[ Pobierz całość w formacie PDF ]

125
przyjdzie gwiazdeczka, ach, jak to będzie cudnie! Chcesz, to ci opowiem bajeczkę, żeby ci się nie
dłużyło.
 O, proszę, proszę! O Jasiu i Małgosi! Zaledwie liza zaczęła:  Był raz  Lilii zamknęła jej
usta rączką.
 Nie mów dalej  przerwała  ja nie chcę dzisiaj słuchać. Ciągle muszę myśleć o gwiazdce.
Czy ty znasz gwiazdkę, lizo? Widziałaś ją kiedy?
 Nie  odrzekła liza  nie widziałam jej nigdy. Nikt widzieć jej nie może, bo ona nie mieszka
na ziemi.
 W niebie mieszka?  pytała Lilii.  Widzisz i ja bym tam chciała mieszkać, tam jest ładnie,
prawda? Tam śpiewają aniołki, a aniołki mieszkały dawniej na ziemi; to były grzeczne dzieci,
prawda? Bozia zabrała je do nieba, prawda, lizo?
Słowa dziecka wywołały sentymentalne przeczucia w sercu Flory; zamierzała je właśnie
wypowiedzieć, gdy Nelly ją uprzedziła.
 Co dzieciak bredzi?  zawołała, głaszcząc rączkę Lilii.  Kto ci to powiedział? Nieba nikt
jeszcze nie widział.
 Przecież mama mi to powiedziała, a ona wie, prawda, lizo  odparła Lilii żywo.
liza jej na to nie odpowiedziała, usiłowała zwrócić myśli dziecka na inne tory.
 Chciałabyś wrócić do mamy?  zapytała.
 Nie  odrzekła Lilii  wolę zostać z wami. Mama wcale się mną nie zajmuje, nie ma czasu.
Musi się ciągle uczyć  dodała poważnie.  Co wieczór idzie do teatru.
 Chodz do mnie, Lilii  prosiła Melania  opowiem ci prześliczną bajeczkę.
 Zostaw mnie u lizy  błagało dziecko  ja i stąd uważnie słuchać będę twojej bajeczki.
Podczas kiedy Melania opowiada z całym zapałem i werwą, zobaczmy, co się dzieje w sali
wigilijnej.
Obie panie kończyły już niezbędne przygotowania.
126
Panna Gussow rozkładała jeszcze w rozmaitych miejscach zapieczętowane pakieciki. Znajdowały
się w nich przeróżne podarki, jakimi dziewczynki obdarzały się nawzajem. Imię obdarzonej
napisane było na wierzchu, obdarowującą trzeba było odgadnąć.
Panna Rajmar stała przy ogrodniku, który odbijał skrzynki nadesłane pocztą, przykryte wierzchnią
deską. Ustawiał je przy ścianach, gdyż same odbiorczynie miały wypakowywać prezenty.
Wyjątek stanowiła Lilii, panna Rajmar sama wyjmowała przysłane jej podarki, potrząsając przy tym
głową.
 Nic praktycznego, nic rozsądnie pomyślanego  mówiła do panny Gussow.  Dwie białe
sukienki, krótkie, do kolan dziecku nawet nie sięgną, ale prześlicznie haftowane, różowa atłasowa
szarfa, gronostajowy zarękawek, para safianowych bucików i lalka w balowej sukni. Do tego masa
cukierków  ot i wszystko! Ciepłych pończoch i ciepłej kołderki, tak potrzebnych dziecku i o które
tak bardzo prosiłam, nie ma wcale.
 Zdaje się, że to list do pani  rzekła panna Gussow, podnosząc z podłogi różowy, pachnący
bilecik. Wypadł prawdopodobnie z mufki, którą przełożona trzymała jeszcze w ręce. Otworzyła list
i czytała:
Proszę Panią uprzejmie wszystkie te drobnostki położyć mojej Lilii pod choinką. Spodziewam się,
że maleńka moja jest zdrowa. Nie mam potrzeby troszczyć się o nią, wiem, że moja złota rybka jest
w takich dobrych rękach!  Pończoszek wełnianych i kaftanika nie posyłam, nie życzę sobie, żeby
mi się dziecko rozpieszczało. Niech zawsze chodzi w białej sukience, szyjka i rączki odsłonięte, tak
przyzwyczajona i tak chciałabym, żeby pozostała.
Tysiąc całusów posyłam mojej pieszczotce, a o mamie niech nie zapomni!
Szanowna Pani raczy przyjąć również serdeczne pozdrowienia od
wdzięcznej Antonii Lubauer
127
 Białe sukienki i cienkie pończoszki!  powtarzała panna Rajmar, kiwając głową.  Dobrze, że
ją zaopatrzyłyśmy w najpotrzebniejsze rzeczy; lękałabym się odpowiedzialności sama przed sobą,
gdyby to maleństwo chodzić miało w tak lekkim ubraniu.
Panna Gussow podzielała zdanie przełożonej i z zadowoleniem patrzyła na stoliczek Lilli, na
którym rozłożone już były rzeczy ładne, ale i zarazem praktyczne.
Ogrodnik skończył swoją robotę  panie pozapalały świeczki na choince, a gdy wszystko było
gotowe, przełożona wzięła srebrny dzwonek i zadzwoniła.
Jakby za uderzeniem laski czarnoksięskiej rozwarły się podwoje i wpadła hurmem gromadka
dziewcząt.
Chwilę stały olśnione. Z ciemności w atmosferę światła  zmiana była zbyt nagła, rażąca.
Lilli osobliwie jakby wrosła w ziemię, kurczowo ściskała rękę lizy.
 Chodz  przemówiła do niej panna Rajmar  zaprowadzę cię do twego stolika. Cóż tak
oniemiałaś?
Na widok podarków dziecku wróciła naturalna jego żywość.
 Prześliczna lalka!  wołała zachwycona, klaszcząc w rączki.  Jakaż ona piękna! Moja stara
Lora wcale nie taka przyjemna! I kapelusik słomiany ma na główce, ach, mój Boże! I długie
warkoczyki! A na ręce ma zarzuconą teczkę szkolną! Czy mogę ją wziąć na rękę? Chciałabym
przyjrzeć jej się z bliska! Proszę, niech mi pani pozwoli!
I otrzymawszy pozwolenie, ostrożnie wzięła lalkę na ręce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl