[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Słucham, pani kapitan. Jak się pani czuje?
Nie była to czysta uprzejmość. Lucię naprawdę interesował stan
Patti, która po zabójstwie Sammy'ego spędziła wiele godzin na jej
kozetce.
- Na to potrzeba znacznie więcej czasu, niż krótka rozmowa
telefoniczna. Chciałabym przedyskutować z panią sprawę pewnej
podejrzanej, dowiedzieć się czegoś więcej o jej psychice i być może
motywach,
- Mam teraz czas. U pani czy u mnie?
- Nadal ma pani tę wymyślną maszynę?
Psycholożka stała się tematem plotek w komendzie, gdy któregoś
dnia pojawiła się tam z własnym ekspresem do kawy. Mówiono,
że słychać, jak o najróżniejszych porach dnia spienia w nim mleko
do swojego espresso.
- Mam - roześmiała się Lucia. - Zapraszam. Latte będzie czekać.
Zapach kawy dotarł do niej, ledwie wyszła z windy. Gdyby nie
wiedziała, gdzie szukać doktor Gonzales, trafiłaby do niej, kierując
się węchem.
Gabinet lekarki w niczym nie przypominał jej własnego biura. Był
większy i schludny, z wydzielonym miejscem, gdzie można było
wygodnie usiąść. Stała tam między innymi kanapa, a wszystko
utrzymane było w stonowanych, kojących barwach.
Lucia Gonzales analizowała nie tylko umysły przestęp-ców
Prowadziła też konsultacje dla przepracowanych.
wypalonych policjantów, a Departament Policji Nowego Orleanu
wciąż dostarczał jej nowych pacjentów.
Lucia wskazała Patti wygodny fotel. Na stoliku czekała już kawa
latte z pianką.
- Dziękuję - powiedziała policjantka. Podniosła filiżankę, upiła łyk
i westchnęła z rozkoszą. - Tego mi było trzeba.
- Wygląda pani na zmęczoną.
- Bo jestem.
- Słyszałam, że aresztowaliście podejrzanego o zabójstwo
Sammy'ego.
- Tak.
Lucia spostrzegła jej wahanie.
- Ale pani ma jakieś wątpliwości.
- Owszem. Może jednak chodzi o to, że nie jestem na to gotowa.
- Chce pani o tym porozmawiać?
- Kiedy sprawa jego zabójstwa zostanie rozwiązana, będę musiała
przestać myśleć o Sammym.
Lekarka kiwnęła głową. - Do pewnego stopnia.
- Właśnie. Prawdę mówiąc, nie doszłam do tego sama. Zwrócił mi
na to uwagę ktoś, kogo kocham.
- Wszyscy żegnamy się w swoim własnym czasie i na swój sposób.
Patti odchrząknęła.
- Mam bardzo interesującą podejrzaną. Młoda kobieta.
Striptizerka. Od dawna musi dbać sama o siebie. Wielokrotnie
zatrzymywana przez policję za nagabywanie, nielegalne
posiadanie narkotyków, drobne kradzieże. Możliwe, że widziała,
jak ojciec zabił matkę, a w każdym razie była świadkiem upadku
matki ze schodów. Podejrzewano, że ojciec się nad nią znęcał, ale
nie zostało to potwierdzone.
- Proszę mówić dalej.
- Pierwszy raz zwróciłam na nią uwagę, kiedy twierdziła, że ofiara
Chirurga z parku to jej współlokatorka. Dziewczyna podobno
zniknęła przed Katriną, a wcześniej kręcił się koło niej ktoś o
pseudonimie Artysta.
- Jej twierdzenie okazało się fałszywe.
- Tak. Zmyśliła to.
- Jak się domyślam po to, żeby dodać sobie splendoru. Patti
skinęła głową.
- Pózniej przyszła do mnie z historyjką, że Artysta tak naprawdę
prześladuje ją, przysyłając niepokojące listy miłosne, w których
zapewnia o swym dozgonnym uczuciu. Twierdziła, że włamał się
do jej mieszkania, a także zabił jej przyjaciółkę, która nagle
zniknęła. Mówiła też, że ta zaginiona przyjaciółka rozpoznała
ofiarę z parku. Rzekomo twierdziła, że Artysta kiedyś interesował
się także tamtą dziewczyną.
Czemu przyszła z tym do pani?
- Chciała mojej pomocy. - Której jej pani udzieliła.
Owszem. Mimo że nie potrafiła swojej historii poprzeć żadnym
dowodem. Zdecydowanie wierzyła w to, co mówi. A przynajmniej
takie sprawiała wrażenie.
- Więc była przekonująca.
Nawet bardzo. A fakty zdawały się potwierdzać jej wersję. - Patti
opowiedziała o znalezieniu ciała Toni, o obciętej prawej dłoni, o
potwierdzeniu tożsamości ofiary N.N.
- Ale?
- Pojawiły się dowody, w świetle których nie tylko jej hiatoria
wydaje się podejrzana, ale również ona sama. Możliwe, że to ona
jest morderczynią. A teraz zniknęła.
- O co właściwie mnie pani pyta?
- Jeżeli kłamie, to dlaczego? Czemu przyszła do mnie ze swoją
bajeczką? Czy rzeczywiście mogło mi aż tak zależeć na tym, by jej
uwierzyć, że nie dostrzegłam w tym żadnych luk? A może była tak
przekonująca, bo uwierzyła we własną wersję wydarzeń?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]