[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paula ciągle się wahała.
Ricku, gdybyś nie miał interesów w kopalni, także przyjechałbyś do Australii?
Co to zmieni, gdybym powiedział tak ? Paulo, jesteś nierozsądna. Od początku podróży
stwarzasz diabelne przeszkody, a ja nie wiem dlaczego.
Chciałam tylko wiedzieć wymruczała Paula.
Wiedzieć, czy pomogę ci rozwiązać twoje problemy? Jeżeli chodzi o podróż, przyjechałem
tutaj z obu powodów. I tak miałem spędzić tu miesiąc. Zmieniłem tylko termin, to wszystko.
Mam dużo wydatków.
Przepraszam, Ricku!
Niewiele myśląc, Paula wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć. Chciała, żeby zrozumiał, że wcale
nie chce się kłócić. Odtrącił jej dłoń.
Powiedz tylko, jedziesz czy nie? Muszę zarezerwować lot.
Tak wyszeptała. Tak, Ricku! Bardzo chciałabym pojechać tam z tobą.
Wspaniale. Pora się zbierać. Im wcześniej zarezerwujemy ci miejsce, tym lepiej.
W powrotnej drodze i podczas obiadu znowu wróciły ich stare niesnaski, ale nie tylko Rick
przysparzał Pauli trosk.
Zastanawiała się, gdzie będzie mieszkać, jeśli Myra i Ken wrócą za parę dni. Przypuszczała,
że Myra nie będzie miała nic przeciwko temu, żeby siostra jeszcze parę tygodni przebywała w jej
domu, zanim coś znajdzie. Problem polegał na tym, że większość swoich oszczędności wydała na
lot do Perth i nie zważając na to, co proponował Rick, miała zamiar sama zapłacić rachunek za
hotel. Prawdopodobnie będzie musiała wziąć pożyczkę na dom albo wynająć mieszkanie. Nie
chciała się zadłużać. Spłacanie kredytu byłoby poważnym obciążeniem i w końcu zostałaby bez
grosza. Gdyby jednak zdołała kupić dom, nawet mały albo zaniedbany, miałaby coś własnego i
mogłaby go urządzić według swoich upodobań...
Rozgorączkowana i zmęczona ułożyła do spania swoją poduszkę. Najpiękniejszy dom byłby
martwą skorupą, gdyby nie dzieliła go z Rickiem.
ROZDZIAA DZIEWITY
Mały, niepozorny samolot krajowych linii lotniczych stał następnego ranka na pasie
startowym, budząc obawy po wielkim, bezpiecznym jumbo z Londynu.
Jean Williams to skarb mruknął Rick, prowadząc Paulę do samolotu. Wszystkie
rezerwacje zrobiła błyskawicznie. Wczoraj musiałem tylko zamówić dodatkowe miejsce.
Piekąc dwie pieczenie przy jednym ogniu. Co za skuteczność!
Spojrzał na nią krzywo.
Nadal złośliwości?
Oczywiście, że nie!
Mimo wszystko urazy tkwiły w głębi jej duszy. Nawet w krytycznych sytuacjach Rick
koncentrował się przede wszystkim na swojej cennej pracy. Paula westchnęła przygnębiona.
Dlaczego właściwie miałaby spodziewać się czegoś innego?
Im dalej na wschód, tym dzikszy i bardziej opustoszały stawał się krajobraz. Paula z
rosnącym strachem wyglądała przez małe okienko, zdumiona rozległością tego dziwnego
kontynentu. Port Perth z celem ich podróży łączyła jedynie cienka kreska linii kolejowej.
Ostatni zbiornik wody wskazał Rick. Tutaj kończą się uprawy.
Daleko stąd do Kalgoorlie?
Jesteśmy około czterystu mil od Perth. Zostało jakieś sto czterdzieści.
A potem jeszcze kawałek drogi. Twoja kopalnia jest pewnie na końcu świata.
Jeszcze sto mil na północ, ale nie daj się zwieść pozorom. Firma, do której należy kopalnia,
zbudowała wokół osiedle. Dzisiaj mało kto żyje w buszu.
Z lotu ptaka Kalgoorlie wyglądało na spore, urocze miasteczko, ale nie zatrzymywali się w
nim.
Teraz nie mamy czasu usprawiedliwiał się Rick. Być może w powrotnej drodze
zajrzymy do pubu Hannana, pokazałbym ci też wielką kopalnię Bouldera. Są tam stare złoża,
które naprawdę warto zobaczyć.
Jak stare? spytała Paula. Pociągnął ją romantyzm historii z czasów, kiedy w Australii
odkrywano wielkie bogactwa mineralne.
Z końca XIX wieku odparł Rick. Będziesz mogła zobaczyć złoty pył, który osiadł na
starym, żelaznym zbiorniku...
Kiedy wylądowali, przesiedli się do jeszcze mniejszego samolotu, należącego do firmy
eksploatującej złoża niklu; tam właśnie udawał się Rick.
Pilot, rumiany mężczyzna koło pięćdziesiątki, leciał najpierw nad lokalną drogą, ale po
pewnym czasie przestał się jej trzymać. Na tle dalekich gór malował się prawdziwy busz ze
słonymi jeziorami i skalistymi odkrywkami. Jak okiem sięgnąć ciągnęły się pustkowia, wielkie
przestrzenie pokrywały jedynie krzewy.
Spójrz tam! wykrzyknął Rick.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]