[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyciągnął rączkę, bo, jak sądził, był to najodpowiedniejszy, najbardziej grzeczny sposób
witania się z hrabiami.
- Mam nadzieję, dziadku, że czujesz się dobrze - ciągnął przyjaznie. -Bardzo się cieszę,
że cię widzę.
Hrabia uścisnął mu rękę z dziwnym błyskiem w oku. Był tak zaskoczony, że nie miał
pojęcia, od czego właściwie powinien zacząć. Patrzył spod krzaczastych brwi na
malowniczą małą postać i mierzył ją od stóp do głowy.
- Cieszysz się, że mnie widzisz, tak? - zapytał.
- Tak - odpowiedział lord Fauntleroy. - Bardzo.
Obok fotela stało krzesło, usiadł na nim, ale było wyjątkowo wysokie, więc kiedy już się
na nim usadowił, nie dotykał stopami podłogi. Tak czy owak, krzesło okazało się całkiem
wygodne. Cedryk skromnie, ale bacznie przyjrzał się swemu dostojnemu dziadkowi.
- Myślałem i myślałem, jak też możesz wyglądać, dziadku - powiedział. - Nieraz kładłem
się na koi w kajucie statku i przemyśliwałem, czy choć trochę będziesz podobny do taty.
- No i...? - zapytał hrabia.
- Cóż - odpowiedział Cedryk. - Byłem bardzo mały, kiedy tatuś umarł, i chyba nie za
dobrze pamiętam, jak wyglądał, ale nie uważam, że jesteś do niego podobny.
-1 pewnie jesteś rozczarowany, co? - podsunął dziadek.
- Ależ nie! - odpowiedział grzecznie Cedryk. - Oczywiście, zawsze lubi się kogoś, kto
przypomina własnego ojca, ale z pewnością można się cieszyć na widok dziadka - nawet
jeśli nie jest podobny do ojca. Sam dobrze wiesz, ile radości sprawiają nam krewni.
Hrabia usadowił się głębiej w fotelu i w zadumie zaczął wpatrywać się w chłopca. Trudno
byłoby powiedzieć, że zna radość, jaką sprawiają krewni. Większość swego bezcennego
czasu poświęcał na gwałtowne kłótnie z nimi, na wyrzucanie ich z własnego domu i
obrzucanie wyzwiskami - oni zaś wszyscy szczerze go nie cierpieli.
-46-
- Przecież każdy chłopiec kocha swojego dziadka - ciągnął lord Fauntle-roy -
szczególnie, jeśli ten dziadek jest dla niego tak dobry, jak ty.
W oczach starego pana znów pojawił się dziwny błysk niepokoju.
- A... A ja jestem dla ciebie dobry, tak? - zapytał.
- Tak! - odparł z całą szczerością mały lord. - Tak bardzo jestem ci wdzięczny za
36
wszystko, co zrobiłeś dla Bridget i pani od jabłek, i dla Dicka!
- Bridget?! - wykrzyknął hrabia. - Dick?! Pani od jabłek?!
- Tak, to są ci, dla których dałeś mi pieniądze - wyjaśnił Cedryk. - Pieniądze, które dałeś
panu Havishamowi, żeby dał je mnie, gdybym potrzebował.
- Ha! - wrzasnął hrabia. - Więc to tak! Pieniądze, które miałeś wydać tak, jak tylko
zechcesz! I cóż za nie kupiłeś? Chętnie się dowiem...
Zciągnął krzaczaste brwi i surowo spojrzał na malca. Rzeczywiście, chętnie dowiedziałby
się, jak też poczynał sobie jego wnuk.
- Och, zdaje się, że nic nie wiesz o Dicku ani o pani, która sprzedaje jabłka.
Zapomniałem, że mieszkasz tak daleko od nich. To byli moi wielcy przyjaciele. I, widzisz,
dziadku, Michał miał gorączkę...
- Kto to taki, Michał? - zapytał hrabia.
- Michał jest mężem Bridget i oni byli w wielkich kłopotach. Sam wiesz, jak to jest, kiedy
mężczyzna zachoruje i nie może pracować, a ma dwanaścioro dzieci, a Michał zawsze
był przyzwoitym człowiekiem. Bridget przychodziła do naszego domu i płakała. I tego
wieczoru był u nas pan Havisham, i ona płakała w kuchni, bo nie mieli już prawie nic do
jedzenia, i nie mogli zapłacić za mieszkanie. Poszedłem do niej, ale pan Havisham posłał
po mnie i powiedział, że dałeś mu dla mnie te pieniądze, a ja pobiegłem najszybciej, jak
tylko się dało, do kuchni i dałem je Bridget. Wszystko było w najlepszym porządku, ale
ona nie mogła uwierzyć własnym oczom. Dlatego więc jestem ci tak bardzo wdzięczny.
- A! Więc to jest jedna z rzeczy, które zrobiłeś dla siebie, tak? I cóż jeszcze? - dopytywał
się hrabia. Dziwnie obniżył głos.
Dougal przez cały czas leżał przy wysokim fotelu swojego pana; teraz, gdy Cedryk
usiadł, znów zajął swoje miejsce. Kilka razy odwracał wielki łeb i popatrywał na chłopca,
jakby interesował się rozmową. Był poważnym, rozsądnym psiskiem. Zdawał się jakby za
duży, by móc traktować życie beztrosko - hrabia, który znał psa bardzo dobrze, uważnie
obserwował teraz jego zachowanie. Rzadko zdarzało się, by Dougal tak łatwo
nawiązywał nową znajomość, hrabia zdziwił się więc, jak cierpliwie ten grozny kolos
znosił dotyk małej, dziecięcej rączki. W pewnej chwili ogromny pies znów bacznie
przyjrzał się lordowi Fauntleroy i z ufnością położył swój wielki, podobny do lwiego łeb na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]