[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 pretensja w jego głosie rozśmieszyła mnie na mgnienie oka i wystarczyło to, żeby
przywrócić pełną realność temu, co się dzieje. Dopiero teraz jasno i wyraziście zdałam sobie
ze wszystkiego sprawę: że Lucjan Hron chce mnie powiesić, że za parę minut nie będę już
żyła. Dominujące uczucie fizycznej niewygody ustąpiło miejsca nie rozpaczy nawet 
rezygnacji. Z oczu ciekły mi łzy, chciałam, żeby już prędzej było po wszystkim, nie miałam w
sobie żadnej woli walki, choć Lucjan mówił właśnie:
 Tylko się nie szarp. Pamiętaj, nie chcę ci zadawać bólu. I tak cię krzywdzę, ale przecież
nie ma rady, sama rozumiesz.
Nie rozumiałam. Na chwilę ogarnął mnie dojmujący żal, że nie zaspokoję ciekawości,
umrę, nie wiedząc, dlaczego umieram. Dlaczego Lucjan mnie zabija, po co mu mój nie
dokończony obraz. Jest obłąkany? Czy wariat może zachowywać się tak logicznie i
konsekwentnie? Oszczędzać siły, sprawnie wszystko przygotować, rozmawiać trzezwo i
wesoło? Lutek zdjął płótno ze sztalug i zwinął w duży rulon.
Rulon obwiązał cienkim sznurkiem, starannie, bez pośpiechu. Raz jeszcze sprawdził, czy
pętla na haku u sufitu mocno się trzyma, i podszedł do mnie, jakby nieco skłopotany. Miał
ściągnięte brwi i chłodne, kalkulujące spojrzenie.
 No, jedziemy w ostatnią podróż.  Zawahał się, wiedziałam, o co mu chodzi.
Zastanawiał się, jak nie ogłuszając mnie podoła zadaniu, jeśli się będę opierać i wyrywać.
Byłam dość szczupła, ale wyższa od niego, niełatwo mu będzie mnie dzwignąć mimo
związanych rąk i nóg. Pod pętlą ustawił stołek, wzrokiem zmierzył odległość i stanął obok
mnie. Nie mówił już wyraznie, tylko mruczał pod nosem.
 Przykro mi, Ewuniu, duża urosłaś i przez to mamy kłopoty. Najpierw cię ścisnę za
szyjkę. Musisz stracić przytomność, bo inaczej nie dam rady.
Nie tylko ciało sprężało się do obrony. Teraz już apatia przeszła, w zamęcie myśli
świadoma byłam, że jedynie knebel ratuje mi godność. Prosiłabym, błagała. Nie, nie chciałam
umierać.
 Całe szczęście, że dałem się wczoraj zaprosić na kolację. Pani Teresa lubi wciągać
innych ludzi do swojej troski o przyjaciół. Bardzo się martwiła, że jesteś w depresji, że nie
możesz skończyć obrazu, chcesz go zniszczyć. Prosiła mnie o pomoc. Słusznie. Ja na pewno
nie dopuszczę, żebyś go zniszczyła.
Naciągał niespiesznie rękawiczki, które wyjął z kieszeni marynarki. Wiedziałam, po co to
robi.
W uszach huczały mi wszystkie akordy Beethovena, przed oczyma latały czarne płatki.
Stanął za mną. Poczułam na szyi jego palce. Próbowałam cofnąć głowę. Na próżno. Puścił
mnie, przeszedł do przodu, widocznie pozycja była niewygodna, przeszkadzał mu szeroki
słup. Znowu zacisnęły się na mojej szyi obie dłonie w rękawiczkach, tuż przed oczami
miałam jego twarz, jak na zbliżeniu w kinie, widziałam ją porysowaną zmarszczkami,
skupioną, zafrasowaną.
 Przepraszam, ale muszę, nie utrudniaj mi, nie jestem sadystą.
%7łeby szybko stracić świadomość, nie przedłużać, nie wiedzieć. Zamknęłam oczy, nie
chciałam już ich nigdy otworzyć. W chwili śmierci człowiek nie żegna się z życiem. Może się
modli, jeśli wierzy w zbawienie, ale już się nie boi. Na szczęście. Rezygnuje. Własne istnienie
przestaje go obchodzić. Już nie całkiem przytomna, chciałam jeszcze zrozumieć śmierć,
pustkę, próżnię, pojąć świat, na którym mnie nie będzie. Nie wspominałam całego życia.
Podobno tonący to robi, duszony nie  wiem to z własnego doświadczenia. Jeszcze mnie
dręczyło, że Krzysztof uzna to za samobójstwo, będzie miał wyrzuty sumienia, będzie
cierpiał, nie dowie się, że go do końca kochałam. Ogarnęła mnie rozpacz, rozpacz miała być
ostatnim uczuciem, jakiego doznałam za życia.
Dłonie Lucjana były silne, palce giętkie, długie obejmowały całą szyję. Dławiłam się,
szumiało mi w uszach, ale przez szum coraz głośniejszy docierał do mnie przyspieszony
oddech mordercy. Zwierzęce sapanie, jak wtedy, przez telefon. %7łyłam jeszcze. Czułam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl