[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skórzane czapki, stalowe hełmy, pasy z nabojami, kabury z pistoletami i spadochrony na wypadek
awarii podczas wyczepiania. Dopiero wtedy otrzymali ostatnie instrukcje.
- Za 60 godzin znajdziemy się nad strefą czerwoną, przewidzianym miejscem lądowania- odezwał się
pierwszy oficer "Edisona", kierujący akcją. Byt to krępy, barczysty mężczyzna zbliżający się do
pięćdziesiątki. Bezustannie skubał palcami swoje odstające uszy i z dziką zawziętością żuł gumę, ale i
tak nie potrafił ukryć zdenerwowania. Siląc się na niedbałość wskazywał współrzędne: -W tej chwili
znajdujemy się w pozycji 386' szerokości geograficznej północnej i 4 26' długości geograficznej
wschodniej. Obszar lądowania: pomiędzy 37`15' i 3730' szerokości geograficznej północnej i
pomiędzy 630' a 815' długości geograficznej wschodniej.
Przerwał i przez radiotelefon zaczął wykłócać się z technikami, którzy najwidoczniej ignorowali jego
zarządzenia.
- Miejsce lądowania znajduje się trzy mile przed wami, w zależności od siły i kierunku wiatru oraz
tempa waszej akcji. Grunt jest piaski i od południa ku północy opada łagodnie. Słone podłoże nie
dopuszcza do wegetacji wyższego rzędu, a gdyby nawet tu i ówdzie rosły drzewa, zastaniecie je już
wycięte- chyba że będziecie naprawdę pierwszą grupą. Najprawdopodobniej zastaniecie jednak teren
zniwelowany, na którym możecie wylądować spokojnie nawet po ciemku.
-A jak się tam panu podobało? - zapytał Jerome
- Co takiego?- zapytał pierwszy oficer zirytowany.
- No cóż, sprawia pan wrażenie, jak gdyby już pan tam kiedyś był- wzruszył ramionami Jerome.
- Istnieją sprawozdania i opisy faktów, których wiarygodność raczej nie ulega wątpliwości, majorze-
odparł zjadliwie oficer Marynarki.
- Niepotrzebnie się pan unosi- powiedział Jerome tonem pojednawczym. - %7łartowałem tylko.
- Zostaniecie na razie w strefie czerwonej, do czasu nawiązania kontaktu radiowego z bazą. Jest to
szczególnie ważne w razie lądowania o zmroku. Szanse wyglądają wtedy jak pięćdziesiąt na
pięćdziesiąt.
- Logiczne- westchnął Steve.
- Potem będziecie starali przebić się do bazy, a ona znajduje się o, tu - wskazał na południowy cypel
Sardynii, po czym zerknął na zegarek. -Czas nagli. Mniej więcej za 45 minut powinniście być w klatce.
Proszę zamówić sobie coś porządnego do jedzenia. Dostarczą to wam jeszcze przed zamknięciem
klatki. %7łyczę wam wiele szczęścia.- Pośpiesznie skierował się w stronę mostku.
Ruchomy pomost przeniósł ich na poziom klatki. Zanim jeszcze nałożono pokrywę i uszczelniano
właz, przyniesiono im posiłek. Steve zamówił dla siebie cały stos kanapek i dwa termosy z herbatą,
zabezpieczając się w ten sposób na najbliższe dwie doby, Jerome natomiast uporał się z podwójną
porcją boeuf a la Strogonoff, nie zrezygnował jednak z kanapek i herbaty. Jego prośby o butelkę rumu
i skrzynkę piwa zignorowano, tak samo zresztą jak jego protesty. Musiał więc zadowolić się jedną
puszką piwa. Zirytowany opróżnił ją w mgnieniu oka, po czym usadowił się wygodnie na tylnym
siedzeniu "kota". W momencie, kiedy przykręcano pokrywę, spał już mocno.
Talent godny pozazdroszczenia, pomyślał Steve, gnieżdżąc się w ciasnym kokpicie szybowca. Ale tak
było zawsze. Kiedy na przylądku przesunięto moment startu ze względu na złe warunki
atmosferyczne, Jerome położył się spokojnie spać i nic nie zdołało wytrącić go z równowagi.
Tymczasem Steve już po upływie 30 minut zaczął zdradzać objawy klaustrofobii. Teraz też zdawał
sobie sprawę z tego, że najbliższe 50 godzin będą dla niego najgorszym okresem w całym jego życiu.
Z obsługą pozostawali w ustawicznym kontakcie radiowym, wiedzieli jednak, że wraz ze wzrostem
energii pola Kafu'a łączność ta słabnie, a na pięć godzin przed wyczepieniem zaniknie zupełnie.
Wtedy będą odizolowani, zamknięci w murze czasu, i nigdy już nie będą w stanie stwierdzić z cała
pewnością, czy z tamtej strony muru istnieje jeszcze terazniejszość.
Nie, nie, myślał Steve, dopóki widzę jeszcze ścianę klatki, znajdujemy się w terazniejszości, wisimy
bezpiecznie pod kilem "Edisona" jak młode małpię pod brzuchem matki. A jednak nie pozbył się
niepewności. Włączył jeden ze szperaczy szybowca, omiótł nim pomieszczenie, zgąsił światło i zaczął
nasłuchiwać. Po krótkiej chwili ponownie włączył reflektor, gdyż zdawało mu się, że słyszy plusk wody.
Wreszcie wyszedł na zewnątrz i uważnie obejrzał zewnętrzną powłokę klatki, nie dostrzegł jednak
nigdzie nawet kropli wody.
Na chwilę owładnął nim lęk przestrzeni. Zpiesznie wdrapał się z powrotem do kokpitu, naciągnął na
twarz maskę przeciwgazową i uruchomił dopływ tlenu. Kilkakrotnie wdychał go głęboko, aż pozbył się
ucisku w piersi, po czym opadł bezwładnie na oparcie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl