[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chciał go od nas kupić Maksymilian Mistyczny - przypomniał Pete. - Lepiej włóżmy
Sokratesa z powrotem do kufra i przekażmy całą tę mieszankę wybuchową panu
Maksymilianowi. Pozbądzmy się tego. Trzymanie kufra tutaj jest zbyt niebezpieczne. Co ty
na to, Jupe?
- Mmm - mruknął Jupiter, przygryzając wargę. - Zeldzie zdawało się, że możemy
jakoś pomóc, ale rzeczywiście nie wygląda mi na to. Jak już zauważyliście, nie mamy
żadnego tropu. Jakieś dwa zbiry ścigały nas dziś rano od domu Zeldy i też mi się to bardzo
nie podobało. No, dobrze, zadzwonimy do pana Maksymiliana, skoro tak bardzo zależy mu
na tym kufrze. Spakujemy wszystko tak, jak było. Sokratesa też. Ale musimy go uprzedzić o
tych innych ludziach szukających kufra. I nie wezmę od niego stu dolarów. Zapłaci dolara,
tyle ile ja dałem za niego.
- Miło by było dostać sto dolarów - westchnął Pete.
- To nie byłoby w porządku. Przecież posiadanie kufra grozi niebezpieczeństwem -
odrzekł Jupiter. - Zaraz do niego zadzwonię. Najpierw jednak sfotografuję ten list na
wypadek, gdybym wpadł na jakiś nowy pomysł.
Jupiter zrobił kilka zdjęć listu i koperty. Następnie zatelefonował do Maksymiliana
Mistycznego, który powiedział, że natychmiast przyjeżdża. Potem wszyscy wrócili do kufra.
Włożyli list na dawne miejsce i starannie wszystko poukładali. Wreszcie Jupiter poszedł do
domu po Sokratesa.
Kiedy wszedł do pokoju, zastał w nim ciotkę Matyldę, która z przerażeniem
wpatrywała się w czaszkę leżącą na jego biurku.
- Jupiterze Jones! - powiedziała. - Ta... ta rzecz...
Ciotka bez słowa wskazała na czaszkę.
- Tak, ciociu?
- Ta straszna rzecz! - wybuchnęła ciotka. - Czy wiesz, co ona zrobiła? Powiedziała do
mnie  buuu!
- Sokrates powiedział do ciebie  buuu ?
- Jak mnie tu widzisz! Weszłam, żeby uprzątnąć twój pokój, i powiedziałam do niej
 Ty brzydactwo! Nie wiem, skąd cię Jupiter wytrzasnął, ale jedno mogę ci zaręczyć: nie
zostaniesz w moim domu! Koniec i kropka. Nie zgodzę się na to! I wtedy... wtedy... - głos
ciotki zadrżał ponownie - to coś powiedziało  buuu! Tak po prostu:  buuu! Słyszałam to
tak wyraznie, jak ciebie słyszę.
- Podobno jest to gadająca czaszka - oświadczył Jupiter, skrywając uśmiech. -
Należała kiedyś do magika. Jeśli powiedziała  buuu! , to pewnie chciała ci zrobić kawał.
- Kawał? Ty to nazywasz kawałem? Kiedy wstrętna stara czaszka wykrzywia się i
mówi  buuu ? Wszystko mi jedno, czy to gadająca czaszka, czy koń, który mówi. Ma
zniknąć z mojego domu. I to natychmiast! To ostateczna decyzja!
- Oczywiście, ciociu - zgodził się Jupiter. - Pozbędę się jej. I tak miałem to zrobić.
- I lepiej niech tak się stanie.
Jupiter zamyślony zaniósł czaszkę do kolegów. Opowiedział Pete'owi i Bobowi o
historii z ciotką.
- To bardzo dziwne - zakończył. - Muszę przyznać, że zupełnie nie wiem, co o tym
sądzić. Dlaczego Sokrates miałby powiedzieć  buuu! do ciotki Matyldy?
- Może ma poczucie humoru - odparł Pete. - No, pakujmy go.
- W świetle tego wydarzenia - stwierdził Jupiter - może lepiej zrobimy, zatrzymując
na trochę Sokratesa i kufer. Być może jeszcze coś powie.
- O, nie! - wykrzyknął Pete, chwytając Sokratesa. Owinął go w materiał i zapakował
do kufra. - Ciotka kazała ci się go pozbyć i wszyscy uchwaliliśmy to samo. Obiecaliśmy go
też Maksymilianowi i musimy dotrzymać słowa. Nie mam nastroju na wsłuchiwanie się, czy
nie przemówi jakaś czaszka. Nie chcę rozwiązywać tej zagadki.
Zamknął wieko i przekręcił kluczyk. Właśnie kiedy Jupiter szukał w myślach jakiegoś
argumentu, rozległo się wołanie Hansa:
- Jupe! Hej, Jupe! Ktoś do ciebie.
- Założę się, że to Maksymilian - powiedział Bob, kiedy wszyscy ruszyli w stronę
bramy wejściowej.
Rzeczywiście czekał na nich wysoki, chudy mag. Nie zwracał żadnej uwagi na innych
klientów i na stosy złomu.
- No i cóż, chłopcze - krzyknął na widok Jupitera - a jednak kufer Guliwera odnalazł
się!
- Tak, proszę pana - odparł Jupiter. - I jeśli tak panu na nim zależy, to może pan go
mieć.
- Oczywiście, że mi zależy! Czyż nie mówiłem tego wcześniej? Oto pieniądze, sto
dolarów.
- Nie wezmę od pana stu dolarów. Zapłaciłem za niego dolara i pan też dostanie go za
dolara.
- Ho, ho! A cóż ty jesteś taki hojny, chłopcze, jeśli mogę zapytać? Czyżbyś zabrał z
kufra coś cennego?
- Nie, proszę pana. Kufer jest w takim stanie, w jakim go dostałem. Jednak wiąże się z
nim jakaś tajemnica i ktoś bardzo chce go zdobyć. Posiadanie go może być niebezpieczne.
Nie jestem pewien, czy nie powinniśmy pójść z tym na policję.
- Nonsens, chłopcze! Nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Na pewno sobie poradzę.
Zgłosiłem się do was pierwszy i teraz żądam sprzedania mi kufra. Masz tu tego dolara.
Wyciągnął swoją długą rękę, strzelił palcami i wyjął dolara zza ucha Jupitera.
- Teraz kufer należy do mnie. Moje modlitwy odniosły efekt.
- Bob, czy możecie z Pete'em przynieść kufer? - zapytał Jupiter.
- Pewnie, że możemy! - powiedział Pete.
Przed upływem minuty przynieśli kufer. Mag kazał chłopcom położyć go na tylnym
siedzeniu swojego błękitnego sedana, którego zaparkował przy bramie wjazdowej. Wszyscy
byli tak zaprzątnięci tym, co robili, że nie zauważyli dwóch mężczyzn przyglądających się
ukradkiem ich poczynaniom. Maksymilian siadł za kierownicą.
- Przyślę wam bilety na moje następne przedstawienie - powiedział. - A więc, do
zobaczenia.
Kiedy samochód zniknął im z oczu, Pete westchnął z ulgą:
- No i po sprawie Sokratesa, Mogę się założyć, że Maksymilian będzie próbował
odkryć, jak zmusić Sokratesa do mówienia, i wykorzysta go w swoich przedstawieniach. I
życzę mu jak najlepiej. Cieszę się, że po raz ostatni widzieliśmy czaszkę i ten kufer.
Nie byłby taki zadowolony, gdyby wiedział, jak bardzo się mylił.
Rozdział 8
Urwany trop
Tego dnia nie wydarzyło się już nic szczególnego. Bob wyszedł wcześniej, żeby
porozmawiać z ojcem. Pan Andrews pracował dla wielkiej gazety z Los Angeles. Wieczorami
często nie było go w domu. Tym razem jednak nigdzie się nie wybierał.
- Wiesz, Bob - odezwał się ojciec podczas kolacji - widziałem twoje zdjęcie w jakimś
hollywoodzkim piśmie. Podawali, że twój przyjaciel Jupiter kupił na aukcji stary kufer. Czy
znalezliście w nim coś ciekawego?
- Znalezliśmy czaszkę, która podobno umie mówić - odparł Bob.
- Nazywa się Sokrates.
- Gadająca czaszka o imieniu Sokrates! - krzyknęła matka Boba.
- Dobry Boże, cóż za pomysł! Mam nadzieję, że nie rozmawiała z tobą?
- Nie, mamo, nie rozmawiała ze mną - powiedział Bob. Przez chwilę chciał dodać, że
czaszka przemówiła do Jupitera, ale powstrzymał się. Zwłaszcza że ojciec rzekł z uśmiechem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl