[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ruszył w stronę wejścia i usłyszał trzaśniecie drzwiczek. Celie szła za nim, co uznał za
bardzo w jej stylu.
Brukowana kamiennymi płytkami dróżka była po obu stronach wysadzana lawendą,
która wyschła, eksponując szpiczaste, szare nasionka. Norbert zerwał kilka z nich, roztarł je w
dłoni i powąchał... po czym nagle znalazł się o tysiące kilometrów stąd, w małym domku w
Tarpon Springs na Florydzie.
I poczuł, że nogi wrosły mu w ziemię. Nie mógł zrobić kroku ani nawet oddychać. Znów
była z nim Lynn - tak, jak dawniej, w latach ich małżeństwa. Lynn, która umarła, ponieważ nie
umiał jej ochronić.
- Dlaczego przystanąłeś?
Usłyszał głos Celie jakby z oddali. W głowie mu szumiało i mimo wieczornego chłodu
poczuł, że się poci. Nie był w stanie odpowiedzieć, wydobyć z zaciśniętego gardła ani słowa, ale
jakimś cudem zmusił się do zrobienia kroku. A potem kilku następnych, aż dotarł do
szerokiego daszku nad drzwiami.
Zauważył tylko tyle, że daszek jest jaskrawoniebieski. Wsunął wilgotną od potu dłoń do
kieszeni i wyjął duży staroświecki klucz, który dostał od Betty. Ręka mu drżała, lecz zdołał
wsunąć go do zamka i przekręcić.
- Gdzieś tu musi być wyłącznik - powiedział, wchodząc do mrocznego wnętrza. Tylko on
wiedział, z jakim trudem panuje nad własnym głosem. Po omacku odnalazł pstryczek i włączył
światło. Zapaliła się duża lampa przy drzwiach oraz mniejsza, obok kamiennego kominka.
Pokoik wyglądał w miarę przyzwoicie. Zciany były chropawe, jakby otynkował je ktoś
mający słaby wzrok i zrobił to w okresie średniowiecza. Dach podtrzymywały grube,
drewniane belki, z których zwisały pęki suszonych kwiatów i gałązek. W głębi znajdowała się
maleńka łazienka wielkości szafy oraz niewiele większa sypialnia. Wąziutki korytarzyk
prowadził do zaskakująco obszernej kuchni, najwyrazniej dobudowanej kilkaset lat po po-
stawieniu domu.
Celie nadal stała na zewnątrz, a raczej opierała się o framugę, jakby całkiem opadła z sił
po przejściu paru metrów.
- Wejdz i usiądz - polecił Norbert. - Tam jest bujak.
Ale ona nawet nie drgnęła. Norbert odwrócił się i stwierdził, że dziewczyna bada
wnętrze takim przenikliwym wzrokiem, jakby jej życie zależało od dokładnego sprawdzenia
każdego kąta i zakamarka.
- %7ładnych duchów ani facetów w czarnej skórze - zapewnił Norbert. - Ale nie
zdziwiłbym się na widok myszy, chociaż pewnie umkną, sfrustrowane naszym towarzystwem.
Celie nadal się nie poruszyła, wpatrzona w drewniane schodki - niewiele lepsze od
drabiny - prowadzące na wąski stryszek z ukośnie ściętym sufitem. Wzdłuż krawędzi biegł
niski murek, za którym rzeczywiście można by się ukryć.
- Zajrzę na górę - zaproponował Norbert, a Celie zrobiła taką minę, jakby nie uważała
wyników jego inspekcji za wiarygodne. - Celie, musisz mi zaufać, jeśli mamy ze sobą
wytrzymać.
Popatrzyła na niego, a w przyćmionym świetle jej oczy były błękitne, jak u dziecka.
Takie same, jak kiedyś oczy Josha, synka Norberta. Ale Josh nigdy nie spoglądał na nikogo tak
podejrzliwie.
- Może czułbym się podobnie na twoim miejscu - ugodowym tonem przyznał Norbert. -
Chociaż trudno powiedzieć, bo właściwie nie znam twojej sytuacji. Ale rzeczywiście niełatwo
ufać komuś obcemu.
- Wcale ci nie ufam. Przyjechałam tutaj, ponieważ tylko to mogłam zrobić.
- Prawienie pochlebstw nie jest twoją najmocniejszą stroną, co? - Norbert uśmiechnął
się, aby Celie wiedziała, że on do pewnego stopnia ją rozumie.
Chyba zaskoczył ją jego uśmiech. I nic dziwnego, bo rzadko gościł na twarzy Norberta,
który już w dzieciństwie się przekonał, że uśmiech to wyłom w nawet najlepszej obronie.
- Sprawdzisz, co jest na górze?
- A nadal tu będziesz, gdy zejdę?
- Raczej nie nadaję się do włóczęgi po leśnej głuszy.
- Aadne określenie pustkowia.
- Tak nazywamy tę część hrabstwa Kent.
- Oczywiście nauczyłaś się tej terminologii w angielskich szkołach?
- Zajrzysz na górę? - przynagliła, ignorując jego ironię. Wdrapał się na stryszek i ujrzał
tam kilka łóżek, jak w jakimś młodzieżowym schronisku.
- Nikogo tu nie ma - oznajmił, schodząc na parter. - Rozejrzę się w pozostałych
pomieszczeniach.
Nie sprawiły żadnej niespodzianki. Kuchnia rzeczywiście była duża, przyzwoicie
wyposażona, z kominkiem w jednym rogu i wielkim, sosnowym stołem na środku. Norbert
wyobraził sobie siedzące tutaj dzieciaki oraz kobietę mieszającą zupę w dużym garnku. Niemal
usłyszał wesołe przekomarzania i śmiech ludzi, którzy się kochają. Lecz może nigdy nie było
tutaj nikogo takiego.
- Jesteśmy sami - powiedział do Celie, która wciąż stała w otwartych drzwiach. -
Powinnaś się położyć. Wyglądasz tak, jakbyś miała zemdleć.
- Gdzie ty będziesz spać?
- Na górze też są łóżka, więc pozwolę ci wybrać. Gdzie poczujesz się najbezpieczniej?
- Gdzieś w Alpach. Z dzikim owczarkiem u boku.
- Nie podejrzewałem cię o poczucie humoru.
- Dzisiaj nie zdarzyło się nic zabawnego.
Celie budziła jego ciekawość, lecz w tej chwili ogarnęło go również współczucie dla tej
tajemniczej dziewczyny, która okazała się taka zdeterminowana i dzielna. Kojarzyła mu się z
pewną biegaczką startującą w olimpijskim maratonie. Tamta kobieta omal nie zemdlała tuż
przed ukończeniem biegu. Chociaż jednak straciła wszelkie szanse na medal, dotarła do mety
kulejąc i słaniając się na nogach, a tłum wiwatował na jej cześć.
Na cześć Celie nie wiwatował nikt. No, może z wyjątkiem Norberta Coltera.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś wdrapywała się po tych stopniach. Jesteś za
słaba. Jeśli jednak ja zostanę na dole, to ewentualni napastnicy będą musieli najpierw załatwić
mnie, zanim dotrą do ciebie. Więc wybieraj.
- Drzwi sypialni zamykają się na klucz? Norbert poszedł sprawdzić.
- Nie. Ale możesz zablokować klamkę krzesłem.
- Wolę spać na górze.
- Jak chcesz. Pomóc ci?
- Nie.
- Tak myślałem. Lepiej skorzystaj z łazienki, zanim pójdziesz na strych. Ja w tym czasie
zaniosę tam twoje rzeczy.
Jerry kupił dla niej sweter i spódnicę, którą teraz miała na sobie, trochę bielizny, drugą
zmianę odzieży i cienki prochowiec. Betty dodała trochę kosmetyków, lecz w porównaniu z
milionami innych młodych kobiet Celie Sherwood nie posiadała prawie nic. Była chyba
najbiedniejszą dziewczyną, jaką Norbert kiedykolwiek znał.
Gdy poszła się umyć, przygotował dla niej wszystko na górze. Wyjął z szafy świeżą
pościel i starannie posłał największe łóżko, następnie położył na nim wyjętą z plastikowego
woreczka nocną koszulę i otworzył jedno z okien, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl