[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i ubezpieczenie, a czasu, który poświęciłam na opiekę nad nim, nie jestem w stanie zliczyć.
Powiedzcie mi jednak, po co człowiekowi czas i pieniądze, jeśli nie dla ludzi i rzeczy, które
kocha?
W przyszłym tygodniu idziemy do kardiologa, który zbada George'owi serce. Bez wątpienia
zaleci leki, angioplastykę, mo\e nawet operację na otwartym sercu. Nie wspominając o
miesięcznym pobycie w jakimś kosztownym psim sanatorium. Trudno pogodzić się z faktem,
\e z George'em jest coś naprawdę nie w porządku, poniewa\ wcią\ wygląda na okaz zdrowia.
Mo\e dlatego, \e jest trochę pulchny. Albo tłusty, jak określa to Joshua. Albo ogromny, jak
bez ogródek mówi Sue. Podobnie jak większość obywateli naszego kraju, George pozostaje
na permanentnej diecie, i podobnie jak większość obywateli naszego kraju zupełnie jej nie
przestrzega. Mo\ecie zapytać: a czyja to wina?
Niewa\ne jednak, jakimi przymiotnikami określicie jego talię, dla nas George wcią\ jest tak
śliczny jak w dniu, gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy go wbiegającego po schodach w domu
pani Coleman. Nazwijcie mnie kobietą płytką, jeśli chcecie, ale nigdy nie przestaję podziwiać
jego urody. Kiedy zwinięty w kłębek śpi przy otwartym ogniu z piegowatym pyszczkiem
spoczywającym między wielkimi puchatymi łapami i koniuszkiem języka wystającym z
pyszczka jak skrawek ró\owego znaczka pocztowego. Albo kiedy \ebrze o resztki przy
kuchennym stole z oczami błyszczącymi jak u pluszowego misia i ogonem zamiatającym
podłogę, by zwrócić naszą uwagę. Albo kiedy biegnie ku mnie przez łąkę, a jego długie uszy
powiewają na wietrze. Albo kiedy skrada się za wiewiórką po lesie, a potem, przygotowując
243
się do pościgu, unosi przednią łapę jak pies myśliwski, od którego wywodzi się jego rasa.
Przy takich okazjach mojej pulchnej psinie udaje się wyglądać oszałamiająco,
arystokratycznie, nawet delikatnie, i nic na to nie mogę poradzić, \e serce mi topnieje.
Jeśli chodzi o psa wewnętrznego, George wcią\ jest tak samo słodki i godny podziwu jak
zawsze. Nigdy \aden mę\czyzna nie kochał i nie pokocha mnie tak bezwarunkowo jak on.
Jest tolerancyjny do punktu graniczącego z pasywnością, lubi odpoczywać w stopniu
graniczącym ze śpiączką. Ale jest te\ uparty i strasznie samowolny. Wcią\ nie nauczył się, \e
nie" oznacza nie", \e piłki słu\ą do zabawy, wcią\ nie rozumie komendy aportuj",
przypuszczam więc, \e nie nale\y do najinteligentniejszych psów na świecie. A mo\e jest
wręcz przeciwnie. Jak na stworzenie, które nie zna \adnego ludzkiego języka, George bez
wątpienia wie, jak dostać to, na czym mu zale\y: spacer, czułości, uwagę, jedzenie.
Na szczęście zdołałam wyrobić sobie niejaki autorytet w jego oczach. Zdołałam nawet
nauczyć mojego starego psa kilku nowych sztuczek. Jak na przykład spędzania nocy samemu.
Prawdę mówiąc, myślę, \e lubi to bardziej ni\ ja. W nocy, gdy Zacha u nas nie ma, czasami
wślizguję się do gabinetu, biorę George'a i zanoszę do swojej sypialni, gdzie kładę go w
nogach łó\ka. George le\y przez chwilę, cicho dotrzymując mi towarzystwa, potem zsuwa się
na podłogę, wraca do pokoju i zwija się na własnym posłaniu ze sztucznego futra. On te\
zaczyna cenić sobie niezale\ność...
Poczekajcie chwilę - słyszę, \e szczeka w kuchni. Przestał i znowu zaczyna. Przestał. Na
schodach rozlega się stukot pazurów. George swoim czarnym i okrągłym jak guzik nosem
otwiera drzwi gabinetu, maszeruje wprost ku mnie i stanowczym ruchem kładzie puszyste
łapy na moich kolanach. Wygina grzbiet w wielki łuk i wykonuje taneczne kroki.
- Witaj, Georgie-Porgie! - Pochylam się, by pocałować kępkę białego puchu na czubku jego
głowy.
244
Georgie-Porgie uśmiecha się do mnie z miłością. Odpowiadam mu uśmiechem. Jego ciemne
oczy spoglądają na mnie znacząco. Ojejku. Coś mi mówi, \e to nie jest tylko wizyta
towarzyska.
George oblizuje pyszczek. Spoglądam na zegarek. Piąta po południu, pora jego kolacji.
- Musisz poczekać - mówię mu i spycham jego łapy z kolan. -Jeszcze pracuję.
George tego nie kupuje. Chce jeść, i to natychmiast. Najego pyszczku uśmiech zastąpiony
zostaje wyrazem zdecydowania. Wskakuje na tapczan i aby jak najbardziej się do mnie
zbli\yć, niczym papuga przysiada na poręczy, zwieszając łapy. Czuję, \e jego oczy świdrują
mi głowę na wylot. Kiedy się nie odwracam, zaczyna cicho skomleć.
Pamiętam, czego nauczyła mnie Janinę Grey, i nie zwracam na to uwagi. Nie będę nagradzała
zachowania mającego na celu zwrócenie mojej uwagi! Czas najwy\szy, by George pojął, kto
tu jest przewodnikiem stada! Ale chocia\ go ignoruję, George skamle coraz głośniej, bardziej
natarczywie i irytująco, a\...
Wybaczcie, muszę iść. Król Psiego Rodu przemówił.
Podziękowania
i o prawdziwa historia. Aby ochronić prywatność występujących w niej osób, zmieniłam
niektóre imiona i fakty umo\liwiające identyfikację.
Przez ostatnie dziewięć lat moja rodzina i przyjaciele stanowili dla mnie zródło
emocjonalnego wsparcia. Teraz niektórzy z nich znalezli się na niniejszych stronicach. Za
ka\dy dobry uczynek czeka cię kara", jak powiedziałby mój ojciec. Jestem im wszystkim
bardzo wdzięczna za to, \e pozwolili o sobie napisać.
Chciałabym podziękować następującym osobom: mojej agentce Clare V5E0?-der, która była
siłą napędową tej ksią\ki od chwili jej poczęcia; Kąty Follain i całemu personelowi w
Penguin, przede wszystkim Michaelowi Josephowi, który sprawił, \e pisanie i proces
wydawniczy był prawdziwą przyjemnością (a przy okazji, George chciałby podziękować za
wyśmienite psie herbatniki o smaku chleba świętojańskiego); Hazel Orme, która po raz
kolejny wygładziła zmarszczki w moim pisaniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]