[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działa cicho Jessa i uszczypnęła nasadę nosa, jakby chciała w ten sposób zapobiec nad-
chodzącemu bólowi głowy. - Żadnego z was. Powinnaś to wiedzieć. Ale i tak wyjadę.
Muszę.
- Nie mogę w to uwierzyć - syknęła Sharon. - Dlaczego ten człowiek robi z ciebie
idiotkę, Jesso? Ludzie się nie zmieniają. Znowu cię zrani, mogę ci to obiecać.
- Zadzwoniłam tylko po to, żeby ci powiedzieć o moim wyjeździe - odparła Jessa
po dłuższej chwili, starając się mówić jak najspokojniej i nie wrzasnąć na siostrę. - Nie
proszę cię o pozwolenie.
Jej wzrok padł na wspaniały obraz Cezanne'a po przeciwnej stronie salonu.
- Nie mogę uwierzyć, że tak wiele ryzykujesz. I po co? Dlaczego? Bo masz na-
dzieję, że wszystko się zmieniło? - Sharon zaśmiała się z goryczą. - Obyś się nie sparzy-
ła.
- Też na to liczę - wymamrotała Jessa, bo nie przychodziło jej do głowy nic, dzięki
czemu jej siostra poczułaby się lepiej.
Sharon bez słowa pożegnania odłożyła słuchawkę, a Jessa zmusiła się do tego, że-
by spokojnie oddychać. Kochała Tarika wtedy, kiedy nic, co jej mówił, nie było prawdą,
kochała go także teraz, nadal. Czy naprawdę była taką idiotką, za jaką uważała ją siostra?
A jeśli nawet, to co?
- Z kim rozmawiałaś? - zapytał Tarik od progu, a Jessa omal nie podskoczyła.
Jej spojrzenie powędrowało do jego twarzy i nagle poczuła przerażenie. Czy mó-
wiła coś, co mogło naprowadzić go na trop? Czy wspomniała o Jeremym?
- Od jak dawna tu stoisz? - zapytała zmienionym głosem.
Jej serce waliło tak, jakby właśnie przebiegła kilka kilometrów. Tego było już za
wiele. Gniew Sharon nałożył się na świadomość tego, co Jessa czuła do Tarika. Nie była
w stanie stawić mu czoła. Niestety, stał teraz tuż przed nią i nagle Jessa przeraziła się, że
czytał w niej jak w otwartej książce.
Nie uszło jego uwagi, że na jej twarzy maluje się poczucie winy.
- O co chodzi? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
- O nic - odparła natychmiast drżącym głosem.
Tarik ani trochę jej nie wierzył.
- Z kim rozmawiałaś przez telefon? - chciał wiedzieć.
- Z nikim - odparła. Zamrugała powiekami i uśmiechnęła się nieszczerze. - Tylko z
siostrą, z Sharon.
- Czy twoja siostra zepsuła ci humor? Teraz, kiedy nie żyją wasi rodzice, na pewno
jesteś bardzo blisko z nią i z jej rodziną.
Ponownie zamrugała, a jej policzki zrobiły się wręcz purpurowe. Była to absurdal-
na reakcja, więc Tarik wyciągnął rękę, aby pocieszyć Jessę. Zastanawiał się, o co tu
chodzi, i nagle, całkiem nieoczekiwanie, zrozumiał. Oczami duszy ujrzał fotografię, któ-
ra mignęła mu w jej domu, tę, którą podniósł z kominka i której się przyjrzał. Ta siostra,
która wyglądała jak Jessa - równie rude włosy, ten sam podbródek... Jej jasnowłosy pie-
gowaty mąż... i ciemnowłose dziecko o oliwkowej cerze...
Tarik zamarł i poczuł się tak, jakby go owiał lodowaty wiatr. Nie mogłaby mu tego
zrobić, nie mogłaby mu nie powiedzieć ... Nie po tym wszystkim.
- Mów - wycedził przez zęby. - Jak ma na imię dziecko twojej siostry?
Jessa zacisnęła dłonie w pięści.
- Tarik... - wyszeptała i uświadomił sobie, że się nie pomylił. - Nie rozumiesz.
Przez cały ten czas wierzył, że dziecko jest już na zawsze stracone i że właśnie na
to zasłużył, że to kara za jego zmarnowane, puste życie. Jessa zaś uśmiechała się słodko i
w końcu doprowadziła do tego, że zaczął o niej myśleć jak o najbliższej osobie.
Wiedziała, gdzie jest jego syn.
- Czego dokładnie nie rozumiem? - spytał lodowato, a jego spojrzenie zdawało się
przeszywać ją na wylot. - Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?
- Nie mogłam - odparła, a jej oczy napełniły się łzami. - Przecież to nie jest mój
sekret.
- Być może ta wymówka zadziałałaby, Jesso, gdybym nie był jedynym człowie-
kiem na tej ziemi, który ma prawo wiedzieć o dziecku przynajmniej tyle co ty.
- Nie chodzi o ciebie! - wykrzyknęła i bezradnie wzruszyła ramionami. - Chodzi
wyłącznie o niego, Tarik, o to, czego on potrzebuje.
- Pozwoliłaś mi wierzyć, że jest dla nas na zawsze stracony. Pozwoliłaś mi tak my-
śleć. - W jego szepcie pobrzmiewała furia.
- Właśnie takiej reakcji usiłowałam zapobiec - powiedziała Jessa.
- Wystarczy. - Uciszył ją uniesieniem ręki, po czym odwrócił się i ruszył ku
drzwiom.
Nigdy nie zamierzała wyznać mu prawdy. Kochała się z nim, pocieszała go i przez
cały ten czas robiła, co mogła, by zataić miejsce pobytu jego syna i spadkobiercy.
Tarik zatrzymał się w progu i stał tak przez chwilę, próbując się opanować.
- Nie sądzisz, że w którymś momencie musiałbym zauważyć rodzinne podobień-
stwo? - Nie odwrócił się do niej. - Co zamierzałaś mi wtedy powiedzieć?
- A niby kiedy miałbyś go zobaczyć? - W jej głosie zabrzmiało autentyczne zdu-
mienie.
Tym razem odwrócił głowę i na nią spojrzał.
- Czyżbyś się wstydziła pokazać w moim towarzystwie? - wycedził. - Chyba trochę
za późno, Jesso. Obawiam się, że na wczorajszej kolacji zrobiono nam zdjęcie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz! - wykrzyknęła. - Po prostu nie przyszło mi do
głowy, że mógłbyś go kiedykolwiek zobaczyć. Niby dlaczego miałbyś spędzać czas z
moją rodziną?
- Przecież mówiłem, że zabieram cię do mojej ojczyzny - warknął. - Jak myślisz,
co to oznacza? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl