wątpliwości, że Persowie są już
od dawna w pobliżu szałasu. Chcą nas obserwować przy blasku ognia; w tym celu zadali sobie
nawet nieco trudu i przygotowali opał. Z pewnoScią liczyli się z tym, że mażemy dotrzeć do
szałasu po zachadzie słońca. Ponieważ o tej porze trudno by nam było szukać drew, postaralf się a
to, aby nas obserwować przy blasku Swiatła.
Po ugiywie kilku minut sill polecił skierować się ku brzegowi. Wkrótce ujrzeliśmy szałas. Sill
wskazał miejsce, przy którym należy wylądować. Nie usłuchałem go i skierowałem tratwę w
kierunku brzegu, wolnego od krzaków i zarośli. Wolałem miejsce otwarte, w krzakach Persowie
magli nas pozabijać. Nie zostawili~rny im wpraw-dzie nabai, ale nie ulegało wątpliwości, że w
Mansurijeh zaopatrzyli się w amunicję.
- Dlaczego nie lądujesz dalej, przy szałasie? - zapytałsill. - Przecież pokazałem ci miejsce bez
porównania dogodniejsze!
- Ze wzgłędu na konie - odparłem. - Stoją od rana; trzeba im dać okazję ruchu. Pojedziemy trochę
konno. A ty idz tymczasem wraż żoną do szałasu. Przybędziemy tam, zanim się zupełnie
ściemni. Wyciągnęliśmy konie na brzeg i dosiedliśmy ich. Ruszyliśmy ku szałasowi, odległemu
od rzeki a jakieś pięćdziesiąt kroków, pełnym galopem wzdłuż nadbrzeżnego żywopłotu.
- Po co dosiedliśmy koni? Przecież można było dopłynąć tratwą, sidi? - rzekł Halef.
- Po to, aby przybyć przed naszym przewodnikiem i jego żoną.
Szukam śladów, pozostawionych przes Persów.
Objechawszy szałas dookoła, ujrzałem ślady. Mściwa trójka wytą-dowała tutaj, zebrała sześć
dużych wiązek drewna i gałęzi, po ezym 259 oddaliła się na tratwę. Mogli Persowie popłyqąć tylko
z biegiem rzeki, domyśliłem się więc mniej więcej, gdzie się ukryli. Według uzasadnio-nego
prawdopodobieństwa nie odpłynęli daleko. Rzecz prawie pew-na, że wybrali na brzegu takie
miejsce, z którego nas można było dokładnie obserwować. Biorąc pod uwagę pole widzenie
ludzkiego oka, nie trudno określić w przybliżeniu, gdzie należy szukać tego miejsca. Persowie
śledzą przede wszystkim górny brzeg rzeki, chcąc więc ujrzeć ich bez zwrócenia na siebie uwagi,
trzeba będzie udać się na miejsce, położone nieco wyżej, niż ich kryjówka. Podzieliłem się tymi
myślami z Halefem. Zatoczywszy w wymienio-nym kierunku półkole, dotarliśmy w pobliże rzeki.
Zsiedliśmy z koni, zostawiliśmy je na brzegu i przez krzaki podkradliśmy się nad wodę. W małej
zatoce stała tratwa Persów; Persowie leżeli opodal w zaro-ślach. Prowadzili rozmowę, żywo
gestykulując.
- Sidi, twoje przewidywania okazały się słuszne - rzekł Halef. - Najchętniej podszedłbym do tych
łotrów i poczęstował ich batem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl