[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To niedorzeczne. Nie pozwolę zrobić ci czegoś tak...
tak... - Ze złością zdał sobie sprawę, że przestaje nad
sobą panować. - Poza tym, czym się właściwie mamy
martwić? Przy twoich umiejętnościach...
- Moje umiejętności mogą chronić mnie - przerwała
mu. - Nie innych ludzi, tylko mnie. I jeśli nie chcesz
ze mną współdziałać, nie mogę ryzykować, że coś ci
się stanie.
- Dlaczego? - zapytał. - Dlatego, że mój ojciec
wezwałby Shahnich?
- Dlatego, że jesteś moim przyjacielem - powiedziała
cicho.
Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, czując,
że jego argumenty topnieją i rozpływają się.
- W porządku - wymamrotał przez zaciśnięte zęby. -
Zaproponuję ci kompromis. Jeśli udowodnisz, że
zagraża nam bezpośrednie niebezpieczeństwo,
zgodzę się na wszystko.
Zawahała się, po czym skinęła głową.
W porządku. A więc... zastanówmy się. Najlepiej
byłoby, żebyś zadzwonił do biura burmistrza
Capparisa i zostawił mu wiadomość, że się gdzieś
przenosimy. Tak naprawdę nigdzie nie będziemy
jechać - pospieszyła z wyjaśnieniem - ale jeśli jest
tam informator, to przekaże tę wiadomość swoim
zbirom. Potem znajdziemy jakieś miejsce na uboczu
i zobaczymy, co się będzie działo. Jeśli cokolwiek się
wydarzy...
Zacisnął zęby, próbując bezskutecznie znalezć
powód, żeby się nie zgodzić. Potem w milczeniu
podszedł do telefonu.
Nie zastał oczywiście burmistrza Capparisa, który
prawdopodobnie wciąż siedział z kimś z heyatów w
swojej sajadzie. Daulo zostawił wiadomość, odwiesił
słuchawkę i zwrócił się do Jin.
- W porządku. Co teraz?
- Teraz załadujemy wszystko na samochód i
odjedziemy, jakbyśmy się stąd wyprowadzali -
powiedziała. - I tak musimy kupić jakieś
odpowiednie ubrania. Najpierw jednak poszukamy
niedaleko stąd jakiegoś miejsca, które mogłoby
służyć za kryjówkę.
- To łatwe - mruknął Daulo, podchodząc do
rozłożonych ubrań, które wypakował zeszłej nocy. -
Poszukamy po prostu mieszkania bez ochraniacza.
- Ochraniacza?
- Tak - odpowiedział. - Tradycyjnego rzezbionego
medalionu, który każda rodzina umieszcza przy
drzwiach dla ochrony przeciwko urokom. Nie
zauważyłaś ich w Milice?
Z niewielką satysfakcją zauważył, że poczerwieniała
ze wstydu.
- Nie, obawiam się, że zupełnie je przeoczyłam -
przyznała. - No cóż... w porządku. To ułatwi
poszukiwania.
- I co zrobimy, jak już znajdziemy opuszczone
mieszkanie?
Uśmiechnęła się krzywo.
- Przy pewnej dozie szczęścia zostanie napadnięte
dziś w nocy.
Jin zniknęła za drzwiami w sypialni.
Nie... - stwierdził w duchu Daulo - ...nie chcesz
wiedzieć. Przełknąwszy ślinę, pakował się dalej.
Rozdział 6
- Naprawdę chcesz w tym wyjść na ulicę? - zapytał
Daulo.
Stojąc przed największym lustrem, jakie znajdowało
się w mieszkaniu, Jin po raz ostatni przyjrzała się
sobie, ubranej w szary, nocny kombinezon, po czym
odwróciła się w stronę Daula. Siedział na kanapie,
palcami kreślił niespokojnie wzory na stoliku
stojącym obok niego, i wpatrywał się w nią z ledwo
ukrywanym niesmakiem.
- Jeśli razi cię mój strój - powiedziała spokojnie -
radzę ci się do niego przyzwyczaić. Z tego, co mi
powiedziałeś, wynika, że w Mangus będą najmować
do brygady roboczej głównie mężczyzn, więc jeśli
mam się tam dostać, muszę być przebrana za
mężczyznę.
Mruknął coś pod nosem.
- To wszystko jest niedorzeczne. Nawet jeśli ktoś
próbował się do nas dobrać, to na jakiej podstawie
sądzisz, że nabrał się na tę twoją małą sztuczkę?
Załóżmy na początek, że nikt nie zauważył, że to
nasz samochód stoi zaparkowany przed tamtym
mieszkaniem.
- Mówiłam ci, że jeden z tych zbirów nas
obserwował, kiedy odjeżdżaliśmy dziś rano -
przypomniała mu, zdejmując z oparcia krzesła
maskę i wkładając ją. - Musimy im to trochę
utrudnić, Daulo... ludzie patrzą podejrzliwie, kiedy
zbyt wiele im się ułatwia, podając wszystko na tacy.
- Będziesz miała za swoje, jeśli okażą się zbyt głupi,
by wyczuć te twoje subtelności. Ty będziesz
obserwować puste mieszkanie, oni włamią się tutaj.
- Dlatego wezmiesz to - oświadczyła. Wyjęła zza pasa
mały przedmiot o cylindrycznym kształcie i podała
go Daulowi. - To nadajnik krótkiego zasięgu... jeśli
będziesz miał kłopoty, podnieś klapkę i naciśnij
guzik. Będę tylko o dwie przecznice stąd, mogę się tu
znalezć, zanim skończycie się nawzajem obrażać.
Westchnął i wziął urządzenie.
- Mam nadzieję, że to wszystko jest tylko wytworem
twojej rozgorączkowanej wyobrazni.
- Ja też mam taką nadzieję - przyznała, podnosząc
przygotowany plecak i wkładając go na ramiona. -
Ale jeśli nie, to dzisiejsza noc jest dla naszych
przeciwników idealnym momentem, by uderzyć.
- Chyba tak. Cóż, przynajmniej do rana będziemy
mieli pewność.
Prawdopodobnie o wiele prędzej - pomyślała Jin.
- W porządku. Idę. Zatrzaśnij za mną drzwi, i nie
bój się zasygnalizować, jeśli usłyszysz coś
podejrzanego. Obiecujesz?
Udało mu się uśmiechnąć.
- Pewnie. Uważaj na siebie, Jin Moreau.
- Dobrze. - Włączając wzmacniacze wzroku, uchyliła
drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Nikogo nie dostrzegła.
Wysunąwszy się po cichu, zamknęła je za sobą i
ruszyła w dół ulicy.
Zaledwie godzinę spędziła w swojej kryjówce w
połowie klatki schodowej biegnącej na zewnątrz
budynku, kiedy nadeszli. Ci sami - siedmiu zbirów,
którzy zaczepili ją i Daula na ulicy tego ranka.
Szybko zorientowała się, że nie byli amatorami.
Poruszali się cicho po opuszczonej ulicy, kryli się w
ciemności. Podeszli z obu stron do pustego
mieszkania. Dwóch zatrzymało się przy
samochodzie, prawdopodobnie sprawdzając, czy
ktoś ich stamtąd nie obserwuje, po czym dołączyło
do reszty przy drzwiach wejściowych. Jeden pochylił
się nad zamkiem i po kilku sekundach otworzył
drzwi. Cała grupa weszła szybkim krokiem do
mieszkania.
Prawdopodobnie nie zdążyli się jeszcze zorientować,
że mieszkanie jest puste, kiedy Jin ich dogoniła.
%7ładen nie miał nawet szans krzyknąć, fale
ultradzwięków uderzyły ich z bliska, pozbawiając
natychmiast przytomności. Padli na ziemię jak kłody
i leżeli bez ruchu.
Jin omal do nich nie dołączyła. Przez długą chwilę
słaniała się, oparta o ścianę, trzymając się za brzuch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl